Australia w ogniu
– Ogień jest blisko nas, część Adelaide Hills nadal płonie, ale w tym momencie, wiatr i temperatury działają na naszą korzyść. Sytuacja jest o wiele lepsza w porównaniu z pożarami dwa tygodnie temu, kiedy 1/3 winnic w regionie spłonęła. Straciliśmy wtedy 80% krzewów gewürztraminera i całość gamay, a mój główny dostawca winogron całą swoją winnice. Nasz dom szczęśliwie się uratował – relacjonuje Taras Ochota, jeden z czołowych winiarzy z Adelaide Hills, regionu, który chyba najbardziej ucierpiał podczas trwających już dwa tygodnie pożarach obejmujących pierścieniem ognia niemal całe wybrzeże kontynentu. Podczas listopadowej wizyty, gdy wczesnowiosenna pogoda w żaden sposób nie zwiastowała katastrofy, pod wpływem sielskiej atmosfery przyrównałem jego malowniczo położony w lesie na wzgórzach dom do raju. Taras odpowiedział mi wtedy, że zagrożeniem w tym Edenie są węże (jak to w raju) i pożary buszu. Winnica z gamay położona jest jakieś 150 metrów ponad budynkiem mieszkalnym i szopą, w której Taras dojrzewa wina sygnowane nazwą Ochota Barrels.
Mimo, że epicentra pożarów mają miejsce głównie w Parkach Narodowych, ogień rozprzestrzenił się także na tereny uprawne. Wstępne szacunki mówią o stracie 1500 hektarów w skali kraju, czyli 1% wszystkich winnic. To może się wydawać niewiele, ale ta statystyka obejmuje tylko winnice, które doszczętnie spłonęły. Straty dla winiarstwa będą znacznie większe, bo duża część winogron, które przetrwały na krzewach, nie będzie nadawać się do winifikacji z powodu wady dymnej i gorąca, jakiego doświadczyły. W najbardziej, obok Kangaroo Island, dotkniętym Adelaide Hills (spalonych jest tam około 1000 hektarów winnic) sytuacja winiarzy jest bardzo trudna. – Wielu straciło wszystko: domy, traktory, winiarnie, także my możemy mówić o szczęściu, przynajmniej na razie, bo przed nami najgorętszy i najbardziej suchy miesiąc – kontynuuje Taras. To oznacza straty, z których winiarze będą podnosić się przez wiele lat. Niektóre zaś są nie do odrobienia – spłonięła choćby najstarsza winnica pinot noir na Wzgórzach, nasadzona na początku lat osiemdziesiątych.
Przyczyn tak wielkich pożarów buszu, które występowały dosyć regularnie już wcześniej (choć nigdy w takim natężeniu), jest wiele. Głównym jest trzeci z rzędu sezon bardzo niskich opadów, a także ekstremalnie wysokie temperatury odnotowane tego lata. Adelajda zanotowała rekordowe dla grudnia 45 stopnie Celsjusza. Wystarczy przypadek, jaki miał miejsce w Cudlee Creek, gdzie trawa zapaliła się od zasilającego kabla, by w tych warunkach pożary osiągały taką intensywność. Busz, który składa się w większości z drzew eukaliptusowych o dużej zawartości olejków, jest wręcz paliwem dla kataklizmu.
Trudno nie wiązać obecnej katastrofy ze zmianami klimatu, które w australijskim winiarstwie są szeroko dyskutowane. Nikt nie ma już wątpliwości, że wpływ działalności człowieka, w szczególności upraw i gospodarki wodnej, jest tutaj decydujący (min. o tym przeczytacie w najnowszym Fermencie w wywiadzie z Vanyą Cullen, pierwszą biodynamiczką wśród australijskich winiarzy). Myślę, że ostatnie wydarzenia powinny przyczynić się do rozwoju takich inicjatyw jak Sustainable Winegrowing Australia, czyli programu upowszechnienia zrównoważonych upraw. To pierwszy, bardzo wstępny i spóźniony krok w kierunku odejścia od gospodarki opartej na nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych. Program ten, zapoczątkowany w 2009 roku przez paru winiarzy z małych winiarni z McLaren Vale, dotyczył w swych początkach głównie gospodarki wodnej, problemu numer jeden w Australii. Po 10 latach został rozszerzony o inne praktyki (min. redukcję stosowania chemicznych środków ochrony roślin), a patronat nad nim objął Australian Wine Reaserch Institute, instytucja państwowa obejmująca swym działaniem wszystkie regiony.
Co można zrobić, by wesprzeć poszkodowanych? Uruchomiono specjalny fundusz, na którego stronie widać wielu producentów wpłacających datki w geście solidarności z poszkodowanymi kolegami. Można też zakupić australijskie wino i wznieść toast za deszcz dla Australii.