L’Original 2012
Clot de l’Origine L’Original 2012
Pora na coś „Oryginalnego”. Ostatnio wina dnia polecałem Wam mainstreamowe i bezpieczne, to dzisiaj zanurkujemy w mętnych, niebezpiecznych wodach oceanu, któremu na imię Wina Naturalne.
Znana (i lubiana w Polsce przynajmniej przez paru blogerskich hipsterów) winiarnia Clot de l’Origine z Roussillon proponuje trzy wina poglądowe dla tego nurtu, butelkowane z minimalną zawartością siarki (18–25 mg). Dwa czerwone – Mon P’tit Barriot 2012 (Syrah z maceracją węglową jak w Beaujolais, 49–59 zł) oraz nieco cięższe i poważniejsze Soif de Plaisir 2011 (głównie szczep Carignan, 59–69 zł) po otwarciu butelek po prostu śmierdzą. Nie znajduję eufemizmu, który dałby się tutaj zastosować: to nie są żadne nuty ziemiste, przydymione, „szlachetna redukcja”, jest to po prostu smród pełnej zwierząt obory w letnim słońcu.
I trzeba dużo cierpliwości, żeby tego zapaszku się pozbyć. W P’tit Barriot trwało to aż dwa dni! Zalecam więc przelanie tych win do karafki albo nawet do zwykłego dzbanka na wodę na cały dzień. Wtedy mamy szansę na przyjemną, umytą wiśnię i czereśnię w kwaskowatym, krzepkim Barriot oraz ciemniejsze, słodsze owoce w Soif de Plaisir, który jest winem ewidentnie wyższej klasy i wyższych ambicji. Ale uwaga na nos.
Per saldo najbardziej przekonało mnie białe L’Original 2012, szczep Macabeu ze 100-letnich krzewów. Ale cóż to za wino! Nie jest w pełni „pomarańczowe”, ale też z pewnością nie jest zwykłym białym. Te nuty krojonej cebuli, rzodkiewki, sosnowej boazerii, pikli w occie trzeba zażywać w małych dawkach i z otwartym umysłem. Burżuj we mnie prosił o więcej owocu, wino wystawiało język i smakowało kwasem, kwasem, kwasem. Ale jest różnica pomiędzy kwasem a kwasem ze stuletnich krzewów, ja ją poczułem i polecam Wam to doświadczenie (65–75 zł).
Importer: Wina Szlachetne, wina dostępne w sklepach: Francuski Gąsiorek i Zazie Bistro w Krakowie oraz Foodwine w Poznaniu.
Źródło win: nadesłane do degustacji przez importera.