Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Podróż sentymentalna

Komentarze

„Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy”. Parafrazując ten kultowy cytat – zawsze musi być taka winnica, którą odwiedzi się jako pierwszą. Tekst Wojtka Bońkowskiego o Toskanii przypomniał mi miejsce, od którego zaczynałem.

Nie będę ściemniał o świadomym wyborze. To była moja pierwsza podróż do Toskanii, rok 2005, „gorsza strona” autostrady prowadzącej z Florencji do Sieny (a więc nie Chianti Classico). Mieszkałem w małym hotelu w równie małym miasteczku – Tavarnelle Val di Pesa. Właścicielka rzeczonego miejsca zakwaterowania zapytana o winnicę w pobliżu wartą odwiedzin, wskazała Poggio al Bosco.

Brzydko nie jest. @Poggio al Bosco

Wszystko co działo się potem było dość trudne do zrozumienia. Pewnie w wyniku naoglądania się filmów o degustacjach w Kalifornii spodziewałem się idealnie zorganizowanego panelu degustacyjnego, tymczasem po dotarciu na miejsce okazało się, że nie nie ma tam nikogo. Brak innych zwiedzających mogłem sobie jeszcze wytłumaczyć odejściem od standardów kalifornijskich, ale brak kogokolwiek budził już moje zaniepokojenie. Po dłuższych poszukiwaniach pomiędzy pergolami odnalazłem wiekową staruszkę, a z jej pomocą ukrytego w kazamatach właściciela. Lorisse Boschini okazał się osobą niezwykłą. Po kwadransie rozmowy opowiadał mi już historię swojego życia, po dalszych 10 minutach gotowy był mnie usynowić.

Sala degustacyjna której się nie zapomina. © Poggio al Bosco.

W sali degustacyjnej będącej jednocześnie częścią produkcyjną, biurem, schowkiem i komorą transformatorową pojawiały się kolejne wina własnej produkcji. Porcje degustacyjne? Zapomnij! Wypluwanie wina? Po co! Doszliśmy do ostatniej butelki? Zacznijmy od początku! Znowu koniec? Mam jeszcze vin santo nieprzeznaczone do sprzedaży. Rozmowa toczyła się w najlepsze, przeskakiwaliśmy z tematu na temat, pojawił się oczywiście i Papież, i Wałęsa, i Boniek (choć właściciel kibicuje Fiorentinie). Nawet pojawienie się w końcu innych zwiedzających nie przerwało dyskusji, może dlatego że byłem już synem, a może dlatego, że zwiedzającymi byli Francuzi porozumiewający się – co oczywiste – wyłącznie po francusku i budzący, nie tylko w Toskanii, tradycyjną włoską niechęć. Na koniec, po zaopatrzeniu się w kilka butelek, odbyła się ceremonia uroczystego pożegnania (łącznie ze starszą panią, którą spotkałem w winnicy) wraz z nieśmiertelnym „niedźwiadkiem”.

Lorisse Boschini. © Poggio al Bosco.

Do czego zmierzam? Po pierwsze do flagowego wina tego producenta. Eclissi to kupaż trzech szczepów: sangiovese (60%) merlot (35%) i colorino (5%). Wino fermentuje w cementowych kadziach, a następnie 18 miesięcy spędza w beczkach i kolejne 6 w butelce. Co ważne, na tle ostatnich tendencji, Lorisse zachowuje umiar w zawartości alkoholu – 13%. W efekcie powstaje wino doskonale zrównoważone, o świetnej kwasowości, nutach wiśni, owoców leśnych i eukaliptusa, w ustach dochodzi śliwka, która z biegiem czasu staje się suszona. I ta długość… To co udało się w Poggio al Bosco, to powtarzalność, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. W czasie pierwszej wizyty piłem Eclissi z bardzo dobrego rocznika 2001. Później próbowałem kolejnych: 2003 (mimo upalnego lata zachował klasę) i fenomenalnych 2004 i 2006 – ostatnią butelkę z tego rocznika otworzyłem wczoraj i popadłem w depresję, że więcej już nie mam. Każda z nich reprezentuje ten sam dobry styl, to co ewoluuje to właśnie ta śliwka, która ze świeżej zmienia się w suszoną i pieczoną. Wedle zapewnień wino ma potencjał nawet do 15 lat starzenia, aktualnie w sprzedaży znajduje się rocznik 2009 (9,50 €). Poggio al Bosco nie ma jeszcze przedstawiciela w Polsce.

Eclissi – klasa niezależnie od rocznika.

Jest jeszcze coś. Atmosfera u winiarza. Podczas zagranicznych pobytów w winiarskich krajach warto znaleźć czas na zwiedzanie winnic. Najlepiej wybierać małych producentów, a nie wielkie konglomeraty. Można się do tego przygotować wcześniej, można też dokonać spontanicznego wyboru. Najlepiej wybierać małych producentów, a nie wielkie konglomeraty. Nigdzie wino nie smakuje tak dobrze jak nieopodal winnicy, a historia jego powstawania nie brzmi tak prawdziwie i wiarygodnie jak z ust winiarza. A jeśli jakimś trafem znajdziecie się w pobliżu Tavarnelle, koniecznie zajrzyjcie do Lorisse – na pewno ucieszy się z kolejnej córki i syna.

Podróż życia odbyłem na koszt własny.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Łukasz Kuszela

    1.moim pierwszym odwiedzonym regionem winiarskim była Frankonia, ale zwiedziłem tylko Wuerzburg gdzie z obecnej perspektywy „tylko” (z tamtej perspektywy „aż”) zajrzałem na dziedziniec Juliusspital i uczestniczyłem w degustacji białych nowości (rocznik 2008) zorganizowanej przez VDP, ale po samych winnicach tam nie stąpałem, czego żałuję bo jak wiadomo są od miasta rzut beretem..

    2.pierwsze zwiedzanie winnic było później i było to Wachau (spacer Weissenkirchen-Duernstein-Krems) i tam zajrzałem do siedziby Domaene Wachau, ale jedynie do sklepiku, bez wizyty w winiarni/piwnicy i potem w Krems do Salomon-Undhof i tam też była jedynie recepcja-sala degustacyjna – w tych przypadkach wybór był całkowicie świadomy i do dzisiaj, po prawie czterech latach, moja miłość do białych win z obu regionów w żaden sposób nie zmalała co między innymi będzie widoczne od zaraz w hmm.. pewnym poznańskim „projekcie” ;) /tu oczko do będących na bierząco../

    3.w końcu pierwsze odwiedziny producenta win z zajrzeniem do piwnicy i
    degustacją miały miejsce w Bordeaux w Margaux (dokładnie Cantenac) i był to Chateu Kirwan a tuż po nim Chateau Phelan Segur

    no więc patrząc jedynie na renomę regionów i producentów zacząłem chyba dobrze ;) a co do klimatu- odwiedziny u małego producenta, z bardziej luźną, „rodzinną” atmosferą i bez napiętego grafika (w Bordeaux miałem z góry ustalony program) ciągle przede mną..

  • Bartek Wasiewski

    Bardzo ładnie napisane :)
    Pierwszą winnicą, jaką odwiedziłem, było miejsce w okolicach Cambridge, którego nazwy… nie pamiętam. Po prostu włóczyłem się samochodem po okolicy, zobaczyłem drogowskaz do winnicy, zajechałem i zostałem na dwie godziny. Niestety, nie zwiedziłem samej piwnicy, tylko uprawy i showroom, ale od tamtej pory zacząłem w ogóle zbierać informacje o winie.

    Kilka lat minęło i teraz każde nasze wakacje z żoną muszą zawierać odwiedzenie kilku lokalnych winnic. Z każdą wizytą wiemy więcej, ciekawiej nam się rozmawia, pokazywane nam są coraz ciekawsze rzeczy. W każdym regionie (czy to Navarra w Hiszpanii, czy Cypr, czy nasze ukochane Douro albo inne zakątki Portugalii) odkrywamy niewielkie winnice i dowiadujemy się więcej o życiu i pracy tam, historii okolicy, itd. Poznajemy ludzi, u których imponuje nam konsekwencja w działaniu – wino nie jest projektem krótkookresowym :) Najtrudniejsze jednak są powroty i zastanawianie się, jak upchnąć kolejne butelki w bagażu. Ktoś powinien opracować niedrogi, powszechny system kurierski dla turystów zwiedzających winnice, aby mogli wysyłać swoje odkrycia bezpośrednio do domu :)