Obsługiwałem angielską królową
Dzisiaj młodzi sommelierzy walczą o najwyższe laury na międzynarodowych konkursach. W Warszawie polewają gościom nie tylko bordosy z butelek magnum, ale też pomarańczowe wina z Friuli. A jak to się wszystko w Polsce zaczęło?
Przegląd najnowszych roczników barolo na dorocznym przeglądzie Nebbiolo Prima wieńczyła kolacja w szkole gastronomicznej w Albie. W sali bankietowej dostrzegłem dwóch polskich utytułowanych, choć ciągle młodych sommelierów. Usiedliśmy razem przy okrągłym stole. Nad bagna cauda, tradycyjnym daniem z anchois, czosnku i oliwy, nasza rozmowa zdryfowała w kierunku początków zawodowej przygody moich kompanów. Bardzo ciepło wypowiadali się o swoich starszych kolegach z zarządu Stowarzyszenia Sommelierów Polskich – Piotrze Kameckim i Wiesławie Wysokińskim. Dało się w tym wyczuć niemal rodzinne przywiązanie, którego niekoniecznie się spodziewamy u osób na co dzień skrytych za sztywnym gorsetem i dystansem przynależnym profesji. Ta międzypokoleniowa więź spodobała mi się bardzo; postanowiłem zbadać, jakie były początki pierwszych polskich sommelierów.
Czasy wermutu: życie jak film
Wysokiński po ukończeniu technikum drogowo-geodezyjnego zdecydował się na nowo otwarte Hotelarsko-Gastronomiczne Policealne Studium Zawodowe w Warszawie przy ulicy Krasnołęckiej. Nie zyskał akceptacji ojca – w tamtych czasach panował tradycyjny podział zawodów na kobiece i męskie. Wiesława jednak od zawsze ciągnęło do kuchni – w jego rodzinnym domu rządziła nią babcia lwowianka, która tuż po wojnie gotowała dla Kiepury.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!