Nie tylko Oktoberfest
Na wstępie garść informacji rodem z encyklopedii: Kolonia – niem. Köln – miasto na prawach powiatu w zachodnich Niemczech, w kraju związkowym Nadrenia Północna–Westfalia. Czwarte co do wielkości miasto Niemiec i największe w kraju związkowym. Kolonia jest najstarszym z dużych miast niemieckich. Została założona przez cesarzową Agrypinę, która w roku 50 n.e. nadała tej osadzie nazwę Colonia Claudia Ara Agrippinensium i podniosła ją do rangi miasta. Leży nad rzeką Ren, a wizytówką miasta i historyczną dominantą jest imponująca gotycka katedra (Kölner Dom), z wieżami o wysokości 157 metrów, umieszczona na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Od siebie dodam (co encyklopedie nie zawsze uznają już za istotne), że w Kolonii odwiedzić można także Muzeum Czekolady, a tych, którzy czekolady nie lubią, a cenią także inne trunki niż tylko wino informuję, iż znajduje się tu największe skupienie browarów w jednym miejscu na świecie – 24! – które produkują jedyne w swoim rodzaju piwo – Kölsch. Zwłaszcza ta ostatnia informacja mogłaby sugerować, że tym razem nie będę pisał o winie, ale na szczęście nawet 24 browary nie odwiodły Kolonii od organizowania raz w roku Kölner Weinwoche – ponadtygodniowej imprezy winiarskiej na jednym z rynków miasta – Heumarkt, odbywającej się w drugiej połowie maja.
Choć nie jest to ani największe ani najsłynniejsze Weinwoche w Niemczech, panuje tu zdecydowanie najlepsza atmosfera. W tym roku można było spróbować win od 24 producentów reprezentujących m.in. regiony Mozela/Saara, Rheingau, Nahe czy Palatynat. Nie znajdziecie tu wielkich nazwisk, jak skomentował redakcyjny kolega – Bundesliga to to raczej nie jest, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłości w tej najwyższej klasie rozgrywkowej się znaleźli.
Zasady są proste. Wszystkich win można spróbować na kieliszki (ceny od 1,90€) + 2€ kaucji za kieliszek, który można, ale nie trzeba zwracać – niektóre egzemplarze z logiem znanych producentów mogą stanowić lepszą pamiątkę niż magnes na lodówkę. Jak już zorientujemy się, które wino najbardziej nam odpowiada (albo przejdziemy do tego od razu) – możemy zakupić całą butelkę i albo zabrać ją do domu albo skonsumować na miejscu (korkowe to zwykle cena butelki na wynos razy dwa). Wino do konsumpcji otrzymujemy wraz z coolerem służącym wyłącznie utrzymaniu odpowiedniej temperatury – wszystkie wina są odpowiednio schłodzone już wcześniej.
Zaskoczeń nie było – lepiej wypadły wina białe, czerwone były słabsze, nawet jeśli pochodziły z teoretycznie dobrego regionu (jak np. Weingut O. Schell z Ahr). Co do białych zaś… pijmy rieslingi! Dobre wrażenie zrobił na mnie Riesling Classic 2012 z Weingut Ohlig (Rheingau) – brzoskwinia, gruszka, sporo cukru resztkowego, ale mimo wszystko zachowujące dobrą równowagę. Podobne zdanie mam zresztą o Riesling 2012 z Weingut Paulushof. Kolejny raz nie zawiodłem się na żadnym próbowanym rieslingu z oferty Villa Gutenberg (Rheingau), choć przyda im się jeszcze trochę czasu. Zdecydowanie najlepsza zaś była oferta prezentowana przez Weingut Mertes (Saara): ich Riesling Goldberg 2012, fantastycznie cytrusowy, ze świetną kwasowością był nie tylko doskonałym orzeźwieniem, ale już teraz mógłby stawać w szranki z wieloma uznanymi producentami.
I najważniejsze: wszyscy bawią się świetnie, siedzą przy wspólnych stołach (jakże mogłoby być inaczej), nikt nie zawraca sobie głowy szparagami, zakąszając rieslinga wurstem lub kawałkiem pizzy z rukolą. Stoiska można odwiedzać codziennie od godz. 10 do 22 i zapewniam, że można tam spędzić cały dzień. Jak widać, Niemcom wychodzi organizowanie nie tylko Oktoberfest.
Podróżowałem i degustowałem na koszt własny.