Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Cud wina

Komentarze

Drugiego kwietnia wstaję przed siódmą, żeby zdążyć na ósmą. Od tej godziny karne wojsko piemonckich sommelierów rozpoczyna nalewanie barolo. Nebbiolo Prima to doroczna prezentacja nowego rocznika najlepszego włoskiego wina; w ciągu trzech dni do spróbowania jest ponad 300 próbek, zatem poranny start jest uzasadniony. Do lunchu muszę „przerobić” sto z nich, a kumulacja tanin i kwasowości szybko zamienia moje podniebienie w bitwę pod Borodino. Nie jest to kontekst sprzyjający uniesieniom, to raczej ćwiczenie z biegłej księgowości: tu gram taniny za dużo, tam kwasowość niezlicowana z owocem, a w tym winie wszystko się zgadza – 92 punkty.

Bruno Giacosa (znów) jest gwiazdą Barolo. © Wojciech Bońkowski

Po południu jadę do Bruna Giacosy i z umiarkowanym entuzjazmem siadam przy degustacyjnym stole – potężnym gdańskim meblu, jakby dobranym do monumentalnego stylu tutejszych win. Jednak gdy wino trafia do kieliszka, zmęczenie w mig ulatuje. Bukiet Barolo Le Rocche del Falletto Riserva 2011 rozpościera się szeroko jak Panorama Racławicka, a zdrojowo czysty smak wiśni i róży jest niebywały – do tego jest zdolne tylko barolo. Wino tak wspaniałe, że aż nie do wiary.

Dwudziestego maja po całym dniu degustacji nowego rocznika Prioratu siadam do kolacji. Jak to w Hiszpanii, wybiła dwudziesta druga, a na horyzoncie ani śladu przystawki. Dzień zaczął się również o siódmej, bo mimo pozornie niewielkich odległości jazda po tej apelacji jest żmudna – serpentyna goni serpentynę. Odwiedziliśmy cztery winiarnie, do tego doszła przekrojowa prezentacja różnic między poszczególnymi strefami. W gorącym roczniku 2015 wina nie schodzą poniżej 14,5 proc. alkoholu, promile we krwi z pewnością też mam słuszne. Najbardziej marzę teraz o kwasowym rieslingu, lecz do kieliszków trafia kolejny priorat. Zamiast asfaltem i wiśniówką Mas Doix 1999 uderza jednak balsamiczną słodyczą, mimo kolosalnej koncentracji pije się go jak owocowy sok, tak wydaje się zwiewny i naturalny – cud starych krzewów Prioratu.

Dziesiątego czerwca z grupą winomanów ze Szkoły Wina Winicjatywy siadamy do ostatniej kolacji podczas naszej wędrówki przez winiarski Rodan. Wybierając się w podróż, miałem cichą nadzieję, że spróbuję legendarnego châteauneuf-du-pape Château Rayas, którego nigdy wcześniej nie piłem. Gdy więc w karcie awiniońskiej restauracji L’Agape błyska w przyzwoitej cenie, nie zastanawiam się długo. W głębi duszy jednak drżę, bo ciężar oczekiwań wobec legendarnych butelek jest ogromny i wino niemal nigdy nie potrafi go unieść. Tematem na osobny felieton jest długa lista tak zwanych wielkich win, które nie wywołały we mnie emocji: Château Margaux 1996, Pingus, Dom Pérignon, Penfolds Grange. Im więcej wiemy o winie, tym rzadziej spontanicznie zachwycamy się jego smakiem. 

Na wyjazdach Winicjatywy nie brakuje emocji. © Wojciech Bońkowski.

Bukiet Rayasa 2006 tymczasem obezwładnia obrazem Prowansji jak u van Gogha, korowodem miodu, lawendy, rozmarynu, brzoskwiń, wosku, anyżu i cynamonu; smakiem ciepłym jak ostatnie promienie letniego słońca. Wino tak nie pachnie, takie bogactwo, takie uczucie się przecież w winie nie zdarza!

A jednak. Wszak wino nie jest tylko sfermentowanym sokiem z winogron. To coś znacznie poważniejszego. W winie mieści się nieskończona treść, a przede wszystkim emocje. Pod warunkiem że stoi za nim jakość, która – jak wiemy ze wspaniałego dictum Johna Ruskina – nie jest nigdy przypadkiem, lecz wynikiem inteligentnego wysiłku. Winiarz osiąga jakość staranną uprawą i winifikacją, kontrolą nad milionem drobnych czynności, świadomym dążeniem do wykształcenia określonych cech w winie. Jakość to także zmysłowa przyjemność picia, bodaj najważniejszy powód, dla którego ten sfermentowany sok pijemy. O jakości wina stanowi wreszcie jego związek z ziemią, odzwierciedlenie siedliska czy – jak mówimy – terroir, gdzie powstało; owa typowość i autentyczność, która wyróżnia je na tle wielu innych produktów.

Południe Rodanu – królestwo grenache. © Wojciech Bońkowski.

Cudem wina jest to, że każda z tych rzeczy – zmysłowa przyjemność, obiektywna jakość czy intelektualny wymiar terroir – może istnieć samodzielnie i niezależnie stanowić o jego wartości. Wino może być po prostu bosko pyszne, nawet będąc trunkiem mało wyrafinowanym – na przykład młoda, tryskająca słodką maliną garnacha z Aragonii czy Côtes du Rhône, która przekazuje nam wszak coś istotnego o świecie, to znaczy bezpośredni, nieprzysłonięty niczym smak owocu. Można pić wino bez żadnej w zasadzie zmysłowej przyjemności, podziwiając jednak jego architekturę, matematyczną niemal równowagę i takie czynniki jakości, jak na przykład najwyższej klasy beczkę. Dla mnie to przypadek klasyfikowanych bordeaux; są to obiektywnie wielkie wina, ale nigdy nie mam na nie ochoty. Są wreszcie wina trudne w piciu i zaledwie średniej jakości, smakujące jednak unikatowo ziemią, która je zrodziła – na przykład tanie mozelskie rieslingi, zielone i diablo kwaśne, ale w niepowtarzalny sposób.

A kiedy trzy wyżej wymienione elementy zbiegną się w dużym natężeniu, mamy do czynienia z wielkim winem. Takim jak niezapomniany Château Rayas, boleśnie cudowny w piciu (butelka opustoszała po 20 minutach), a zarazem skończone dzieło sztuki i kultury. Takie są pierwszej klasy barolo, châteauneuf i prioraty, o których piszemy w tym numerze – najjaśniejsze gwiazdy na firmamencie wina.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.