Szczęśliwe anioły
W uprzemysłowionym świecie dzisiejszych destylatów okręg Armagnac na zachodzie Francji (o winach tu powstających pisałem niedawno tu) jawi się jako ostoja wiejsko-rzemieślniczej tradycji. Białe wino wciąż destyluje się tu pradawną metodą jednokrotnej destylacji w miedzianych alembikach. Ale armaniaki Darroze’ów to jest ortodoksja ortodoksji. Darroze’owie – firmę założył w 1974 r. ojciec Francis na potrzeby rodzinnej restauracji, a dziś jednym z głównych odbiorców Marka jest jego siostra Hélène prowadząca kilka słynnych lokali w Paryżu i Londynie – specjalizuje się w luksusowym négoce, czyli handlu armaniakami. Marc Darroze wynajduje je wśród miejscowych rodzin, które robią często kilka baryłek do prywatnego użytku. Niektóre z nich mają po kilkadziesiąt lat! W składzie Darroze’ów są dalej starzone, butelkowane – na zamówienie i w zależności od potrzeb. I żadnego mieszania! Butelka od Darroze’a nosi na etykiecie nazwę gospodarstwa, z którego trunek pierwotnie kupiono. Niektóre z nich to wręcz armaniaki jednoszczepowe, czyli istne białe kruki.
Armaniaki rocznikowe Darroze’a to kolekcjonerskie unikaty dostępne po kilkaset butelek. Od paru lat Marc Darroze butelkuje jednak także autorskie mieszanki zwane Les Grands Assemblages, których pełna gama – 7 etykiet – dostępna jest w sklepie Mielżyński All Around Wine. Wersja 8-letnia (179 zł) jest dobra na początek romansu z armaniakiem, intensywna, na wskroś mocno, gronowo-torfowa, ale namawiam do dopłacenia paru groszy za wersję 12-letnią: ma więcej złożoności i wyraźne nuty słono-morskie (262 zł).
Grand Assemblage 20-letni mocnym aromatem torfowym przypomina szkocką whisky, jest najostrzejszym z tej siódemki (328 zł). Objawieniem okazał się za to 30-letni: jest tu wszystko, słodycz owocu, korzenność beczki, słoność Atlantyku; armaniak mniej ostry, bardziej ułożony, skomponowany niż tutejsze wersje rocznikowe, ale równie doskonały. Jest to flaszka pioruńsko droga (446 zł), ale też jeden z najlepszych armaniaków, jakie kiedykolwiek piłem. Przyćmił on solidny, słodko-łagodny 40-letni (578 zł) oraz bardzo długi, logiczny, jedwabisty 50-letni (1228 zł, niestety). Przyćmić natomiast nie był w stanie wersji 60-letniej. W pozbawionym jakiejkolwiek alkoholowej ostrości armaniaku czuć prażone orzechy, świeże winogrona i dżem truskawkowy. Spróbować, aby uwierzyć (najlepiej z wujkiem z Ameryki – 2429 zł).
Degustowałem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.
Podobne wpisy
Komentarze
Musisz być zalogowany by móc opublikować post.
Zaloguj się
Nie posiadasz jeszcze konta?