Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

#Wywiad: Marek Kondrat

Komentarze

Jaki będzie dla wina rok 2013?

2012 był rokiem niesłychanie trudnym w winnicach, będzie mało świeżego wina, więc ceny prawdopodobnie wzrosną. Deweloperzy upadają, na tym rynku też będą ruchy i to będzie dotyczyło dużych firm. Spożycie wina wzrasta, ale bardzo powoli.

Czy w Polsce już mamy kulturę wina?

Jest kasta ludzi posługująca się winami bardzo wyrafinowanymi, które powinny być raczej przedmiotem handlu albo kolekcjonerstwa. Te wielkie wina na świecie pija się okazjonalnie, a ja obserwuję w niektórych polskich domach ich konsumpcję od śledzia do budyniu. Pijemy bardziej pieniądze niż wino, choć tym flaszkom nie można oczywiście odmówić wielkości. W Warszawie jest wiele restauracji, które estetycznie zmierzają do minimalizmu, np. mają jeden wspólny stół – i to jest początek umieszczania wina w jego właściwym, pierwotnym kontekście. Fenomen piekarnio-kawiarni Charlotte, gdzie ludzie za 5 zł mają dostęp do kieliszka wina, jest objawem naturalnej potrzeby przebywania we własnej grupie wiekowej, gdzie wino ma przy tym swoje miejsce i kontekst cenowy. I tak powinno być.

Nie chodzi przecież o to, żeby w winie dowąchiwać się nie wiadomo jakich bukietów, lecz żeby po prostu bez zadęcia je pić. Jesteśmy małym samochodem do nauki jazdy z literą L, z którego przesiądziemy się do czegoś innego. W taki radosny sposób chcę uprawiać wino. Nie będę mówił do młodych ludzi ich językiem, bo go nie znam. Ale nie będę też budował wokół wina jakiejś celebry, tajemnicy, bo wolę je pić. Chętnie powiem, czym się różni białe od czerwonego, Hiszpania od Włoch, jak dobierać do jedzenia. Ale w tym musi być więcej luzu i życia, a mniej nabożności, chociaż wiedzy nigdy za wiele.

Marek Kondrat fot. Wojciech Surdziel
Marek Kondrat. © Wojciech Surdziel.

Co Cię wyróżnia spośród innych importerów?

W moim przypadku sprawdza się idea wynajdowania na rynku dobrych win w atrakcyjnych cenach, od małych, rodzinnych winiarni, które maja swoją historię, opowieść, wielopokoleniową tradycję. To co mnie wyróżnia, to trzymanie się tego mojego podwórka, tej idei, filozofii. To mi przyświecało w poprzedniej firmie Winarium i tak pozostało w Kondrat Wina Wybrane. Owszem, najwięksi gracze na polskim rynku sprzedają po parę milionów butelek, ale ja nie traktuję ich jak swojej konkurencji. Dobrze, że są dyskonty i że otwierają się wciąż nowe, chociaż sam robiąc zakupy, wole wspierać mały sklep osiedlowy, niż wielką sieć.

Czy dyskonty nie pożrą jednak całego rynku wina w Polsce?

Bardzo ciekawa okazała się dla mnie ankieta Winicjatywy. Potwierdziła w liczbach zjawiska, które obserwuję od jakiegoś czasu w moich sklepach: obniżenie się przedziału wiekowego osób zainteresowanych winem; stopniowy wzrost średniej ceny zakupu, która w tej ankiecie przekroczyła 30–40 zł i u nas też to widać; obalenie mitu, że w Polsce zdecydowanie chętniej pije się wina czerwone. Grupa świadomych konsumentów skrystalizowała się w krótkim czasie, co dla mnie nie jest zaskoczeniem, bo działamy w całej Polsce i obserwujemy te tendencje w różnych regionach.

Warszawa różni się zasadniczo od innych miast. Gdy miałem 19 sklepów na terenie całej Polski, widać było, że w Warszawie sprzedaje się 3–4 razy więcej wina niż w porównywalnych punktach w innych dużych miastach, takich jak Wrocław, Poznań, Katowice czy Kraków. Warszawa jest miastem szybszym, miastem ludzi młodszych, podróżujących, być może lepiej wykształconych, a w każdym razie aspirujących i w tych aspiracjach wino ma swoje poczesne miejsce. My w dzisiejszych czasach przeskakujemy epoki, mamy imperatyw nadganiania czasu, nic nie ma szansy dziać się ewolucyjnie. Angielski trawnik jest rozwijany z rolki, ale nie ma korzenia. Wino spada do nas na spadochronie, a przynależny mu język i jego ocena jest równie emocjonalna i burzliwa jak w krajach prawdziwie winiarskich. Tylko że tam takie dyskusje odbywa się w szczególnych okolicznościach i w towarzystwie na to przygotowanym. A u nas żywiołowość polemiki, zwłaszcza w internecie, jest niewspółmierna do konsumpcji. A mój wiek mnie skłania do zajmowania się gruntem, a nie kwiatem.

Chojnow_012_biedronka
Od czegoś trzeba zacząć.

Absolutnie żadnych obaw przed marketami?

Wino po prostu trzeba pić, a trudno zaczynać od win wyrafinowanych, to jest wyższy stopień wtajemniczenia i dlatego supermarkety mi nie przeszkadzają. Dyskonty zaczęły importować wina o znanych nazwach, które coś mówią ludziom, a kosztują mało. Często w tym przypadku na samej nazwie się kończy, smaku nie ma tam wiele, ale na koniec ocena i tak należy do konsumenta.

Wina z których krajów najbardziej lubi polski klient?

Hiszpania, Włochy, Francja – w tej kolejności. Moje serce jest w Europie, cały winiarski świat z niej powstał, ona stworzyła też i mnie. Europa to piętno klimatu, walka człowieka z naturą, tu jest trudniej, wiec to daje lepsze wyniki. Chociaż Nowym Światem też się zachłysnęliśmy – czystą naturą, słońcem, brakiem chorób winorośli i tym wszystkim co przyniosły tamtejsze wina, włącznie z ogromnym wyborem. Zresztą ostatnie lata to przecież zmiana nastawienia winiarzy spoza Europy – odejście od beczki i ogólnie większa powściągliwość, chociaż spadku alkoholu się nie spodziewam. Od lat w moim sklepie prym wiedzie Hiszpania, bo łączy coś, co spotykamy również w winach z Chile i Argentyny – wina korpulentne z tradycją beczki – z najlepszym stosunkiem jakości do ceny na niskiej i średniej półce. Jest tu tempranillo – krzepki, zawadiacki szczep i nagle odkryta biała Rueda. Na to mają wpływ wyjazdy, kiedyś Polacy jeździli do Włoch, wracali z wakacji i prosili o tamtejsze wina. Teraz jest Hiszpania, tanie linie lotnicze latają do Barcelony, Malagi, Alicante, tam w restauracjach ludzie piją porządne, fajne wina skomponowane z jedzeniem, zapamiętują to, wracają i szukają tego w Warszawie.

Najbardziej mnie cieszy powrót Francji, która przeżyła ciężkie chwile, ale wraca do łask. Dawniej się wyróżniała większą subtelnością i surowością od Hiszpanii czy Włoch, teraz bardziej się łasi. To też jest jednak długi proces. Poza Warszawą ludzie biorą każde wino, byle nie francuskie, bo „francuskie są cierpkie”.

I w Winarium, i w Kondrat Wina Wybrane jest potężna oferta win w kartonach. Czy tego rodzaju opakowanie ma szansę przyjąć się w Polsce?

Karton ma przyszłość, jeżeli jest w nim wino wysokiej jakości. Sam używam win w kartonie latem, gdy w domu jest więcej osób i każdy może się sam obsłużyć. Wino staje się wtedy czymś podręcznym, a to się świetnie wpisuje w moją filozofię wina jako napoju codziennego, po który sięga się nie tylko od święta. Jako importer widzę też, jaka jest różnica w cenie opakowania. W Polsce mamy już pewną świadomość ekologiczną, która przeniknie też do świata wina i w tym kierunku będziemy iść, również pod względem opakowań.

Nie sądzę jednak, żeby w przewidywalnej przyszłości w Polsce konsumenci zaakceptowali Chablis Premier Cru w kartonie, jak to się dzieje np. w Szwecji. Premier Cru to jest już poważne wino, karton w tym przypadku byłby degradacją. Zakrętka też budzi w Polsce kontrowersje. Ja sam lubię obrządek otwierania wina np. w restauracji, korek i to co jest na nim napisane wpływa na moja wyobraźnię. Nie chciałbym, żeby najlepsze bordeaux czy burgundy były zakręcane, o kartonie tym bardziej nie wspominając. Ale zrozumiem, kiedy się to stanie. Mam tylko nadzieję, że ludzie będą wyróżniać w winie jakość, a w opakowaniu skromność i powściągliwość.

Marek Kondrat Wina Wybrane Wierzbowa
Sklep Marka Kondrata na ul. Wierzbowej w Warszawie.

Na jakie wina będziesz stawiał w najbliższym czasie?

Chcę podejść z większym pietyzmem do nowej kolekcji w połowie roku. Chcę zadbać o ludzi pijących świadomie, ale nie zaniedbując tych, którzy jeszcze się uczą – dla nich wybieram wina codzienne. Ten nowy katalog będzie w większym stopniu skierowany do tych, którzy poszukują win tańszych, którzy do tej pory stawali przez takim nowozelandzkim Frommem czy Seresinem z onieśmieleniem. Planuję mieć bardzo dobrych winiarzy znad Renu i topową Alzację. Jeżeli ktoś rozumie czym jest Alzacja i Ren, to nie szokują go ceny, bo to są drogie regiony. Południe Francji, Hermitage, Châteauneuf-du-Pape nie może kosztować 50 zł. Nie chcę się opierać wyłącznie na sprzedaży, nie interesuje mnie strategia dyskontowa, chce mieć pierwszy raz w życiu przyjemność z tej kolekcji. W dalszym ciągu mocno stawiam na wina codzienne i na naukę o winie, bo to bardzo ważne, aby uczyć ludzi na różnym poziomie. Trzeba stworzyć pewien świat, kulturę wina, czyli coś więcej niż tylko ekscytację etykietkami. Coś, co nas inspiruje, co czytamy, co nas bawi, mówić o tym w pewnym kontekście, spotykać się nie tylko w wielkim mieście, ale też w bardziej prowincjonalnych miejscach, inspirować ludzi, proponować, częstować, na końcu też sprzedawać. Robić coś dla mniej świadomych konsumentów, którzy przez obecny rynek wina są niekiedy wypychani na margines. Oczywiście nie w takim sensie, żeby całą Polskę teraz nawrócić na wino, bo te ambicje są niespełnialne. To jest długi proces.

Czy dobre wino zagości na stałe w restauracjach?

Przełomu nie będzie, rok 2013 anonsowany jest nam jako trudny, a rewolucje nie odbywają się w takim trudnym czasie. Nie będzie też przełomu, jeśli chodzi o ceny. Na cenę wina w restauracji składa się wiele rzeczy, jako eks-restaurator wiem dobrze, gdzie jest pies pogrzebany: ceny wynajmu lokali w Warszawie są nieprawdopodobnie wysokie. Są dwie drogi, żeby restauracja na siebie zarobiła: albo robić duży obrót przy niższych cenach, albo robić coś wyszukanego, ale przy cenach, które pozwolą na tym zarobić. A to nie jest łatwe.

No właśnie, ile powinno kosztować wino w restauracji?

Ostatnio kilka miejsc zaskoczyło mnie pozytywnie zmianą polityki cenowej – w niektórych restauracjach można już kupić butelkę za 60–80 zł. To co prawda i tak o 100% drożej niż cena tego samego wina w sklepie, ale przebicie przynajmniej nie jest już na poziomie 400%.

Ci wszyscy restauratorzy, którzy chcą mieć moje wina w restauracjach myślą, że na winie, wodzie, pieczywie czy rzodkiewkach, o których klient nie ma pojęcia, można zarobić najwięcej. Nie staram się specjalnie o klientów restauracyjnych, bo oni nie mówią mi, za ile będą sprzedawać moje wina, a ja nie chce tracić kontroli nad cenami. Chociaż mam kilka takich osiągnięć – z Piotrem Pabiańskim, moim wspólnikiem w poprzedniej firmie Winarium, bardzo dobrze rozplanowaliśmy ceny win na półce – to jednak nie zmuszę nikogo do tego, żeby zechciał upowszechniać wino. Restauracje to są prywatne biznesy i nie każdego na to stać.

Z drugiej strony nie mogę zrozumieć, dlaczego restauracje nie sprzedają na przykład naszej Ruedy Vasallo za 45 zl. Piotr Najsztub kupował karton mojego wina z 15% rabatem, stawiał w swoi bistro Przegryź z przebiciem prawie dwukrotnym i to pasowało do domowej kuchni, a przy tym nie kłuło w oczy ceną.

Wino w restauracjach powinno być powszechnie dostępne. W Prohibicji (restauracji założonej wspólnie z Malajkatem, Lindą i Zamachowskim) mieliśmy w karcie 60 win na kieliszki w cenach od 4–9 zł za kieliszek. W Warszawie obserwuję coraz intensywniejszy ludyczny pobyt ludzi w miejscach zbiorowego żywienia, więc ten potencjał trzeba wykorzystać. Ja niestety nie mogę zagwarantować stałej dostępności niektórych win, problemem dla właścicieli jest ciągłość sprzedaży. Próbuję więc przekonywać restauratorów, żeby kartę win okresowo zmieniali. Jednak cały czas jest tendencja, żeby zaopatrywać się u kilku importerów. W restauracjach powstają ogromne stany magazynowe, nierealne do upłynnienia, bo w rzeczywistości sprzedaje się kilkanaście butelek wina w miesiącu. Więc restaurator myśli, że jeśli sprzedaje się mało, to trzeba przyłożyć wyśrubowaną cenę, żeby się opłacało. I koło się zamyka. Tymczasem do każdego zamówienia powinna się sprzedawać butelka wina. Trzeba zmienić mentalność. Wystarczy napisać kredą na tablicy: dzisiaj mamy takie dania i takie wina.

Salute!

Jakie jest Twoje motto? 

Nic z kalkulacji. Własna firma, własna radość, spuścizna, dziedzictwo. Moim synom mówię, że zaraz sobie będą mogli wziąć to, co tatuś zorganizował, a tatuś będzie realizował to, co mu sprawia przyjemność. Dziś mogę o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem – widząc wokół siebie ludzi, którzy przejmują te moje idee i pomysły, i przetwarzają je na swój niepowtarzalny język, ale z zachowaniem ich istoty – niezależnie do kogo mówią i komu sprzedają wino.

Miałem wspólnika, który miał doświadczenie w handlu i walczył głównie o sprzedaż. Ja nie mam takich ambicji, chcę za to tworzyć swój własny mini świat, w którym wino jest jednym z elementów. Chce przy pomocy innych ludzi łączyć wspólne zainteresowania, słuchać koncertów, czytać, pisać, jeść i komunikować się w najprzeróżniejszy sposób. Spotykać się w restauracji, w której słychać gwar rozmów, jedzenie ma swój walor, wino jest dobrze dobrane i poświęca się mu parę słów, ale bez wykładów wygłaszanych precyzyjnie o godz. 19 ex cathedra.

Mnie interesuje przede wszystkim rozmowa. I tutaj wino ma ważną rolę integrującą do spełnienia, której na przykład nie spełni mocniejszy alkohol, chociaż on należy jakoś tam do polskiej tradycji. Dlatego zawsze chciałem, by w moim sklepach sprzedawać tylko wino. Notabene pomysł Piotra Pabiańskiego, mojego byłego wspólnika, wprowadzenia whisky na półki Winarium, uzmysłowił mi, że nasze pomysły całkiem się rozeszły. Dlatego podjąłem decyzję o rozstaniu i kontynuowaniu mojej idei już w nowej formie. Okazało się, że ta idea przyciągnęła do mnie osoby, które dawniej z nami pracowały i wciąż wierzą w te same co ja wartości.

Zna Cię cała Polska. To na pewno ułatwia Ci działalność na niwie wina. Pojawiły się wręcz stwierdzenia, że korzystasz ze swego rodzaju „unfair advantage”, masz automatyczną przewagę nad konkurentami.

Nie mogę się przebrać i udawać kogoś innego. Nie mogę też wstydzić się przestrzeni, którą znalazłem dla siebie, którą współtworzę w ramach rynku. Nie zastanawiam się nad równouprawnieniem – każdy ma inny start i nie mogę za to odpowiadać. Moja przestrzeń jest mała, więc ilość klientów, których wygarniam z tego rynku jest proporcjonalna. W kraju, w którym konsumuje się 2,5 l wina na głowę rocznie, trzeba się razem się starać, żeby rynek się powiększał, sprowadzać producentów, dawać ludziom się napić – to jest ta działalność upowszechniająca, od której ja się nigdy nie wzbraniam. Polska nie jest globalnie zainteresowana zwiększeniem spożycia wina czy szerzeniem jego kultury. Próbuję wykorzystać mój łatwiejszy dostęp do rządzących – niech zauważą na przykład konieczność zniesienia banderoli. Jesteśmy ostatnim krajem UE, który to stosuje i to nie ma żadnego uzasadnienia. Gdyby na przykład pozwolono naklejać banderole w Polsce, a nie przed wwozem do kraju tak jak obecnie, to lekko liczący 50 mln złotych, które teraz wydawane są na wysyłanie banderol kurierem i koszty naklejania za granicą, zostałoby w Polsce.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Przybylski Konrad

    Szkoda, tylko że firma Kondrat Wina Wybrane póki co wstrzymała rozwój sprzedaży do restauracji.

  • Bulak Balachowicz

    Czekamy na sklep w Poznaniu! Swoją drogą ciekawe wywiady, zarówno z RM, jak i z MK.

  • Sławomir Hapak

    Ciekawe wywiady? Chyba przez kontrast!
    Szczególnie ucieszyła mnie teza „Jest kasta ludzi posługująca się winami bardzo wyrafinowanymi, które powinny być raczej przedmiotem handlu albo kolekcjonerstwa.” To wino powinno być przedmiotem kolekcjonerstwa? Wszyscy moi nauczyciele uparcie twierdzili, że wino służy do picia. Nawet GCC.
    Zresztą takich ciekawych tez jest tu więcej. Fajna jest też ta: „Nie chodzi przecież o to, żeby w winie dowąchiwać się nie wiadomo jakich bukietów, lecz żeby po prostu bez zadęcia je pić. ” Nie o to chodzi? Ależ właśnie o to chodzi. Względnie bezzapachowa jest woda, no i tańsza…
    Ten kwiatek mi się też podoba: „Wino po prostu trzeba pić, a trudno zaczynać od win wyrafinowanych, to jest wyższy stopień wtajemniczenia…” Otóż wcale nie jest trudno zaczynać od win wyrafinowanych. Wręcz przeciwnie – sprawia to sporo przyjemności i ujmuje cierpień na początku. Zaczynanie z poziomu win badziewiastych do nikąd nie prowadzi ani niczego o winie nie uczy. To najgorsza  możliwa ścieżka edukacyjna. Równie prawdziwe byłoby twierdzenie, że trzeba przez lata pić chiński granulat, by potem móc się zachwycać gyokuro.
    Wino albo jest dobre, albo nie, i samoumartwianie marketówką nie spowoduje, że bardziej godni staniemy się spróbowania Erste Lage czy GCC, ani też to wcześniejsze przykre doświadczenie nie pozwoli nam potem lepiej odbierać porządnych win.
    To na razie tyle.
    Muszę się spakować, bo jadę wąchać wino. Wyrafinowane wino. I będę się bezczelnie dowąchiwał bukietów. Liczę, że będą niewiadomojakie.

    • Wojciech Bońkowski

      Sławomir Hapak

      Myślę że wiesz o co Kondratowi chodzi, wwąchujących się wyrafinowanie jest 0,5% i oni już swoje kupują i piją. Potrzebne nam są tysiące innych, żeby ten r

      • Sławomir Hapak

        Wojciech Bońkowski

        Tak Wojtku, wiem o co Kondratowi chodzi. O wypozycjonowanie się. I słusznie, business is business. Tylko dlaczego przy pomocy takich bzdur?
        Na dokładkę jeszcze jeden cytat, tym razem z jego zajawki na fb:
        „Świetne wino nie musi być drogie. Wystarczy je dobrze wybrać!”
        Ot, kolejna życiowa mądrość! Tylko jakoś w sklepach świetne wina nie chcą być „niedrogie”. Ani u MK, ani gdziekolwiek indziej…

        • KRS

          Sławomir Hapak

           To zabawne jest jak Panowie Hapak i Cerretalto nigdy nie odpuszczają okazji do dania komuś prztyczka w nos…Panowie litości…Czy każdy musi iść waszą drogą, współżyć z winem według waszego jednego słusznego modelu? To w moim przekonaniu wbrew waszym interesom (pasjonatów wina)bardzo was osłabia. Każdy kto chce zapoznać się z winem ma swoją drogę i nie życzy sobie żeby ktoś mu ją wytyczał. To co Panowie uprawiacie to czysty snobizm i to jest takie polskie. Zawsze mnie zastanawia skąd się bierze u poprawiaczy świata taki ton? To nonszalancja czy może brak charakteru? Panowie swoimi wpisami tylko zniechęcacie nowicjuszy do picia wina, tym samym działacie na szkodę sobie, winiarzom i sklepom specjalistycznym. Większa liczba osób pijących wino przekłada się na rozwój całego winnego świata i nie tylko, bo później ludzie sięgają po prawdziwe sery, zielone herbaty, wędliny itd.. Zaczynają odkrywać te małe wszechświaty i jeżeli piją Riesling kosztując zagrodowy ser Gruyere, a na koniec uraczą się
          Nepal Green Hill, to tylko ich to ubogaci. Świetne wino nie musi być drogie, bo chodzi tu o to, że Garofoli za 30zł smakuje świetnie i daje radość picia, nic w nim nie zgrzyta, wielkości się w nim nie doszukamy, za to radości i dobrego smaku tak. Proponuje wycieczkę do sklepu Pana Kondrata, a następnie wypowiadanie opinii. Zwróciłbym uwagę na język jakim się Pan Kondrat posługuje mówiąc o winie, to jest język pasji, zachęcający do zapoznania się z winem, Panom dający okazję do manipulowania wypowiedziami. To jest dziecinne. Kondrat to jest zasłużenie duże nazwisko w Polsce i chwała bogom za to ,że w coraz większym stopniu kojarzone jest z winem, krytykowanie go jest strzelaniem sobie w stopę. Nie piszę tego po to żeby Panów obrazić, po prostu nie mogę się zgodzić na takie tezy.

    • Bulak Balachowicz

      Sławomir Hapak

      Zgodze sie! Wywiad jest ciekawy przez kontrast do np. ciagnacych sie przez 160 coraz wezszych kolumienek dywagacji o wyzszosci jednych sklepow nad innymi albo sylwetek ludzi pytanych o to, jakim dniem tygodnia chcieliby byc w przyszlym zyciu itp… Mozna sie z MK zgadzac lub nie, ale moim zdaniem po prostu przyjemnie sie go slucha/czyta i niewatpliwie jest to ciekawa osoba.

    • Jacek Matwiejczyk

      Sławomir Hapak

      Są wina, które można kolekcjonować, traktując je jako inwestycję – i robi tak coraz więcej ludzi, których na to stać. Trudno się z Kondratem nie zgodzić.

    • Ania

      Sławomir Hapak

      Ja również nie zgodzę się z Panem. Moim zdaniem należy podzielić
      wino na dwa rodzaje. Na młode, świeże, lekkie, łatwe, proste oraz rozbudowane,
      ciężkie, pełne, skomplikowane. Zarówno w jednej jak i w drugiej kategorii można
      znaleźć wina dobre i złe, zarówno jedne jak i drugie są nam potrzebne w
      zależności od pory dnia, nastroju, towarzystwa, okazji, potrawy. Na
      popołudniowe spotkanie ze znajomymi  w
      ogrodzie przyda się nam coś lekkiego, świeżego, delikatnego. Wieczorem na
      kolację z baraniną przydałoby się wyraziste, głębokie wino, inne na grę w karty
      z przyjacielem, a inne na randkę z dziewczyną,  jeszcze inne na urodziny babci, czy na
      spontaniczny obiad u mamy po pracy. Tyle ile okazji, tyle różnych win… te prostsze
      mają tylko być drobnym dodatkiem te drugie są wartością samą w sobie. Jedne
      wymagają jedynie sprawdzenia, czy jest ok, a inne potrzebują namysłu, rozmowy, zapamiętania.
      Siłą rzeczy jedne będą tańsze i będziemy mogli sobie na nie częściej pozwolić, inne droższe i choć będziemy je rzadko kupować, to je zapamiętamy. 
      Jedne i
      drugie są jednak ważne i jedne i drugie tworzą w danym społeczeństwie „kulturę
      picia wina”. Te tańsze i prostsze pomagają upowszechnić wino, dzięki nim
      wino staję się czymś dla każdego, a te drugie pozwalają nam dostrzec rzeczy
      niesamowite, jakie  potrafi dokonać
      człowiek i natura. Dlaczego mówi się, że we Włoszech, czy Francji  jest „kultura picia wina”? Nie dlatego, że
      piją oni zacne, drogie trunki, ale dlatego, że wino jest tam wszędzie obecne i
      ludzie potrafią się nim cieszyć, zarówno tym do obiadu jak i tym ze specjalnej
      piwniczki.

      A i jeszcze jedno… większość osób, które nie piją wina –
      szybciej polubi te łatwe wina, te delikatne. Są one z reguły tańsze, co nie
      oznacza złe. Tych drugich trzeba się nauczyć pić… ale naukę zaczęłabym od
      podstawowych win. Nie można zrozumieć wina, które leżakuje wiele
      miesięcy w beczce, później w winnicy, czy wywodzi się ze specjalnego terroir,
      jeżeli nie zna się smaku młodego, prostego wina.

      Pozdrawiam,

      Ania

  • waldek

    Trudno sie z kolega nie zgodzic ;Tylko jakoś w sklepach świetne wina nie chcą być „niedrogie”. Ani u MK, ani gdziekolwiek indziej…; ot tyle
     

  • Wojciech Bońkowski

    @facebook-100002407223439:disqus A ile piłeś Sławku niedrogich win z katalogu Kondrata? Bo ja bym tam znalazł parę świetnych.

    • waldek

      Wojciech Bońkowski

       Mam prosbe o ich podanie p.Wojtku jutro zamowie . Serdecznie pozdrawiam

      • Wojciech Bońkowski

        waldek

        Wielokrotnie je recenzowaliśmy: https://winicjatywa.pl/tag/marek-kondrat-wina-wybrane/ . Verdicchio i czerwone wina Garofoli, De Martino z Chile, Dominio de Manciles, Rueda Vasallo i jeszcze parę innych hiszpanów, itd. Wszystko to co wymieniłem kosztuje <40 a niekiedy <30 zł.

        • waldek

          Wojciech Bońkowski

           Bardzo dziekuje .

  • cerretalto

    @facebook-100002407223439:disqus no znowu zgadzam się w zasadzie z prawie wszystkim co Pan tu napisał :). Może z wyjątkiem tego wąchania – liczy się równowaga, czyli nos zgodny z ustami a nie wywąchiwanie poszczególnych aromatów. Zresztą kto by się chciał skupiać na samych aromatach w dobrym i już stopionym winie :).

    @wojciechbonkowski:disqus „bez sensu jest zaczynać picia wina od Châteauneuf-du-Pape (albo herbaty od gyokuro). Na początek jest wino zwane Côtes du Rhône.” 

    Absolutnie się nie zgadzam. Nie tylko ja jestem żywym przykładem na to, że należy zaczynać od win dobrych i charakterystycznych. Nasz kwiat krytyki zbyt często proponuje coś co moim zdaniem powoduje sytuacja tak zabawne jak opisano tu http://www.sstarwines.pl/wino14391 – ktoś kto myli Sangiovese z Chile prawdopodobnie zaczął od dyskontów i na nich się zatrzymał :). Co w jakimś sensie potwierdza „nowobogacko-nalewkowa” notka tu http://bialenadczerwonym.blogspot.com/2012/12/chianti-classico-riserva-novecento.html

    • Wojciech Bońkowski

      cerretalto

      A Côtes du Rhône nie może być dobre i charakterystyczne?

      • cerretalto

        Wojciech Bońkowski

        Pewnie, że może, zwłaszcza takie za kilkanaście euro od dobrego producenta :). Ale obszar jest chyba nieco bardziej zróżnicowany :). A czy nie jest „bez sensu” tłumaczyć ludziom, że droga do malarstwa prowadzi przez bohomazy?

        • Wojciech Bońkowski

          cerretalto

          Nie wiem kto mówi o bohomazach? Bo nie Kondrat. A poza tym droga do malarstwa najczęściej wiedzie przez trzecioligowy landszafcik zakupiony na pchlim targu. Raczej prawdziwego zainteresowania sam z siebie nikt nie zaczyna od Piero della Franceski.

          • cerretalto

            Wojciech Bońkowski

            Ja nie mówię o Kondracie czy Miełżyńskim. Odniosłem się do tego co napisałeś. Oczywiście, że nie jest tak jak piszesz. Gdyby tak było, to na lekcjach w szkole miałbyś jelenie na rykowisku i disco polo. Wielu ludzi zaczyna kupować porządne wina nie po „ewolucji” dyskont-market-drogi market-itp, ale po trafieniu w swój gust. A to jest dużo częstsze w przypadku dobrych win. Czyli: nie kombinuj dyskontowcu z tanim Cotes du Rhone, ale spróbuj porządnego Chateauneuf du Pape kupionego u sprzedawcy, który jest godny zaufania :)

        • KRS

          cerretalto

          Pan zwyczajnie nie ma pojęcia o czym Pan mówi. Zaczynałem przygodę od marnej literatury, dziś mam biblioteczkę z największymi nazwiskami, mało tego czytam je ze zrozumieniem. Malarstwem zainteresowałem się oglądając jakieś marne pejzaże, dzięki literaturze dotarłem do Piero dellla francesko (Herbert),wiem kto to Velázquez,Braque znam ich obrazy,a nade wszystko wielbię Cezanna. Znam, cenię i nieustannie słucham klasykę jazzu, a zainteresowałem się tym tematem, dzięki jakimś marnym trąbkom zasłyszanym w radio…I tak dalej i tak dalej…Rozumiem ,że Pan na szczyt wchodzi poczynając od wierzchołka.

  • waldek

    Ostatnio pilem 
    LOUIS BERNARD Cotes Du Rhone rouge -super

  • Wojciech Bońkowski

    Ja akurat doszedłem przez tanie Cotes du Rhone. A poza tym nie chodzi o dojście do koneserstwa, tylko do regularnej konsumpcji na co dzień, ale niekoniecznie jakiegoś głębszego zainteresowania.
    Mam wrażenie że zarówno @facebook-100002407223439:disqus jak i @cerretalto:disqus macie gotową receptę dla ludzi jak dojść do Waszego poziomu zainteresowania. To co mnie zaciekawiło w wypowiedziach Mielżyńskiego i Kondrata, to jest podmiotowe podejście do klienta. Nawet tego marketowego. Pewnie dlatego ich sklepy odnoszą taki sukces.

    • cerretalto

      Wojciech Bońkowski

      Żaden z nich nie proponuje chyba win w okolicach dyskontowych w takim stopniu jak Twój portal. Szanuję zwlaszcza Miełżyńskiego za systematyczne popularyzowanie dobrych win przez wiele wiele lat. Ale trzeba przyznać, że Kondrat swoim nazwiskiem też co nieco promuje. Ja nie mam żadnej gotowej recepty dla ludzi. Zwłaszcza dla blogerów, którzy po wypiciu paru butelek uważają się za znawców i trendseterów. A sporo takich linkujecie co moim zdaniem niekoniecznie przyczynia się do popularyzacji win. 

      Jakie koneserstwo? Ja uważam, że w kwestii win czerwonych lepiej jest wypić 2 Chianti Classico po 50zł niż 4 jakieś butelki po 25zł. 100 i tu i tu. A nawet gdyby ktoś proponował GCC po 250 zamiast CC po 50, to i tak mamy do czynienia zaledwie z rzędem wielkości. W mieszkaniach, autach czy nawet telewizorach rzędów jest chyba więcej. Polecam więcej lektur autorów takich jak Hayek czy Mises jeśli uważasz, że moje spojrzenie jest nie dość lewicowe :)

  • Wojciech Bońkowski

    Ja też wolę pić po 50, bo się interesuje winem, natomiast zupełnie mnie nie dziwi że ci co się nie interesują wolą pić po 25. I wydaje mi się że Kondrat ma do tych ludzi dobre podejście: nie krytykuje, czeka cierpliwie aż przyjdą do niego, wabi ich paroma dobrymi pozycjami w tej cenie. No ale to subiektywne odczucie.

  • Konrad Przybylski

    Uważam, że Pan Kondrat robi całkiem dobrą robotę dla całego rynku wina w Polsce. Chce je trochę zdjąć z piedestału, pokazać że może to być np normalny dodatek do obiadu, a nie trunk dla wybrańców. Popularyzuje wino i swój własny biznes(!) wykorzystując do tego swój dobrze odbierany wizerunek – jego święte prawo. Mówi, że należy nie bać się wina i pić bez przesadnej egzaltacji butelki za 25zł. To dobry początek by poprostu zapoznać się z winem i jego różnymi stylami. Przeciętnemu konsumentowi wystarczy też kilka prostych przymiotników charakteryzujących smak wina, a nie czytanie chorej poezji która tak naprawdę mało mówi mu o stylu wina. Głównym wyznacznikiem powinno być to czy dane wino nam smakuje lub nie. Z czasem konsumenci będą szukać mocniejszych doznań i lepszych butelek, póki co stwórzmy rynek i podstawy do tego.

  • Pablito

    Panowie cerretalto i Hapak. Czy mierząc się z wielkimi winami na początku swojej drogi winiarskiej nie czuliście się się czasami jak barbarzyńcy w świątyni ? Jak odwiedzając kiedyś klasyfikowane posiadłości w Bordeaux tak się czułem. Dyskomfort ten potęgował fakt, że degustowałem w obecności ludzi, którzy byli autentycznie wzruszeni tym co znajdowali w kieliszkach. Niemożność pełnego docenienia  kunsztu z jakim zrobione jest wino a co najczęściej znajduje odzwierciedlenie w jego cenie powoduje podwójną przykrość.
    Po pierwsze niemiła jest świadomość, że nie potrafi się odpowiednio docenić wina i wyłapać wszelkich smaczków, które ono oferuje, tym bardziej, że często są to wina niełatwe.
    Po drugie pojawia się wrażenie źle wydanych pieniędzy bo jak wspominałem najczęściej są to wina nietanie.
    Dlatego sekunduję wszystkim którzy pochylają się nad nowicjuszami i oferują im na początku wina, które nie demolują podniebień i portfeli a pozwalają powoli oswajać się z tym egzotycznym ciągle dla nas rodzajem alkoholu.
    Pozdrawiam 

  • Marcin Aleksander

    Pewien dżentelmen przypomniał mi ostatnio pytanie mojej młodości: „jesteście za indianami czy za kowbojami?”. O aktualność tej dziecięcej identyfikacji nieustannie przypominają nam wszelkie dyskusje internetowe, jest w tym rys kibicowania; „moja lepsza…twoja gorsza”. Zresztą autor owego przypomnienia zgrabnie przywołał polityczną identyfikację narodu… (notabene autor obecny na tym portalu). Każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę z jałowości takiej przepychanki, tak jak każdy rozsądny człowiek wie, że nauki czytania nie zaczynamy od „Ulissesa” a rozumienia malarstwa od Boscha – zdaje się ,że elementarz byłby bardziej stosowny…

    Wino to kawał kultury, która nie zawsze przekłada się na cyferki polskich złotych. Rzecz w tym, by kulturę pokazać, uczynić przychylną, zrozumiałą, oswoić. Nie służą temu podziały, a tym bardziej uogólnienia (zaraza wielu dyskusji).

    Jeden Pan pisze, że woli za 50 niż dwa po 25, ja wolę jedno za 100 niż dwa po 50 itd., ale stawiam sobie pytanie: i co w związku z tym?     

  • Grzegorz

    Jak często tu bywa odjeżdżamy pomaleńku już kilometry od tematu (wywiad z Markiem Kondratem) by dysutować o tym jaka droga do ‚koneserskiego winopijstwa’ jest właściw(-sz)a … Nonsens jakiś ,nieprawdaż ? Nonsensowne jest samo ‚koneserskie picie’ jak i dyskusja o pierwszych krokach. Każdemu wolno mieć inne ! Logicznym wydaje się ,że najpierw elementarz a później James Joyce ale czy ktoś nam musi to narzucać !? Albo wyśmiewać ,że tak robimy ?! Albo usilnie namawiać na wwąchiwanie się w niuanse zamiast zwyczajnego wypicia kieliszka rose choćby do kiełbasy z grilla… Podziwiam P.Marka za pasję ,za dążenie do swoich celów( rozwiązanie współpracy z P.Pabiańskim z powodów ‚ideologicznych’),za udowodnioną już umiejętność wyszukiwania dobrych win w dobrych cenach. Jest na dobrej drodze do odczarowywania wina i rozwijania kultury wina w Polsce. I ja osobiście za to właśnie Go cenię i Mu dziękuję. 

    • Łukasz Kuszela

      Grzegorz

      od tematu chyba nie odjeżdżamy bo akurat wywiad z M.Kondratem i ogółnie cała jego działalność w dużej mierze dotyczy ewolucji polskiego, jak Pan to określił, „winopijstwa”..

  • KRS

    Tak przy okazji, Winicjatywa powinna  zorganizować degustacje w ciemno, 5 win do 30zł (z dyskontów, supermarketów, sklepów specjalistycznych) i 5 powyżej 60zł (od producentów nad którymi wszyscy mlaskają). Zaprosić o ile to możliwe Panów, którzy uważają się za największych koneserów. Jestem gotów zasponsorować jedną butelkę (jeżeli pojawi się Pan Sławomir Hapak ).  ;)

  • Pablito

    Czy nie byłoby dobrym podsumowaniem dyskusji po tym wywiadzie zacytowanie klasyka:
    „Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!”

    Pozdrawiam szanownych Dyskutantów:)  

  • Marcin Jagodziński

    Ja też się nie zgadzam. 

  • cerretalto

    Niektórzy się nie zgadzają, ale nie bardzo wiem z czym. Niektórzy mierzą innych swoją miarką. Niektórzy postulują konieczność przerabiania jakiegoś elementarza. Mam nadzieję, że nie typu grafomania lub harlekiny :). I ten Joyce i jego Ulisses – ale tym chodzi chyba o ten „pierwotny kontekst” ;). Tak czy owak nikt chyba nie nakazuje Wam edukowania się na dobrych i charakterystycznych winach. Rozumiem jednak dążenia niektórych do tego by wszystko było takie ustalone, wyrównane, uporządkowane i lewą marsz :). Ośmielam się jednak zasugerować, że moglibyście się trochę więcej nauczyć w bardziej zróżnicowanym środowisku, ale tradycyjnie niczego nikomu nie narzucam – po prostu prezentuję swoje poglądy. Być może dalece niesłuszne i zasługujące na potępienie oraz złożenie samokrytyki ;).

    W ogóle to niestety naprawdę uważam, że będąc kompletnym profanem w winach można mieć wielką radochę z Chianti Classico za 10 lub Amarone za 50 euro i zakochać się w winach. Podobnie nie trzeba chodzić latami na mecze III ligi by „dostąpić zaszczytu” pójścia na mecz ligi mistrzów. I mam zupełnie inne pojęcie o barbarzyństwie niż jeden z przedmówców :).

  • KRS

    ” tradycyjnie niczego nikomu nie narzucam” po prostu patrzę na was z góry…

  • Wojciech Bońkowski

    @cerretalto:disqus  Z pierwszego akapitu nic nie zrozumiałem.
    Z drugiego to, co już wcześniej napisałeś, że można mieć radochę zaczynając od win ze średniej półki. Ja się z tym zgadzam. Ale można też zaczynać od dolnej i wiele ludzi tak zaczyna. Dlatego się nie zgadzam z kategorycznym stwierdzieniem @facebook-100002407223439:disqus -a, od którego zaczęła się ta dyskusja: „Zaczynanie z poziomu win badziewiastych do nikąd nie prowadzi ani
    niczego o winie nie uczy. To najgorsza  możliwa ścieżka edukacyjna.”

    • cerretalto

      Wojciech Bońkowski

      @wojciechbonkowski:disqus „Z pierwszego akapitu nic nie zrozumiałem” – nie rozumiem Twojego niezrozumienia. Może nie przeczytałeś paru wcześniejszych postów? Najwyraźniej ten nowy sposób wyświetlania komentarzy też nie jest zbyt łatwy w czytaniu :).

  • Sławomir Hapak

    Szanowni!

    Wybaczcie, że wracam do tego tematu z takim opóźnieniem, ale zwyczajnie trafił się fajny wyjazd i nie było czasu na dyskusję.

    Zauważyłem, że mój post wywołał zamieszanie głównie odnośnie trzeciego cytatu, tego o rzekomej konieczności picia win kiepskich (tanich? z niższej półki? – MK nie doprecyzował tu o co mu chodzi), nim sięgnie się po te wspaniałe.
    By podeprzeć swoją wypowiedź na ten temat sięgnąłem po porównywalną parę: granulat/gyokuro, w nadziei, że łatwiej przyjdzie się zgodzić z tą oczywistą oczywistością. Jak widać pomyliłem się – nie jest łatwiej.

    Z bólem muszę przyznać, że nie rozumiem związku wielu Państwa wypowiedzi z tym, co w owym poście napisałem.
    Postaram się zatem odpowiedzieć na najważniejsze wypowiedzi w kolejności postów.

    @wojciechbonkowski:disqus
    Co mianowicie ma do mojego twierdzenia pytanie o ilość wypitych przeze mnie win MK? Słowem nie zająknąłem się o jakości jego win, bo ich zwyczajnie nie znam. Wyśmiałem tylko błędną tezę z wywiadu.
    I o co chodzi z „gotową receptą dla ludzi jak dojść do Waszego poziomu zainteresowania”? Nie podałem żadnej recepty – uważam za to, że podana przez MK recepta jest nie tylko błędna, ale nawet szkodliwa dla wątroby.
    @38a68631c4588eed193f1a152232af59:disqus
    Jak ma się mój snobizm/nonszalancja/brak charakteru, wspomniany przez Pana/Panią KRS do słuszności lub niesłuszności omawianego cytatu z MK? Jeśli Pan/Pani ma ochotę na ubliżanie mi, zapraszam do zrobienia tego osobiście, twarzą w twarz – dam wtedy stosowną odpowiedź. Mam wrażenie, że lżenie ludzi za pośrednictwem internetu przychodzi Panu/Pani nieco zbyt łatwo.
    @0d9e15aa7b3a26845d0f9359ea2ec48e:disqus
    Ja nie czułem się jak barbarzyńca – ja BYŁEM barbarzyńcą. Jednak fakt, że zacząłem swoją życiową przygodę z winem od razu od szokowego zderzenia z wielkimi winami wcale nie spowodował, że odebrało mi smak i węch. Podobnie jak wina z dolnej półki, tak i te z górnej albo mi smakują, albo nie. Istotą mojego twierdzenia nie jest zatem „módlcie się do wielkich win bo są wielkie”, tylko proste stwierdzenie że droga od mistrelli nie prowadzi do pingusa. Jeśli już wogóle czyjąś ambicją jest dojście do pingusa, to im więcej przykrości ominie go na etapie poznawania się z winem, tym większa szansa, że do tego pingusa kiedykolwiek faktycznie dotrze.
    I ma Pan oczywiście rację, że na wstępnym etapie winopijstwa nie jest się w stanie docenić całej klasy i złożoności wielkich win. Problem jednak w tym, że startując z poziomu marketówki nie mamy żadnej klasy i złożoności do docenienia. I jeszcze kilka autorytetów utwierdza takiego początkującego w mniemaniu, że „świetne wina nie muszą być drogie”, i już taki początkujący winopijca nie będzie miał żadnej motywacji po sięgnięcie o półkę choćby wyżej – bo przecież właśnie MK i WB utwierdzili go w przekonaniu, że dobrze czyni.

    A teraz wrócę wreszcie do meritum, jeśli pozwolicie.
    Marek Kondrat: „Wino po prostu trzeba pić, a trudno zaczynać od win wyrafinowanych, to jest wyższy stopień wtajemniczenia…”
    Twierdzenie powyższe jest nieprawdziwe z następujących powodów:
    1) Wino wyrafinowane to po prostu produkt spożywczy najwyższej osiągalnej jakości; nie trzeba żadnego wstępnego etapu w postaci zjedzenia stu śmierdzących schabowych, by docenić tego sto pierwszego, który jest dobrze zrobiony; nie ma sensownego powodu, by ta sama reguła nie dotyczyła ryb, herbaty, kawy, sera, czy wreszcie wina, jak w omawianym wypadku.
    2) Twierdzenie to sugeruje, że należy zaczynać poznawanie wina (oliwy, sera i ryb) od jakiegoś „niższego etapu”. Jeśli konsekwentnie się tego twierdzenia trzymać, należałoby karmić dzieci parówkami, fish’n’chipsami i hotdogami do ósmego roku życia, żywiąc przy tym nadzieję, że w pewnym momencie (na skutek cudu? nagłego oświecenia?) staną się smakoszami i sięgną po wołowinę kobe albo solę atlantycką.
    3) Trzecie i najważniejsze: wcale nie jest „trudno”! Bo niby dlaczego miałoby być trudno napić się znakomicie zrobionego wina? Oczywiście, że nie doceni się go w pełni za pierwszym podejściem, ale przynajmniej człowiek nie zrazi się już na pierwszym etapie winem nędznym…

    Na razie tyle.
    Oczywiście chętnie i z pokorą przyjmę argumenty przeciwne.
    Podkreślam:argumenty.
    Z Wyrazami Szacunku,
    SH.

  • Wojciech Bońkowski

    Drogi Sławku, moje pytanie o to, ile próbowałeś win od Kondrata, nie dotyczyło Twojego pierwszego komentarza, tylko trzeciego, w którym pisałeś: „Tylko jakoś w sklepach świetne wina nie chcą być niedrogie. Ani u MK, ani gdziekolwiek indziej…” – na co mogę odpowiedzieć teraz tak jak i wówczas, że parę świetnych niedrogich u niego znalazłem.

    A co do reszty, chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. Dziecko lepiej karmić nie tyle hotdogami, co przyzwoitym w domu upieczonym ciastem, ale niekoniecznie od razu „dekonstrukcją starowłoskiej tarty cytrynowej” którą ostatnio nakarmiono mnie w 3-gwiazdkowym lokalu w Modenie, bo dziecko (przynajmniej moje) nie zrozumie zawartych tam odniesień do dwustu lat kultury kulinarnej. Podobnie osobie początkującej w winie wolałbym dać Bourgogne Pinot Noir niż DRC. Są przecież badania naukowe pokazujące, że osoby niezainteresowane winem nie widzą żadnej różnicy smakowej pomiędzy winem za 10 i 100€.

  • Sławomir Hapak

    Dzięki za szybką reakcję Wojtku!

    Odpowiedziałeś niemal idealnie zgodnie z moimi oczekiwaniami: znalazłeś PARĘ świetnych niedrogich win u MK. Nic nadzwyczajnego – u większości importerów znajdziesz PARĘ takich win.
    I o to właśnie idzie, że PARĘ.
    Tymczasem kategoryczne stwierdzenie „Świetne wino nie musi być drogie. Wystarczy je dobrze wybrać!” jest stwierdzeniem zupełnie ogólnym, sugerującym klientowi Prawdę Objawioną, że oto znalazł się  na rynku jedynie słuszny geniusz, który potrafi zapełnić sklepy po brzegi towarem zarówno tanim jak i świetnym.
    Co – jak wiadomo z doświadczenia – możliwe nie jest.
    Dodatkowym podtekstem takiego sloganu jest na dokładkę „ci inni to niedojdy, które nie potrafią wina wybrać”, albo „ci inni Was naciągają na kasę, bo przecież świetne wino nie musi być drogie”.
    Uczciwe to?
    Eleganckie?
    Wreszcie: Prawdziwe?

    Jeśli chcesz, możesz to oczywiście nazywać kreatywnym marketingiem. Ja nazywam to inaczej: wprowadzaniem ludzi w błąd.
    Nawet w reklamie powinna być jakaś granica zwykłej uczciwości kupieckiej, której się nie przekracza.
    Niemniej jednak powtórzę, że Kondrata rozumiem doskonale: pozycjonuje się świetnie. Między innymi dzięki naszej dyskusji.

    A co do reszty – jak raczyłeś uprzejmie to skwitować…
    Dzieci, zarówno jak i dorosłych, należy karmić i poić produktami dobrej, możliwie najwyższej,  jakości. Przywołując ową nieszczęsną „dekonstrukcję” nie mówisz zaś o towarze dobrej jakości, ale o maksymalnym udziwnieniu kulinarnej rzeczywistości, co do sensowności której możnaby się długo spierać. Ja zaś mówię o prostych rzeczach: dobrej rybie, dobrym serze, dobrym winie.
    „Dekonstrukcja” zaś nie jest odpowiednikiem DRC. Nie wiem, czy w świecie wina istnieje taki odpowiednik. Być może stuletnie sherry, czyli też skrajne dziwactwo.
     
    W nadziei na (przynajmniej Twoje) zrozumienie,

  • Wojciech Bońkowski

    Sławku, teraz to już prowadzimy uczone dysputy. Tarta cytrynowa którą mi podano była bardzo wyrafinowanym deserem, tyle smaczny, co intelektualnym. Moje 4-letnie dziecko nie dostrzegłoby żadnej różnicy pomiędzy tym daniem za 40€ a ciastkiem cytrynowym z dobrej cukierni za 5 zł. Dokładnie tak jak „przeciętny” konsument nie zobaczyłby różnicy pomiędzy DRC a Bourgogne Rouge za 60 zł. Wydaje mi się to dość naturalne. W swojej logice tak jak byś chciał zaprzeczyć prawdzie, że prawdziwie wyrafinowane, drogie wina docenia się dopiero po pewnym stażu.

    I to samo z Kondratem. „Wprowadzaniem ludzi w błąd” możesz jego wypowiedź nazwać tylko po bardzo długiej egzegezie własnych myśli po jej przeczytaniu. Tymczasem fenomenologicznie rzecz biorąc, słowa „Świetne wino nie musi być drogie. Wystarczy je dobrze wybrać!” są prawdziwe. A portfolio Kondrata tego całkiem nieźle dowodzi. Czy lepiej od innych portfolio, tego już ani Kondrat, ani ja nie mówiłem. Więc nie dorabiajmy Kondratowi gęby tam gdzie nie trzeba, bo uważam to za nieuczciwie wobec tego wywiadu.

    Swoją drogą, wybierzże się do sklepu Kondrata. Zobaczysz, że jednak ponadprzeciętnie proponuje dobre wina z niskiej półki w stosunku do innych małych sklepów.

  • Sławomir Hapak

    Pax.
    Jeżeli uznajesz, że stwierdzenie „Świetne wino nie musi być drogie. Wystarczy je dobrze wybrać!” jest prawdziwe, to rzeczywiście trzeba zakończyć dysputę.
    Nie mamy szansy dojść do wspólnego wniosku.
    Dla mnie pozostaje to niedopuszczalnym uogólnieniem, prawdziwym tylko dla baaaardzo nielicznych wyjątków.
    Do zobaczenia jutro na Austrii!
    (to już dzisiaj…)