Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Rodacy robią wino

Komentarze

Kilka lat temu podczas podróży przez region Chablis, kiedy parkowałem przed wejściem do jednego ze znanych producentów, z wyjeżdżającego z sąsiedniej posesji samochodu padło pytanie: Czy Pan może do mnie? Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że słowa te wypowiedziano po polsku. Okazało się, że kierująca samochodem pani Danuta Phillippon wyjechała z Polski ponad dwadzieścia lat temu i znalazła swój dom właśnie w Chablis. Wraz z mężem, winiarzem od kilku pokoleń, prowadzą kilkunastohektarową winnicę Château de Fleys, wytwarzając całkiem zresztą niezłe wina.

Nasi w Chablis. © Sławek Chrzczonowicz

Rozmawiając z panią Danutą przypomniałem sobie inne zaskoczenie, kiedy kilka lat temu, na południu Francji, pierwsze słowa jakie usłyszeliśmy wraz z Markiem Bieńczykiem podczas rozmowy z renomowanym winiarzem brzmiały: Chłopaki, zaczekajcie chwila, a ja skocze po jedna flaszka. Był to Jeremi Gaik, ceniony w regionie Roussillon winiarski ekspert, doradzający w kilku uznanych posiadłościach.

Jacques Gajówka z Beaujolais. © Sławek Chrzczonowicz.

W ciągu kilkunastu lat winiarskich podróży, takich nieoczekiwanych spotkań z rodakami nazbierało się znacznie więcej i to nie tylko we Francji. Polacy pracują u Karla Laglera w Wachau, w Clos des Fées u Hervé Bizeula w Roussillon, czy w Weingut Rosenhof nad Mozelą. A są jeszcze właściciele winnic, jak wielokrotnie przeze mnie wspominany pan Gajówka w Beaujolais czy Denis Jackowiak w Szampanii, czy wreszcie Roman Niewodniczański w Van Volxem. Różnymi drogami trafiali do winnic. Większość urodziła się za granicą, w rodzinach emigrantów. Niektórzy, jak Gaik czy Gajówka, mówią biegle po polsku, inni – jak Jackowiak – choć swą polskość demonstrują, języka przodków już nie znają.

Alessandro Moroder zaufal Polakom. © Sławek Chrzczonowicz

Coraz większą grupę stanowią przybysze z Polski, dla których praca w winnicy to zupełne novum, z którym w Polsce nigdy się nie zetknęli. Najpierw się temu dziwiłem, potem coraz mniej, teraz w zasadzie przyzwyczaiłem się do sytuacji, że niemal w każdej europejskiej winnicy znaleźć można Polaków. Początkowo byli to przeważnie pracownicy sezonowi, przyjmowani do pracy na czas winobrania. Zatrudniano i zatrudnia się ich nadal bardzo chętnie. Przez ostatnich kilkanaście lat dorobili się opinii pracowników solidnych, dokładnych i uczciwych, no i, co bardzo ważne, wydajnych. Nic więc dziwnego, że coraz częściej spotkać można Polaków pełniących w winnicach coraz bardziej odpowiedzialne funkcje, po prostu robiących wino. W znanej winnicy Alessandro Morodera, w Rosso Conero, nie tylko większość pracowników, ale także główny winemaker jest Polakiem. Mam nadzieję, że nadejdzie, i to już wkrótce, chwila, że winiarz przestanie być w Polsce zawodem dla emigrantów i że niektórzy spośród pracujących w europejskich winnicach rodaków wrócą aby umiejętności swoje wykorzystać do tworzenia polskich win. 

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Łukasz Kuszela

    w Burgundii mamy jeszcze Domaine Heresztyn w Gevrey oraz Domaine Mikulski w Meursault (bardzo dobre Perrieres i Genevrieres), z kolei Frederic Magnien deklarował że Polacy tną u niego jesienią winogrona

    • Sławek Chrzczonowicz

      Łukasz Kuszela

      I jeszcze Gilles Bartoszek w Monbazillac i oczywiście Andrzej Greszta w Krov nad Mozelą no i pani Gosztyla w Szampanii
      i

    • KJ

      Łukasz Kuszela

      Polskie „korzenie” maja tez: Serafin (Gevrey), Bryczek (Morey St Denis), Brzezinski (Pommard) i Maroslavac (Puligny)

  • rurale

    W Chile jest Philippo Pszczółkowski razem z Małgosią i Tomkiem Wawruchami.

    • Sławek Chrzczonowicz

      rurale

      Chyliczki pozdrawiają Santiago
      Sławek

      • rurale

        Sławek Chrzczonowicz

        Colchagua zaprasza.
        Można popatrzeć jak stary Montes strzela w kolano chilijskiemu winiarstwu. Wszystko przez terroir:)

        • Sławek Chrzczonowicz

          rurale

          Kiedyś wielbiłem Montesa, nadal uważam, że jest wielkim winiarzem, choć jego styl to nie moja bajka

          • rurale

            Sławek Chrzczonowicz

            Nie odmawiam Broń Boże Montesowi umiejętności robienia dobrych win. Jego butelki dobrze się sprzedają, ludzie je lubią, biznes się kręci. Tylko o czym świadczy ta historia z nową etykietą Taita. Próbował ją TPB opisując już w MW (dopisałbym się tam, ale nie wiem jak to się robi przy wpisach archiwalnych). Taita to jak dobrze rozumiem pomysł na wino, które wreszcie pokazuje siłę chilijskiego terroir. Po fragmencie doliny Colchagua przejechał kiedyś lodowiec, tysiące lat później ten kawałek ziemi akurat kupił Montes i teraz mamy wino Taita (na bazie cabsa). Problem polega na tym, że wiemy już ile kosztuje. W Chile 220 tys. pesos (ponad 400 dol.), na innych rynkach ok. 300 dol. za butelkę. To chyba najdroższe wino chilijskie w dziejach ludzkości. Zatem jaki jest przekaz? Nr 1. Chcesz poznać chilijskie terroir? Weź kredyt to pogadamy. W każdym innym wypadku czeka cię wózek w supermarkecie i niewiedza. Nr 2. To terroir to jedna wielka ściema. Montes pokazuje tym samym, że to tylko proteza dzięki której można sprzedawać wina wciąż drożej i drożej… Nr 3… Na razie nic innego nie przychodzi mi do głowy.

            Przyznam, że kiedy wizerunek win chilijskich w ogóle, jest taki jaki jest, to według mnie to raczej słaby pomysł, żeby przekonać konsumentów że jakiekolwiek terroir istnieje. A już tym bardziej w Chile. No może gdyby na kontretykiecie Aurelio napisał, że sam ręcznie winogrona zrywał, rąk oczywiście wtedy nie mył, robaki zdmuchiwał z owoców tylko wraz z zachodzącym słońcem, a sok z winogron wyciskał nogami w miednicy jak w Porto, ale wyłącznie w towarzystwie najbliższej rodziny. Może gdyby w rezultacie powstało tylko dajmy na to 7 butelek, koniecznie w odpowiedniej konstelacji planet. Wtedy rozumiem.

            Nie wiem też, w sumie jak to wino smakuje. Panie Tomku, czy Pan wyczuł w nim ten specyficzny zapach i smak Marchigue? Inny od innych win z Marchigue, które terroir nie potrafią oddać? Pytam bez ironii, bo Taita to wino, które pozostanie dla mnie źle opowiedzianą bajką.

          • TPB

            rurale

            Oczywiście, że nie wyczułem w Taicie szczególnej specyfiki Marchigue, ale nie nie nazwał bym tego wina źle opowiedzianą bajką. Montes jest znakomitym specem od marketingu – miał swoje trzy ikony, uznał, że czas na super ikonę. Zrobił 3000 (nam w Marchigue powiedzieli – wydaje mi się -, że 6 tys., ale teraz oficjalny przekaz jest taki, że 3) i postanowił sprawdzić (takimi słowy dokładnie się wyraził), czy rynek gotów jest wydać pieniądze. Szybko okazało się, że rynek (głównie azjatycki) pieniądze wydać jest gotów. 2007 rozszedł się jak ciepłe bułeczki.
            Taita to jednak, moim zdaniem, nie jest tylko marketingowa wydmuszka, o której Pan pisze. Przyznam, że w czasie całej wizyty w Marchigue nie szafowano szczególnie słowem terroir. Owszem, mówiono o specyficznym klimacie miejsca (limit upraw win czerwonych), o plackach otoczaków zostawionych przez lodowiec, najwięcej jednak było mowy o możliwościach – no dobra, niech będzie: w tym konkretnym terroir – stresowania krzewów przez nie podawanie im pełnej dawki wody w czasie irygacji. Powody są dwa: zrobić lepsze, w zamyśle Montesa, wino i… oszczędzić wodę. Aurelio przyznał, że jeśli uda mu się ograniczyć podlewanie 550-ha działki o 20 proc. będzie sobie mógł pozwolić na posadzenie kolejnych 100 ha winnic. Prosty rachunek.
            A wino? Taita 2007 jest świetnym nowoświatowym cabem (+ 10% CAR/SY), im dłużej je piłem, tym bardziej zresztą europejskie w swoim charakterze mi się wydawało. Terroir? Chwilowo bez przesady – to virgin vintage – pierwsze owocowanie zasadzonych w 2004 r. krzewów.
            Myślę, że Aurelio dobrze wie co robi i w kolano sobie nie strzela. Przy limicie produkcji (2008 wcale nie będzie) sprzeda Taitę i dwa razy drożej, a tym, którzy muszą brać kredyt zaoferuje Alphę.
            Spróbujemy Taity 2023 i wtedy pogadamy o terroir ;-)

            Pozdrawiam serdecznie
            TPB

            PS. Czy to w Chile czy w Argentynie czy w Kalifornii rozmowa z winiarzami o terroir skupia się zazwyczaj na klimacie – resztę elementów siedliska traktuje się może nie po macoszemu, ale z mniejszą atencją – takie mam wrażenia.

          • rurale

            TPB

            Panie Tomku, nie do końca chyba się zrozumieliśmy. Montes sobie w nic nie strzelił i choćby strzelał w różne strony to i tak krzywdy sobie nie zrobi. Chodzi o co innego. W Chile na różnych poziomach i na różnych forach toczy się dyskusja na temat wizerunku win chilijskich. Puentując ją w jednym zdaniu jest źle, nudno, po prostu słabo. Pytanie jakie zadaję, jest takie „Czy wino za 300 dol. za butelkę jest w stanie ten stan rzeczy zmienić?” Moim zdaniem, nie. A Pana?

            Poza tym w Chile lubią sobie o terroir pogadać:) I to dość kompleksowo. Nie wiem jak jest w Argentynie, czy Kalifornii, bo mnie tam nie było. Ale tu nawet książka wyszła pt. „Vinos y Valles. Los mejores terrunos de Chile”. Jej autor Patricio Tapia, charakteryzuje poszczególne doliny, pokazuje typowe wina itd. Tylko że czasem to zabawnie wychodzi. Bo taka na przykład Casablanca ma być krainą sauvignon blan i pinotem płynącą. No może jeszcze syrah. Ale jak na złość Concha y Toro robi tam swoje najlepsze chardonnay. O czym to świadczy? To jak jakby ludzie z Comte Liger-Belair, kupili kilka hektarów w sercu Moulis i zrobili tam pinota nad pinoty. Dlatego uważam, że Taita, to kiepsko opowiedziana bajka. Tylko kasa się zgadza i o tym jest jej morał.

          • TPB

            rurale

            Myślę, że Taita nie jest dobrym przykładem wina, które miałoby odmienić myślenie o terroir w Chile. Owszem, pomysł zasadza się na znalezieniu specyficznego siedliska, a nie na – jak pan pisał – własnoręcznym zbiorze gron niemytymi rękami etc – jednak wobec wieku plantacji trudno mówić o szczególnym wpływie terroir (poza klimatem). Montes mówi głównie o super-ikonie, a więc śpiewa pieśń dobrze w Chile znaną, choć dopisuje do niej nową zwrotkę, która nazywa się 220 tys. pesos – i w tym się zgadzam, że to wino nie zmieni (na razie) myślenia o chilijskim terroir.
            Schodząc cenowo na ziemię (albo tylko lekko nad nią lewitując ;-)) lepiej chyba niż o Taicie pogadać o Montesowych Outer Limits z Zapallar: Sauvignon Blanc i Pinot Noir (odpowiednio 15 i 35 tys., o ile się nie mylę) – ja tam w nich element terroir wyczułem i absolutnie mnie nie nudziły (zwłaszcza pite w Zapallar ;-)).
            A co do chardonnay w Casablance – w ogóle mnie to nie dziwi. Wiemy obaj, że tzw. chłodne siedliska w Chile na miarę europejską chłodne są tak sobie. Dlatego między innymi Montes posadził SB i PN w Zapallar, bo to tylko 7 km od oceanu, a więc chłodniej niż Casablance.
            Myślę, że to, że dotąd nie sadzono chardo w tych tzw. chłodnych siedliskach wynikało z utartego stylu win z tej odmiany w Chile, czyli „na bogato”. To się pewnie zmieni. Zresztą piłem tej wiosny (jesieni) chardonnay z Amayany w Leydzie, chłodniejszej przecież niż Casablanca – 14,5% alco w 2010 r…. Ale całkiem zrównoważone.
            Randall Grahm powiedział mi kiedyś (w kontekście Kalifornii), że nie można mówić o terroir w Nowym Świecie, bo historia winiarstwa jest tu zbyt krótka, a największe siedliska europejskie były rozpoznawane przez setki lat. Coś w tym jest. Miłego dnia!

          • Wojciech Bońkowski

            TPB

            Mówienie o terroir nawet w Europie jest często przesadne ;-) Podstawowy problem win takich jak Taita dotyczy interwencyjnej produkcji: obniżania plonu, nawadniania, selekcji gron, dodawania drożdży, nowej beczki, itp itd. Robione w ten sposób wino oddala się od terroir, które staje się abstrakcyjnym pojęcie oznaczającym mniej więcej „to wino smakuje trochę inaczej niż ogólnoświatowa matryca Caberneta za $50”.

            Notabene zapraszam do dyskusji pod nowym wpisem Rurale o winiarstwie chilijskim: https://winicjatywa.pl/2013/07/31/przyszlosc-winiarstwa-w-chile/

          • rurale

            TPB

            Mój zapał polemiczny gaśnie, bo jakoś we wszystkim (albo prawie wszystkim) się zgadzamy:) Ja tylko namawiam do tego żeby próbować nazywać rzeczy po imieniu. Jeżeli wino ma być romantyczne, to niech ono takim będzie. Jeżeli ma stymulować zysk, to nie piszmy o lodowcu, otoczakach, czy oszczędnościach na pompie wodnej (jakoś trudno mi w to uwierzyć). To tak jak z tymi rowerami w Cono Sur. Marketing jest fajny, potrzebny, byleby trzeźwo do niego podchodzić.
            Wracając do Montesa. Przede wszystkim nie wiedziałem, że ma tylu sojuszników w Warszawie:) Ja jego win nie pokochałem. Oczywiście wkraczam w tym momencie w świat mojej subiektywnej ułudy, bo według mnie to wina z gatunku „bez serc, bez ducha”. Jest miękko, czysto, pluszowo, ale jednocześnie nudno, a czasem przesadnie mocno. Pomysł na sb z Zapallar świetny, ale ja, podobnie jak Taitę, traktuję go wyłącznie w kategoriach marketingowych. Tym którzy byli w Chile, nie muszę tłumaczyć, tych którzy tu jeszcze nie dotarli serdecznie zapraszam (piękny kraj i dobre wina robią:). Zapallar to bodaj najbardziej luksusowy chilijski kurort nad oceanem. Jego centrum wygląda niczym przeniesione żywcem z południa Francji, a peryferie wypełniają modernistyczne kubiki z basenami na dachu. Tam odpoczywają ludzie, których stać na Taitę przed śniadaniem:) Ile jednak jest w tym Chile? Chyba niewiele. Jednak powiązanie typowego nowoświatowego sb z symbolem luksusu, to na pewno skuteczna idea, która żywi się aspiracyjnością wielu konsumentów. I pozwala sprzedawać butelkę wina nie za 5 ale 15 tys. pesos. I tu czapkę przed Aurelio zdejmuję i ukłony biję. O to mu chodziło i dopiął swego. Jego win jednak pić nie zamierzam.
            Pozdrawiam
            PS. Panie Tomku, miał Pan w ręku kiedyś gazetkę firmową Montesa? Przecież to podręcznik do matematyki, punkty, punkty, punkty…

          • TPB

            rurale

            O Zapallar – święte słowa, choć chyba bardziej trendy jest sąsiednia Cachagua. Ale wina naprawdę ok. I przyznam, że gdy mam pić chilijski mainstream, to Montes wcale mi nie wadzi, a w wielu wykonaniach wręcz smakuje :-)

            Pzdr
            T

            PS. Gazetki mi oszczędzono ;-)