Brunello di Montalcino: Oderwani od rzeczywistości
Można by powiedzieć, że do wystąpienia przeciwko brunello di montalcino nie trzeba było mnie długo namawiać. W końcu już dwa lata temu, na tych samych łamach popełniłem tekst Kto potrzebuje brunello?, dowodząc, z jak bardzo przereklamowanym produktem mamy do czynienia. Przez moment nabrałem jednak wątpliwości. Może coś drgnęło w obrazie tych win? Może niektórzy poszli po rozum do głowy, a moje argumenty straciły na prawdziwości? Obawy okazały się jednak płonne – nie zmieniło się nic. Pozostaje mi więc z radością przytoczyć kilka największych zasług tej apelacji, które sprawiają, że od pewnego czasu brunello di montalcino omijam szerokim łukiem.
Głównym powodem jest wręcz niekontrolowany przyrost nowych producentów. Przypomnę, że jeszcze w 1967 roku było ich zaledwie 16, dziś już ponad 250, a mówimy o ściśle określonym i wcale nie tak dużym obszarze. Choć kluczowe znaczenie dla jakości mają parcele na samym wzgórzu Montalcino, te już dawno się skończyły, a kolejne nasadzenia pojawiały się w coraz słabszych lokalizacjach, tak pod względem geologicznym, jak i klimatycznym. Dziś, sięgając po butelkę wina, najlepiej od razu wyświetlać pozycję danej winnicy na mapie, by zorientować się, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z taką leżącą na całkowitej płastudze. Rzecz jasna, stale rosnąca popularność i wiecznie niezaspokojony apetyt głównego zagranicznego odbiorcy (zresztą to kolejny raz, gdy eksport do USA istotnie zmienia dany region w Europie) wpłynęły także na ceny, które zaczynają się odrywać od rzeczywistości.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!