Słowenia i Friuli – wszystkie kolory tęczy
Pogranicze włosko-słoweńskie zasłynęło z win pomarańczowych. Ale powstają tu świetne wina w wielu innych kolorach.
Widok z pałacowego tarasu na falujące zielenią winnice, opromienione zachodem słońca jak w turystycznym folderze, zapierał dech w piersiach. Wyfrakowani kelnerzy roznosili wykwintne finger foody – borowiki w tempurze, arancini z truflą, satay z sarny. Musująca rebula pieniła się szlachetnie, jak przystało na pięć lat starzenia na osadzie. Pieczołowicie odrestaurowany pałac Gredič spełniał najwyższe światowe standardy. Kosmopolityczna i wyrafinowana – tak chciała się przedstawić Słowenia gościom pierwszego
Rebula Masterclass i to się jej udało. Nawet Anglicy i Amerykanie, którzy w niejednym pałacu pili aperitif, byli pod wielkim wrażeniem.
Po kolacji (znakomitej) nastąpiły przemówienia. Prezeska apelacji
Goriška Brda mówiła o tradycji i lokalności, lecz najwięcej braw zebrał
Silvio Jermann, słynny winiarz z sąsiedniego Friuli, który płomiennie podkreślał jedność miejscowej kultury i nawoływał do zniesienia granicy włosko-słoweńskiej – na razie w dziedzinie wina. Wypowiedział to, o czym Słoweńcy marzą od dawna, lecz niewielu Włochów – tylko ci najbardziej humanistycznie nastawieni, jak Jermann – jest gotowych im to dać. Na razie wspólna transgraniczna apelacja Brda/Collio odkładana jest
ad calendas graecas. Powód jest prozaiczny – winnice i winogrona po stronie włoskiej kosztują trzy razy więcej. Na tym mariażu (choćby na możliwości mieszania win pod jedną etykietą) zyskałaby tylko jedna strona.
Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu