Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Kamieniem w Karola

Komentarze

Trzeba to sobie powiedzieć: jesteśmy liczną winiarską rodziną, mamy wspólne korzenie, zapuszczone w chłonnym gruncie winnych rozmaitości. Jest nas dużo, coraz trudniej nam zliczyć raczkujące potomstwo pasierba bratanka stryjenki, toteż co roku dostawiamy krzesła na imprezach, które przypominają te rodzinne, ze wszystkimi ich blaskami i cieniami. Mamy herb, który sobie grawerujemy na wyobrażonym sygnecie, i wszystkie młode wychowujemy w jego kulcie, kiedy się spotykamy na familijnych spędach, często o wysokiej kulturze etykietowania. No i mamy ulubiony sport – rzut kamieniem w Karola.

© Carlo Rossi/Facebook

Karolem nazywamy Carlo Rossi, kalifornijską markę, która wdarła się szturmem na polski rynek w połowie lat 90. i szybko się zadomowiła w świadomości i na stołach polskich konsumentów. Karol nie cofał się przed stosowaniem wyrazistych chwytów marketingowych, jak choćby spoty reklamowe czy sponsoring wielkich wydarzeń modowych, przez co czasem oskarża się go o PR-ową dezynwolturę. Po niemal trzydziestu latach pora wszak uznać, że Carlo Rossi jest marką znaną wszystkim – Drogim Czytelnikom zapewne też, niezależnie od tego, czy faktycznie konsumują wino z tą etykietą, czy nie.

W gronie koneserów Karol ucieleśnia to, co najgorsze: sukces jaskrawej kultury masowej, która rozpycha się łokciami w każdym zakątku świata, nęcąc tym, co przystępne, tanie i szybkie, a spopielając jakość, znawstwo i niszowość. Karol jest przy tym klasowo niepojęty, bo jedni go widują na zakupach w dyskoncie, inni z wianuszkiem niewiast u ramienia na dożynkowej imprezie w remizie, a niektórzy, gdy mruga okiem na biforku eleganckiego korporacyjnego bankietu w warszawskiej restauracji Belvedere. Myślę, że nie bez znaczenia jest tu wiek Karola, przywołujący niedyskretny urok lat dziewięćdziesiątych, o których dopiero zaczynamy myśleć z czułym dystansem, ale tylko gdy idzie o kuboty na rzep, design użytkowy i Claudię Schiffer. Mniej chętnie pamiętamy o wielkich aspiracjach i chudych portfelach, o małej wiedzy i skąpym wyborze wina, o przaśnej ofercie lat 90., zanim ją zaczął filtrować gust, a nie tylko PKB.

Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!