Dojrzali dwudziestoletni
Dariusz Ciężkowski, jeden z najlepszych kupców wina, jakich znam, zaprosił mnie na niezwykle ciekawą degustację, godną co najmniej Andrew Jefforda lub Michaela Broadbenta. Rzecz miała miejsce w jego lokalu Celeste, który łączy funkcję sklepu winnego i bistro. Kameralne grono, które zebrało się tego wieczora, miało szansę spróbować win w pełni już dojrzałych, co samo w sobie jest już wyjątkowe (niestety ambitne wina wypijamy zazwyczaj o wiele za wcześnie).
W roli Hitchcockowskiego trzęsienia ziemi wystąpił obezwładniający Château Musar 2000 (225 zł, ♥♥♥♥♥). Wino zostało już na Winicjatywie opisane, więc wrócę do niego poniżej tylko w kontekście porównawczym. Następne w kolejce było cru classé piątego szeregu, Château Pedesclaux (♥♥♥♥) z dobrego rocznika 2005. Jak na Pauillac prezentował bardzo łagodną budowę z mocno już wtopioną taniną. Owoc błąkał się gdzieś na dnie kieliszka, a wino nie miało wyraźnie swojego dnia. Było zaskakującą mało ekspresyjne. na pewno warto będzie do niego wrócić za parę lat, choć bez nadziei na skokowy rozwój.
Lepiej honoru Bordeaux broniła kolejna butelka, drugie cru classé z Saint-Julien, Château Léoville Barton 1996 (♥♥♥♥♡). Reputacja producenta, jak i doskonały rocznik, tym razem nie zawiodły. Wino jest w pełni rozwinięte, nawet z przewagą nut ewolucji. Zamiast koktajlu owocowego proponuje jednak fantastyczny żwirowy chłód i elegancję. W porównaniu z Pedesclaux, w którym dosyć duży udział merlota mocno zaokrąglił ciało, Léoville pokazuje więcej charakteru. Pod względem wielowymiarowości, aspektu, który był kluczowy w filozofii Serge’a Hochara, oba wina musiały jednak uznać wyższość ich bliskowschodniego kuzyna
Dobiegliśmy do połowy degustacji i żarty się skończyły, bo w następnych dwóch butelkach czekały madirany, które mimo dwudziestu lat na karku nie straciły nic ze swego monumentalnego stylu. Obie wyszły spod ręki Alaina Brumonta, największej gwiazdy apelacji, a w czasie powstawania tych win – jednego z pupilów Roberta Parkera. Obydwa mają za podstawę szczep tannat, który może pochwalić się największą zawartością garbników spośród wszystkich znanych odmian we Francji. Château Montus Prestige 1999 (399 zł, ♥♥♥♥) ma aromat ciemnej czekolady i czarnego owocu o rodzynkowym już charakterze. Gęstością przypomina mocnego châteauneufa, faktura jest już jedwabista. Półtora roku w nowym dębie znalazło odzwierciedlenie jedynie w lekkiej pikantności. Wino bardzo szerokie, zmysłowe, ale chyba nie wielkie.
Ciekawiej prezentuje się Château Montus XL 1999 (499 zł, ♥♥♥♥♡), którego nazwa dobrze oddaje charakter wina, mimo, że odwołuje się do 600-litrowych beczek, w których wino leżakuje trzy i pół roku. Owoc, przywodzący na myśl sok z porzeczki ze słoika z zakurzonej spiżarki, zachował się tu w lepszej kondycji. Jednak prawdziwie extra large jest kwasowo-garbnikowa struktura. Alkohol trochę odstaje, a tanina jest nieco sucha. Para z Madiran strukturalnie odpowiadała dwóm winom z Bordeaux, pokazując zestawienie miękkości i zwartej, łagodnej faktury z mocną strukturą, ale i przestrzenią. Może pochwalić się w wieku dwudziestu lat całkiem dobrą kondycją, bijąc sławniejszych i wiele droższych kolegów z Bordeaux ekspresją.
Prawdziwy pokaz możliwości klasycznej Francji dostarczyła jednak ostatnia butelka, Clos de Vougeot 1997 (♥♥♥♥♥) od Chanson (które nie zrobiło wielkiego wrażenia ostatnio w Trójmieście). Aromat już bez owocu, pełen nut mchu, zielonego pieprzu i minerałów roztacza paleolityczny krajobraz. W ustach okazało się jednak najbardziej pionowym winem, a niekończący się posmak ziemi i mineralność przyćmiły wszystkie doznania tego wieczoru.
Bardzo dobrze pomyślana degustacja miała swoją logikę. Otwarcie stanowiło wino najbardziej złożone, po nim nastąpiło zestawienie dwóch świetnych regionów, a całość wieńczyło wino doskonale zestarzone, już schodzące ze sceny, ale w sposób godny wielkiego mistrza.
W podanych cenach wina do kupienia w Celeste na ul. Ogrodowej w Warszawie oraz w winiarni Vinis w Piasecznie.
Źródło win: degustowane na zaproszenie importera.