Zero konkurencji
Orto di Venezia nie ma sobie równych. Byłoby bezkonkurencyjne w konkursie win regionalnych. Złoty medal dla Orto, a potem długo, długo nic.
A to dlatego, że mówimy o jedynym winie, które jest produkowane w Wenecji. Na wyspie San Erasmo. Winnice istniały tu już w XVI wieku. Potem zastąpiły je jednak pola z warzywami, między innymi słynnymi na całe Włochy karczochami fioletowymi. Kilkaset lat później Michel Toulouze wpadł na szalony pomysł powrotu do korzeni. I to dosłownie! Na weneckiej ziemi zasadził malvasię, vermentino i fiano – stare włoskie szczepy bez amerykańskich podkładek. O pomoc w prowadzeniu winorośli i winifikacji zwrócił się do guru z Doliny Rodanu – Allaina Graillota. A w 2006 roku wypuścił pierwsze kilka tysięcy butelek tego niezwykłego wina.
Jego niezwykłość wynika nie tylko z unikatowego pochodzenia. Jest to wino bardzo smaczne, potężne, konkretne, a równocześnie po prostu owocowe i eleganckie. Rocznik 2006, który miałam przyjemność próbować, uznawany jest za najlepszy. Dziś wciąż ciekawe, wciąż dobre, ma sporo alkoholu i czuć w nim kilka lat spędzonych w butelce. Pachnie nieco miodem i pigwą, a w smaku znajdziemy grillowaną żółtą paprykę, kardamon i sól.
Jest bardzo rzadko spotykanym winem, tylko kilka miejsc na świecie ma je w swojej karcie. Ja miałam okazję spróbować go w restauracji Côté Mas, dzięki uprzejmości Jean-Claude’a Masa, który otworzył dla nas jedną butelkę.
Do restauracji zostałam zaproszona przez Conseil Interprofessionnel des Vins du Languedoc oraz Conseil Interprofessionnel des Vins du Roussillon.