Azory: uśpiony wulkan
Aż się prosi, by o Azorach pisać melancholijnie: o przebrzmiałej wielkości tutejszych portów, o tawernach kipiących morską opowieścią, o wielorybnikach. I o maderze, którą w czasie przystanku frachtów na archipelagu „wzbogacano” miejscowym winem.
Kamień na kamieniu
Azorczycy twierdzą, że portowe raporty, jak zatopione galeony, skrywają prawdę: że madery przybijającej tu w drodze do Ameryk było znacznie mniej niż tej, która faktycznie opuszczała archipelag, i że madery docierające do miast Nowego Świata w istocie były mieszanką win z Madery i Pico – winiarskiego serca Azorów. Mówi się też, że transport wina do portów archipelagu bez infrastruktury drogowej był utrudniony, a statki nie mogły cumować w pobliżu winnic, więc staczano beczki bezpośrednio do oceanu, skąd były wyławiane i ładowane na pokład, by ruszyć w rejs na eksport.
Najważniejsza dla winiarstwa całego archipelagu dziewięciu wysp jest Pico – wykwit czarnej zastygłej magmy pośrodku oceanu z najwyższym szczytem Portugalii spowitym mgłą. To tu winnic jest najwięcej (największy też jest ich przyrost w ostatniej dekadzie) i prowadzi się je w tradycyjny sposób, w tzw. currais (lp. curral), czyli prostokątnych komórkach zbliżonej wielkości, o ścianach z bazaltowych kamieni – ta dłuższa ma około sześciu metrów długości. Wysokie na mniej więcej półtora metra, spełniają dwie funkcje – chronią przed zdradliwym wiatrem znad Atlantyku i kumulują ciepło. W jednym curral znajduje się od jednej do sześciu roślin. Kilka takich komórek tworzy zespół zwany canada, a liczne canadas składają się na całą parcelę.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!