Rodacy robią wino
Kilka lat temu podczas podróży przez region Chablis, kiedy parkowałem przed wejściem do jednego ze znanych producentów, z wyjeżdżającego z sąsiedniej posesji samochodu padło pytanie: Czy Pan może do mnie? Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że słowa te wypowiedziano po polsku. Okazało się, że kierująca samochodem pani Danuta Phillippon wyjechała z Polski ponad dwadzieścia lat temu i znalazła swój dom właśnie w Chablis. Wraz z mężem, winiarzem od kilku pokoleń, prowadzą kilkunastohektarową winnicę Château de Fleys, wytwarzając całkiem zresztą niezłe wina.
Rozmawiając z panią Danutą przypomniałem sobie inne zaskoczenie, kiedy kilka lat temu, na południu Francji, pierwsze słowa jakie usłyszeliśmy wraz z Markiem Bieńczykiem podczas rozmowy z renomowanym winiarzem brzmiały: Chłopaki, zaczekajcie chwila, a ja skocze po jedna flaszka. Był to Jeremi Gaik, ceniony w regionie Roussillon winiarski ekspert, doradzający w kilku uznanych posiadłościach.
W ciągu kilkunastu lat winiarskich podróży, takich nieoczekiwanych spotkań z rodakami nazbierało się znacznie więcej i to nie tylko we Francji. Polacy pracują u Karla Laglera w Wachau, w Clos des Fées u Hervé Bizeula w Roussillon, czy w Weingut Rosenhof nad Mozelą. A są jeszcze właściciele winnic, jak wielokrotnie przeze mnie wspominany pan Gajówka w Beaujolais czy Denis Jackowiak w Szampanii, czy wreszcie Roman Niewodniczański w Van Volxem. Różnymi drogami trafiali do winnic. Większość urodziła się za granicą, w rodzinach emigrantów. Niektórzy, jak Gaik czy Gajówka, mówią biegle po polsku, inni – jak Jackowiak – choć swą polskość demonstrują, języka przodków już nie znają.
Coraz większą grupę stanowią przybysze z Polski, dla których praca w winnicy to zupełne novum, z którym w Polsce nigdy się nie zetknęli. Najpierw się temu dziwiłem, potem coraz mniej, teraz w zasadzie przyzwyczaiłem się do sytuacji, że niemal w każdej europejskiej winnicy znaleźć można Polaków. Początkowo byli to przeważnie pracownicy sezonowi, przyjmowani do pracy na czas winobrania. Zatrudniano i zatrudnia się ich nadal bardzo chętnie. Przez ostatnich kilkanaście lat dorobili się opinii pracowników solidnych, dokładnych i uczciwych, no i, co bardzo ważne, wydajnych. Nic więc dziwnego, że coraz częściej spotkać można Polaków pełniących w winnicach coraz bardziej odpowiedzialne funkcje, po prostu robiących wino. W znanej winnicy Alessandro Morodera, w Rosso Conero, nie tylko większość pracowników, ale także główny winemaker jest Polakiem. Mam nadzieję, że nadejdzie, i to już wkrótce, chwila, że winiarz przestanie być w Polsce zawodem dla emigrantów i że niektórzy spośród pracujących w europejskich winnicach rodaków wrócą aby umiejętności swoje wykorzystać do tworzenia polskich win.