Siła pasji
Wracałem pociągiem, czytałem kryminał, prezent od przemiłej osoby z miasta Szczecin (a nie ze Szczecina: radni miasta zalecili oficjalnie, by nazwy ich grodu nie odmieniać). Pierwszy akapit był fenomenalny, później akcja stoczyła się niestety w słabą burleskę. No ale było o winie. Fabuła jest prosta. Rzymskiemu małemu restauratorowi Giovanniemu z Zatybrza konkurencja postawiła pod nosem sieciową restaurację. Strawa, owszem, dobra, ale ceny dumpingowe, przeto ilość gości zastraszająco duża. Giovanniemu bankructwo zajrzało w oczy. Na szczęście znajomy księgarz i sąsiadka, signora Pandolfi, znaleźli sposób: przekopać się tunelem pod restaurację, a dokładnie do restauracyjnej windy. Gdzie windziarz, podstawiony człowiek, który przekazuje zamówienia od kelnerów do kuchni i wysyła gotowe dania na powierzchnię, część dań i butelek spuści na dół, by Giovanni mógł nimi obsłużyć gości swej trattorii.
Nieważne, co dalej się działo, przytaczam opis pierwszej przesyłki windziarza: „Signora Pandolfi szybko i zwinnie opróżniła windę z kilkunastu butelek mozelskiego wina. U jej nóg stało już ponad pięćdziesiąt butelek: Ch. Lafite-Rothschild 1945, Ch. Latour 1947, Ch. Margaux 1943, Lachryma Christi, Falerno, «vino negro» z Elby, czerwone Chianti [sic! – MB], reprezentacyjne okazy najlepszych roczników reńskich Hochhmeierów, szlachetne gatunki burgunda, delikatne wina z doliny Saary i Mozeli, siedem rodzajów bawarskiego Steina i cała ponętna wystawa Rieslingów, Traminerów i Sylvanerów z Alzacji. Winda poszła w górę i znowu zjechała. Nowy plon składał się tym razem z mieszaniny [sic! – MB] whisky Johnny Walker Black Label, wytrawnego szampana Veuve Clicquot 1947, Old Grand-Dad, Canadian Club i absyntu Pernod Fils” (Howard Shaw, Trattoria na ulicy Skarbów, przeł. Tadeusz Evert, Warszawa 1963, seria z jamnikiem).
Wspominam kryminał i cytuję łupy zdobyte przez Giovanniego i wspólników, gdyż przypomina mi się cała fura własnych marzeń o nielegalnym (bo legalnie się nie dawało) zdobywaniu butelek; może nie mieszaniny whisky Black Label, lecz Ch. Latour 1947 owszem. Marzeń, jak to włamuję się do piwnic restauracji La Tour d’Argent. Jak to przy paryskiej Grande Épicerie dostawca zostawia podczas wyładunku otwartą ciężarówkę wypełnioną Chambertin od madame Leroy. Jak to podczas zwiedzenia największej kolekcji win w jednym z domów w XVI dzielnicy Paryża właścicel nagle słabnie i omdlewa. Albo jak Robert Mielżyński podczas remanentu nieopatrznie zostawia w pobliżu mojego samochodu skrzynkę z winami Domaine de Chevalier 2005.
Siła pasji to siła marzenia. A siła marzenia to (także) imaginacyjna zdolność kradzieży. Niestety, zauważyłem, że ostatnio nieco mniej marzę i wyobraźni nie chce się już kraść. Ale obiecuję, towarzysze winomani, poprawę.