Bezbronni i zahartowani
Stephen King w opowieści o swoim wczesnym dzieciństwie wspomina osiemdziesięcioletnią nianię, która cierpiała na nieustanne puszczanie wiatrów. Słowo „cierpiała” jest przesadne; mały Stephen zapamiętał jej chichot i głośne „Olé!”, którym kwitowała kolejnego bąka puszczonego w twarz dziecięcia. Kiedy później, opowiada King, przyszła pierwsza recenzja krytyczna jego prozy, zupełnie się nią nie przejął: „Byłem już odpowiednio zahartowany”.
Nie każdy winiarz jest uzbrojonym na przeciwności losu Stephenem Kingiem i nie każdy krytyk winiarski jest osiemdziesięcioletnią nianią, jednak przed każdym z nich – i winiarzem, i krytykiem – staje kwestia oceny i nikomu nie jest łatwo. A już zwłaszcza winiarzowi. Pamiętam doskonale wizytę w medokańskim Château Brane-Cantenac i rozmowę z tamtejszym nadzorcą winifikacji. – Wie pan, tyle pracy wkładamy, nawet nie może pan sobie wyobrazić, jaki to jest wysiłek, a tu przyjedzie dziennikarz [chyba myślał o Jamesie Sucklingu], pociągnie łyka, wypluje i już go nie ma. Po dwóch tygodniach patrzymy: 87 punktów.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!