Gorzki smak siedliska
Powiedzieć o nocy spędzonej pod gołym niebem na najdalszym cyplu chorwackiej wyspy Rab, że była inna niż wszystkie, to powiedzieć za mało. Latem o poranku oddycha się tu wilgocią i solą, która zatrzymuje się w powietrzu niczym zawieszony pył.
Można odnieść wrażenie, że jest to lepka otulina, kontrastująca z ostrym, kamienistym podłożem wyspy; ta staje się przytulna i niepokojąca zarazem, bezpieczna i agresywna, pełna sprzeczności; rozmywa horyzont. Miękka sól w ciągu kilku godzin wżarła się w ubrania i rysy na szkłach okularów, wszystko nadawało się do wyrzucenia. Część winogron na sąsiedniej wyspie, jak się wkrótce okazało, również – przykryła je ta sama słona kołdra.
To był pierwszy raz, gdy pomyślałam o niewidocznej, ciemnej stronie siedliska – tej, której nie wyczujemy w smaku wina, wykrzykując w ekstazie „ach, goût de terroir!”, „och, co za mineralność!”, „jak pięknie słone wino!”, a do tego jeszcze „bosko krzemienne”. Nie znajdziemy ich w definicji terroir, w składzie gleby.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!