Zapłacić Fritzowe
Jeszcze parę słów komentarza do wizyty Fritza Wieningera, opisanej w tekście Wojtka Bońkowskiego. Bo chciałem powiedzieć o pewnym wrażeniu, które mam czasami, pijąc wina wybitnie charakterystyczne. Ich szczególność jest tak silna, że przychodzi do głowy myśl, iż powinno się je pić codziennie, że są absolutnie nieodzowne. To wrażenie oczywiście później mija, nie ma win nieodzownych, ale charakterystyczność wymogła przez chwilę takie właśnie doznanie.
W przypadku Wieningera mam na myśli jego gemischter Satz, dwa wina ze starych krzewów, Alte Reben, jedno z siedliska Nussberg, obecne w katalogu Mielżyńskiego (85 zł), drugie z jeszcze nieimportowanego Rosengartl (jest to skrawek najstarszej winnicy w obrębie Nussbergu). To pierwsze bardziej oczywiste, potężniejsze, to drugie głębsze, ostatecznie ciekawsze, jeszcze lepsze. Gemischter Satz to specjalność Wieningera (dla tych, którzy nie pili: warto zapłacić Fritzowe), ale też specjalność austriacka; w wykonaniu Fritza jest dla mnie świetna i cenna i przy takich winach widzę najlepiej, że otwarcie się naszego rynku na wszystkie winiarskie kraje przyniosło nam rzeczy nadzwyczajne, o których się nie tylko filozofom, ale konsumentom francuskim, włoskim czy hiszpańskim, nie śniło. A my to mamy w realu.
Gemischter Satz są winami silnymi, potężnymi, ale ze względu na swe niejako bękarcie pochodzenie (różne szczepy zbiera się i fermentuje razem, co jest bardzo starym, zarzuconym już w zasadzie zwyczajem) zwalniają one od nadmiaru interpretacji; nie trzeba ich rozliczać z ich aromatów, struktury, tak jak się rozlicza wina jednoodmianowe, albo mocno przemyślane kupaże, na przykład białe kupaże bordoskie. Mają też tę zaletę, że dostarczają w znośnej dawce smaki traminera i muszkatu; nie występują tu one w czystej formie – często trudnej do przyjęcia dla niektórych podniebień z powodu bardzo mocnych aromatów – lecz cząstkowo, bez przesady i przez to ciekawie.
Z tych względów wydaje mi się, że Riesling Nussberg, który tak się spodobał Wojtkowi, mniej przypadł mi do gustu. To oczywiście bardzo dobre wino, ale zacząłem je od razu rozliczać z jego rieslingowego jestestwa i w tym kontekście wydał mi się zbyt grubo narysowany.
Drugą specjalnością Fritza, tym razem osobistą, jest wspomniane przez Wojtka pinot noir – stylistycznie mające stać w opozycji do wielu austriackich pinotów, nadto zdaniem Fritza „czarnych” i mocarnych. Nie wszystkie z przedstawionych win, ale przynajmniej to najlepsze, Grand Select 2007, i może też 2004, dają mocny argument tym, którzy walczą z dogmą burgundzkiego terroir. Ale o tym innym razem.
Degustowałem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.