Amarone – wielka ściema
Właściwie nie muszę przytaczać żadnych argumentów przeciw amarone – wystarczy kieliszek Monte del Frà Scarnocchio. Przy alkoholu 17,5 proc. i posmaku wyschniętych fusów z kawy po turecku to żenująca karykatura wina i doskonała ilustracja tego, jak nisko upadł weroński klasyk w pogoni za punktami Parkera oraz dewizami od Skandynawów. Wikingowie to bowiem oprócz USA główny rynek zbytu dla amarone – choć przede wszystkim interesuje ich jak najwyższa zawartość alkoholu i trochę resztkowego cukru. Producenci im tego ochoczo dostarczają, nie bacząc, że amarone tradycyjnie było czym innym – wytrawnym, mocno kwasowym, umiarkowanie alkoholowym winem do najcięższych potraw i na specjalne okazje.
Takich amarone już jednak praktycznie nie ma, niech mi wybaczą Bertani, Le Ragose, Tedeschi czy Antolini, lecz zostali w absolutnej mniejszości. Dziś największymi wytwórcami tego wina są spółdzielnie, i to nawet nie z Valpolicelli (numerem jeden jest Cantina di Soave), których główną troską jest opchnięcie milionów butelek po 10 euro supermarketom.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!