Dotknąć legendy
Jakiego wina chciałabym się napić w 2012 r.? Uśmiecham się na myśl, że nowocześni hiszpańscy krytycy szybko zdiagnozowaliby u mnie chorobę, którą w pewnych kręgach zwie się szyderczo „riojitis”. Tak, kocham Rioję, jest to miłość zupełnie ślepa. Co gorsza: wcale się tego nie wstydzę.
Przyglądam się z niekłamaną radością nagłemu zmartwychwstaniu pochowanej za życia tradycji wytwarzania poważnych win białych w tej apelacji. W ostatnim ćwierćwieczu uprawa białych odmian w regionie zmalała istotnie: z 9 tys. ha w 1985 r. do niespełna 4 tys. w 2010 r., a jednak większość szanujących się producentów w DOCa. Rioja jaśniejszą część swojego portfolio traktuje dziś poważnie. Abel Mendoza ma w ofercie kilka białych win szczepowych oraz bardzo elegancką mieszankę viura, garnacha blanca, torrontés i malvasía z odrobiną tempranillo blanco; w latach 1990. ciekawe białe wino stworzył Telmo Rodríguez (Remelluri Blanco); wspaniałe białe wino produkuje także Artadi, jednak brak winnic dedykowanych białym odmianom i konieczność zbierania owoców viury z krzewów porozrzucanych wśród winorośli innych odmian sprawia, że już sama cena Viñas de Gain Blanco przyprawia o niebezpiecznie szybkie bicie serca.
Wierna tradycji wyrobu win białych fermentowanych w beczkach była nieprzerwanie jedynie rodzinna wytwórnia Bodegas López de Heredia (Viña Tondonia). Marzy mi się spotkanie z tą właśnie wiernością: wybrałabym Viña Tondonia Blanco – legendę, która nie dała się zmiennej modzie pochować za życia. Najlepiej, gdyby to była Gran Reserva 1970 – bodaj ostatni bardzo dobry rocznik w DO Rioja w czasach dyktatury – niech więc to będzie dodatkowy smaczek, choć z podobną radością sięgnęłabym także po Gran Reservy z lat 1980. i 1990.
Wyobrażam sobie, że Viña Tondonia ma ciemnozłotą suknię w stylu retro. Wyobrażam sobie, że w nosie wydaje się początkowo mało atrakcyjna, odrzucająca wręcz, jak woń naftaliny w starym kufrze pełnym sukienek babci i surdutów dziadka. Ale pewna jestem w mojej wyobraźni, że kiedy z bukietu opada ponad czterdziestoletni kurz, można wyczuć zapach jej młodości: skórkę cytryny, białe kwiaty, kroplę miodu i szczyptę wanilii. Wyobrażam sobie, jak od pierwszej do ostatniej kropli snuje opowieść o ambitnym Rafaelu López de Heredia y Landeta, jego dzieciach i wnukach, o niezłomności, cierpliwości, a na koniec o Marii José i Mercedes, które z kobiecą troską pielęgnują to, co najlepszego dostały w spadku.