#Wywiad: Kasia Romańska
Winicjatywa: Jak to się stało, że trafiła Pani do Hiszpanii i wygrała Mistrzostwa Sommelierów?
Katarzyna Romańska, pierwsza polska mistrzyni Sommelierów Hiszpanii ’96: Wyjechałam z Polski w 89 roku, czyli 25 lat temu. Nie dostałam się na lingwistykę do Warszawy, wylądowałam na Politechnice w Kielcach, ale od razu wiedziałam, że to nie dla mnie, więc wymyśliłam, że pojadę do Kanady i wrócę po roku znowu zdawać. Wizę miałam dostać w Hiszpanii, ale czekałam na wywiad w Ambasadzie kanadyjskiej chyba półtora roku, w tym czasie nauczyłam się hiszpańskiego i zmieniłam plany.
Zaczęłam pracę w restauracji w Madrycie i tam dowiedziałam się, że organizowane są mistrzostwa sommelierów Hiszpanii. To był 96 rok i zawody miały się odbyć po raz drugi w historii. W Hiszpanii każdy albo robi wino, albo zna kogoś kto robi wino, tam mają to we krwi – sommelier to był już wtedy modny zawód. A ja, z Polski, o winie nic nie wiedziałam, ale byłam zafascynowana i szybko się uczyłam. Najpierw wygrałam preeliminacje i pojechałam na mistrzostwa reprezentować Madryt. Wtedy do konkursu przystępowało 17 osób, każdy reprezentujący swój region winiarski – 16 mężczyzn i ja. Nie dość, że byłam jedyną kobietą to jeszcze wygrałam te mistrzostwa, to był dla wszystkich szok – Polka wygrała mistrzostwa sommelierów Hiszpanii! Pisało o tym wiele gazet, El Pais, El Mundo…
Jak to jest być kobietą – sommelierem?
Ze mną w ogóle było dziwnie – nie dość, że przyjechałam z Polski to faktycznie byłam jedną z niewielu kobiet pracujących jako sommelier. Spotykałam się z tym, że goście byli bardziej dociekliwi względem mnie niż kolegów, zadawali mi więcej pytań, weryfikowali moją wiedzę. Zdarzało się też, że przyjeżdżali z innych miast, żeby zobaczyć tę Polkę, co wygrała mistrzostwa Hiszpanii. Ale jeśli chodzi o kolegów – współpracowników nigdy nie spotkałam się z przejawami dyskryminacji, wręcz przeciwnie. Kobiety bardziej współzawodniczą między sobą, z facetami łatwiej się pracuje. I to nie chodzi o taryfę ulgową – nosiłam z nimi skrzynki ramię w ramię, ale atmosfera była zdrowsza i bardziej komfortowa.
Dziś już nie pracuje Pani jako sommelier, czym się Pani aktualnie zajmuje?
Od tamtej pory nie zmieniam branży. Pracowałam w kilku restauracjach, potem przez pięć lat prowadziłam sklep z winami w Madrycie. Od 2006 pracuję dla grupy winiarni Gil Family Estates (kórej wina do Polski importuje 6win.pl), zajmuję się głównie dystrybucją ich win w Madrycie i okolicach.
Eksportujemy nasze wina do ponad 50 krajów, (od początku na export przeznaczonych było 70% produkcji) głownie do USA (ciekawostką jest, że według moich obserwacji Amerykanie wybierają raczej konkretne odmiany, mniej wagi przykładają do poszczególnych regionów winiarskich), Meksyku, Wietnamu, na Kostarykę i oczywiście do innych krajów europejskich, do Hong-Kongu, chociaż na Chiny mamy za małe ilości – nasze winiarnie nie są tak duże, największy producentem jest Bodegas Juan Gil, który produkuje 1 mln but.
Hiszpania ma do zaoferowania lepsze wina w tych samych cenach niż np. Francja. Oczywiście, Grand Cru Classe to jest klasa sama w sobie, ale zwłaszcza w niższych przedziałach cenowych (€ 5-12), mamy bardzo dobrą relację ceny do jakości.
Jak wygląda kultura picia wina w Hiszpanii? Czy widzi Pani jakieś zmiany na przestrzeni tych 25 lat?
Kultura picia wina w Hiszpanii bardzo się zmieniła przez 10-15 ostatnich. Kiedyś Hiszpanie pili właściwie wyłącznie wina z Rioja i Ribera del Duero, o tamtych czasach mówiło się nawet żartobliwie jak o czasie riojitis czy riberitis. Teraz Hiszpania odkrywają wina z innych regionów i szczepów. Wino w tym kraju to jest napój gastronomiczny, miejsce alkoholu w ogóle jest blisko stołu: na aperitif pije się sherry albo wino musujące, czasem wermut; do obiadu wino, po obiedzie brandy albo coś mocniejszego, ale alkohol jest bardzo związany z jedzeniem. Bardzo dużo wina pije się w restauracjach, modne są tapas bary, gdzie wpada się na kieliszek wina i przekąski, na szybko. Po samej ofercie win w tych barach, bardzo różnorodnej, widać, że czasy riojitis czy riberitis dawno minęły. Natomiast mniej pije się wina musującego, zwłaszcza Cavy, która pochodzi z Katalonii, przez resztę kraju traktowanej trochę jak persona non grata. Cavę pije się częściej w okolicach świąt Bożego Narodzenia, ale generalnie sprzedaż tych win musujących w ostatnich latach spadła.
A co piją młodzi ludzie?
Wśród młodszych konsumentów bardzo modne są właśnie tapas bary, gdzie jest duży wybór na kieliszki. Z reguły są 3-4 białe, 1 różowe i 8-10 czerwonych. To jest duży wybór i młodzi z niego korzystają. Jeden kieliszek i przekąska tu, potem inne wino z inną przekąską w następnym tapas barze. To jest dobre, że rośnie nowe pokolenie ludzi, którzy w ten sposó uczą się wina i łączenia go z jedzeniem.
Jak Pani widzi rynek wina w Polsce? Co jest ważne dla jego rozwoju?
Kultura wina w Polsce będzie się rozwijać, ale powoli. Nie mamy tradycji winiarskich, jak wyjeżdżałam z Polski 25 lat temu wino piło się od wielkiego dzwonu, teraz jest dużo bardziej modne i ludzie przez ciekawość dalej będą chcieli w to wchodzić. Dostępność i wybór są większe, trzeba tylko cierpliwości. Ważny jest aspekt edukacyjny i to nie tylko w mediach, ale także i w restauracjach. Podawanie wina, odpowiednie kieliszki i temperatura, umiejętność doradzenia – to są kluczowe sprawy dla dalszego rozwoju. Gościa należy traktować poważnie, nie wciskać np. za starych białych win, które już dawno powinny być wypite, nie sprzedawać byle czego. Dobrze, że powstają restauracje i wine bary, w których można się napić dobrego, różnorodnego wina w różnych cenach. Krzysztof i Magda Janiszewscy, właściciele firmy Złoto Hiszpanii, z którymi znamy się od wielu lat i którym pomagam w budowaniu portfolio, stawiają właśnie na różnorodność. Ale liczy się też aspekt edukacyjny, o którym mówiłam, dobry, kompetentny serwis i rzetelna oferta win. Klienci to docenią, będą skłonni za to zapłacić i będą wracać do takich miejsc.
Rozmawiała Marta Wrześniewska.