Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Wolna od długopisu

Komentarze

Na pytanie Wielkiego Brata „o jakim winie marzę w 2012?” nie ma jednej odpowiedzi. Marzę o bardzo wielu. Przede wszystkim zaś marzę o tym, by te wymarzone wina pić, a nie wypluwać. A zwłaszcza pić więcej burgundów. Mogłoby się to co prawda skończyć wojną domową: po drugiej stronie stołu siedzi frakcja bordeaux i kalifornijskich cabernetów. Gdybym jednak miała marzyć czysto egoistycznie, to z rozmachem, ale zupełnie sztampowo najbardziej chciałabym się napić (a nie zdegustować w tłumie nieznajomych) Romanée-Conti. Bo realistycznie podchodząc do rzeczy, coraz bardziej tracę nadzieję, że to się jeszcze wydarzy. We wrześniu ubiegłego roku skrzynka legendarnego burgunda z rocznika 1990 sprzedała się na aukcji Acker Merrall & Condit w Hongkongu za rekordowe 300 tys. dolarów. W zasadzie nie ma co się podniecać już dawno abstrakcyjnymi cenami. Boli jednak świadomość, że burgundy – synonim wina par excellence (że pozwolę tak sobie powiedzieć) na wzór bordeaux staną się po prostu luksusowym produktem, a rosnące ceny DRC pociągną ceny innych producentów i apelacji. Już teraz niektórzy tracą apetyt na wino, myśląc o sumach, za jakie mogliby je upłynnić. Mike Steinberger na swoim blogu opisuje, jak jego brat Lafity wymienił na rower. Owszem, trochę żałował, że ich nie spróbował, ale pomyślał, że rower będzie miał znacznie dłuższy przebieg.

Domaine de la Romanee Conti 1999
© Vinfolio.com.

Gdybym więc miała Romanée-Conti napić się na własny kredyt (choć co to za uciułane marzenie), więc raczej z wygranej w totka, to pewnie nie z własną drugą połową. Musiałabym słuchać o dłuższym przebiegu nowego samochodu, remoncie mieszkania, podróży dookoła świata… A moje wymarzone wino nie zniosłoby tego typu porównań. Tuwim mawiał: „Wódkę pije się za własne pieniądze. Koniak za pożyczone. Szampan tylko za cudze”. Romanée-Conti też pewnie, gdy podarowane, smakuje najlepiej. Najbardziej chciałabym rocznik 1999, o którym dyrektor DRC Aubert de Villaine mówił, że czułby się spełnionym człowiekiem, gdyby umierał ze świadomością, że jest jego ostatnim. Pewnie po trzynastu latach byłoby jeszcze za młode, ale w sam raz, by dać przedsmak tego, czym jeszcze by być mogło i pozostawić nadzieję, że piciorys, jak mawia Wojtek Kuczok, jeszcze się nie skończył. Najchętniej wypiłabym je z C., który ma czucie do rzeczy zbytkownych i bezużytecznych, na jego paryskim balkonie, podpatrując, jak starszy pan sąsiad od lat o tej samej porze maszeruje z bagietką do domu, a pan prawnik z naprzeciwka nieodmiennie przed kolacją cieszy się whisky. Wolna od długopisu, sączyłabym burgunda w pamięć mimowolną. A C. na pewno darowałby mi rozważania, czy to się opłaca i nie rozwodziłby się nad aksamitnymi taninami, harmonijną kwasowością i długim mineralnym finiszem. Powiedziałby po prostu: quel vin!

aubert-de-villaine-co-gerant-du-domaine-1
Aubert de Villaine, dyrektor DRC.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Kowalski

    Dzień dobry

    • Konewka

      Kowalski

      Odpowiadam Ci, bo może chcesz sprawdzić, jak działa.