Pokorni podkładają ogień
Burza zastała mnie w Neustadt. Właściwie jej odprysk, zagubiona frakcja niskich, czarnych chmur, które przyniosły w środkowym Palatynacie wściekły wiatr i ulewę. Dwadzieścia cztery godziny później stałem już 100 kilometrów dalej, na brzegu Mozeli. Krajobraz po kataklizmie przerażał. Był koniec sierpnia 2013 roku. Po upalnym lecie część gron zdawała się niemal gotowa do zbioru. Tymczasem nawałnica, która przetoczyła się przez region, w kilka minut zniszczyła doszczętnie część upraw. Winnice buchały wilgocią, ryzyko zgnicia owoców było olbrzymie. Nad łupkowymi stokami schodzącymi stromo ku rzece krążył opryskujący winorośl helikopter.
Wstydziłem się trochę zawracać głowę degustacjami Dirkowi Richterowi, właścicielowi winiarni Max Ferd. Richter w Mülheim. Chodziliśmy po winnicy, oglądając zniszczone poprzedniego dnia krzewy. Pocięte lodowymi kulkami łozy wyglądały tak, jakby szalony Danny Trejo okładał je maczetą. Bo nad Mozelą, inaczej niż w Palatynacie, z nieba walił grad. Richter stracił plon w 12 ze swoich 15 parceli – nie tylko tegoroczny, ale i przyszły. Wiedział, że rośliny będą potrzebowały niekiedy dwóch sezonów, by wrócić do pełnej formy.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!