Śmie(r)ć w Neapolu
Słynne słowa Goethego: „Zobaczyć Neapol i umrzeć” od dawna interpretuje się wbrew intencjom autora. Tymczasem ich rzeczywiste znaczenie dziś jest tak samo nośne jak w czasach niemieckiego poety.
Johann Wolfgang von Goethe przebywał na Półwyspie Apenińskim w latach 1786–1788, a jego zapiski z tego czasu to świadectwo ogromnej fascynacji Italią. Powyższy, pochodzący z jego dziennika cytat nie wypływał jednak z zachwytu nad Neapolem i nie mówił bynajmniej, że wizytę w tym mieście można wpisać w poczet życiowych osiągnięć. Neapol jako duży ośrodek portowy był siedliskiem wszelkiego rodzaju chorób. Kombinacja bakterii, portowej rozrywki i ówczesnego poziomu higieny oznaczała dla wielu kres życia właśnie tu – ostatnim mieście, jakie widzieli przed śmiercią.
Zdanie Goethego kołacze mi się w głowie za każdym razem, gdy odwiedzam Neapol przy okazji Anteprimy – imprezy, podczas której ocenia się nowe roczniki win z regionu Kampanii. Podróż z lotniska do centrum dla tych, którzy są tu po raz pierwszy, to zwykle pierwszy szok. I nie chodzi li tylko o czas spędzony w korku, choć niecałe 15 km można pokonywać czasem i półtorej godziny, lecz przede wszystkim o widoki za oknem. Ponure blokowiska, pustostany, ruiny kamienic, gdzie nadal mieszkają ludzie, wszechobecne graffiti, które nie oszczędza nawet zabytków i kościołów, wertepy, wieczny remont, wreszcie wyzierające z każdego zakamarka śmieci. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Śmierdzący problem
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!