Wino w serialu „The Last of Us”
Oglądając głośny ostatnio serial na podstawie gry „The Last of Us” planowałam tekst o grzybach, szlachetnej pleśni i jej wpływie na winorośl. Temat nasunął się samoistnie – serial przenosi nas w świat, w którym zmutowane grzyby infekują istoty ludzkie i, przejmując nad nimi kontrolę w celu przetrwania, rozkazują im zarażać kolejnych ludzi. I tak w roku 2003 natura pozbywa się większości ludzkości na kuli ziemskiej. Pozostają ci, którzy jakimś cudem potrafili przetrwać, choć paradoksalnie nie są to preppersi. I już rozmyślałam nad jakimś tokajem, aż tu nagle scenarzysta trzeciego odcinka dokonał za mnie wyboru. Na stole pojawiły się dwie zakurzone butle – beaujolais villages i brunello di Montalcino. Pierwszą etykietą bohaterowie – Bill i Frank – rozpoczynają znajomość, drugą, można rzec, pieczętują swoją relację.
Jakie wino pasuje do królika? Według bohaterów trzeciego odcinka hitowego serialu jest to Louis Jadot Beaujolais Villages 2003. Trzy znajome osoby zadały mi pytanie, dlaczego akurat ten ciurek, słabeusz, młodziak, czyli beaujolais nouveau, zostało wybrane do klimatu postapokaliptycznego? Czy chodziło o skojarzenie z zombie i wino, którego po latach wszystkie walory aromatyczne umarły? Musiałam tłumaczyć, że w regionie Beaujolais tworzy się wiele doskonałych, długowiecznych czerwonych win ze szczepu gamay bynajmniej niebędących „ciurkami”. Inna sprawa, że beaujolais villages, nawet z dobrego rocznika, nie jest winem, którego potencjał starzenia jest obliczony na dekady. Biorąc pod uwagę fakt, że Bill i Frank spotykają się prawdopodobnie od roku do kilku po wybuchu pandemii, jest szansa, że wino poczęstowało ich jeszcze aromatem kwiatów róży, dojrzałych truskawek i ziół. Maison Louis Jadot to jeden z najpopularniejszych producentów i hurtowników Burgundii. Bohaterowie 3. odcinka raczą się jego winem, przegryzając smakowicie wyglądające danie z królika, jakby było najpyszniejsze na świecie. Nic dziwnego, bo Frank pierwszy raz od paru lat spożywa normalną kolację, znajdując schronienie u Billa, który zabarykadował się przed zarażonymi w opuszczonym miasteczku i dzięki swoim survivalowym umiejętnościom stworzył dla siebie samowystarczalny system. Mężczyźni zakochują się w sobie.
Pod koniec odcinka na stół wkracza poważniejszy gracz – Col d’Orcia Brunello di Montalcino. I tutaj, przepraszam, musi być spoiler, ponieważ doceniam tę piękną klamrę i muszę o niej opowiedzieć. Starzy, schorowani mężczyźni po kilkunastu wspólnych zasiadają do swojej ostatniej kolacji po spędzeniu całego dnia bez trosk i zmartwień, tak jak kiedyś. Ostatni łyk tej wieczerzy ma być jednak dla mężczyzn śmiertelny. Bill przynosi butelkę brunello, nalewa wino do szkła i na prośbę Franka wsypuje tam zgniecione tabletki, które w nadmiarze mają sprawić, że jego przyjaciel umrze. Tak jak sobie zaplanował. Nie będzie musiał mierzyć się z codziennym bólem choroby. Bill uzupełnia swój kieliszek toskańską legendą i również wypija jego zawartość. Wtedy Frank orientuje się, że jego kochanek wsypał truciznę do całej butelki i zamierza odejść razem z nim. Ciężka decyzja w dobie apokalipsy została podjęta przy łyku sangiovese. Nie wiemy jaki rocznik wystąpił w „The Last of Us”, ale na pewno stał się symbolem ponadczasowej miłości.