Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Bomby w winnicy

Komentarze

Na zdjęciu szczątki pocisku, wielkie na pół chłopa – sterczą wbite w ziemię obok betonowych słupków, na których winiarze rozpięli druty przytrzymujące winorośl. Mychajło Mołchanow stoi obok, uśmiecha się nieśmiało i unosi palce dłoni rozczapierzone w znaku wiktorii.

© Slivino

Prace w winnicy zostały wstrzymane, gdy na początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę uprawiane ekologicznie parcele Slivino rodziny Mołchanowów, pierwszej „rzemieślniczej” winiarni w kraju, znalazły się pod ostrzałem. Firma leży nad rzeką Boh, opodal Mikołajowa, między Chersoniem a Odessą. A więc w samym sercu teatru wojennych działań prowadzonych na południu Ukrainy przez armię Putina. W trzecim tygodniu wojny, gdy piszę te słowa, mapa najważniejszych ukraińskich regionów winiarskich leżących na wybrzeżu Morza Czarnego pokrywa się niemal dokładnie z wojennymi grafikami, które oglądamy każdego dnia, śledząc sytuację w ogarniętym wojną kraju.

Winiarze boją się, że rok 2022 może być dla nich stracony. Marzec to czas, gdy powinni od rana do wieczora przycinać łozy winorośli i formować je, zanim zacznie się sezon wegetacyjny. Za chwilę będzie za późno. Tymczasem nad winnicami świszczą ruskie rakiety.

W rozmowie z brytyjskim dziennikarzem winiarskim, Chrisem Boilingiem, syn Mychajły, Georgij Mołchanow, poinformował, że Rosjanie ostrzelali też port w Oczakowie, gdzie znajduje się winiarnia Bejkusz. Sytuacja wokół Chersonia zmienia się z godziny na godzinę, a los winiarzy z tamtejszych firm: Prince Trubetskoy, Kurin, Biłozerka i Tavria w połowie marca pozostawał Mołchanowowi nieznany. Winiarz wierzył jednak w rychłe zwycięstwo Ukrainy i podkreślał jedność wszystkich, w tym także producentów wina. Stowarzyszenie rzemieślniczych winiarzy przeznaczyło wszystkie swoje środki na pomoc ukraińskiej armii.

Nie miałem dotąd wielkiego szczęścia do win z Ukrainy. Kilkanaście lat temu pojawił się w moim życiu młody broker z Krymu. Chciał podbić polski rynek słynnymi etykietami z Massandry (choć raczej tańszymi liniami). Szybko znikł. Kilka dużych firm – na Ukrainie działa sporo naprawdę wielkich winiarni komercyjnych, operujących na setkach, jeśli nie tysiącach hektarów winnic – pokazywało w ostatniej dekadzie butelki, na które brak raczej miejsca na półkach naszych sklepów wielkopowierzchniowych. Czytając wojenno-winiarskie doniesienia Chrisa, zrozumiałem jednak, że o ukraińskim winie nie wiem zgoła nic, a przecież rynek dynamicznie się tam rozwija. To już nie tylko wybrzeże Morza Czarnego, ale i północ (odnosząca sukcesy winiarnia Vinoman mieści się nad Desną w Czernihowie, niecałe 100 km od Kijowa i zaledwie 40 od granicy białoruskiej) czy Zakarpacie. Tu, opodal granicy z Węgrami i Słowacją, ma swą winiarnię Serhij Stachowski, były tenisista, zwycięzca kilku turniejów ATP, który podkreśla, że wie, jak obsługiwać karabin. W leżącej niedaleko winiarni Fathers Wine zamiast wina robią koktajle Mołotowa.

Odessa, Chersoń, Krym… to nazwy z bajki, kojarzące się z historią, kanikułą, ale nie z wojną. Dziś nie schodzą z prasowych czołówek. Kilka lat temu podróżowałem po Slawonii, we wschodniej Chorwacji, między Vukovarem a Ilokiem. Te nazwy pamiętałem z początku lat 90. ubiegłego wieku, gdy u progu swej dziennikarskiej pracy relacjonowałem przebieg wojny w byłej Jugosławii. Po latach, minąwszy wciąż pełen wojennych ran Vukovar, dotarłem do Ovčary, gdzie 20 listopada 1991 roku członkowie Obrony Terytorialnej i serbskich grup paramilitarnych rozstrzelali 261 chorwackich kombatantów i cywilów, zakopując ich potem w zbiorowej mogile. Stałem bezsilny przy masowym grobie na peryferiach regionu winiarskiego, który przyjechałem zwiedzać. Kilka godzin później podczas aperitifu na wieży widokowej należącej do winiarni Iločki Podrumi dowiedziałem się z przerażeniem, że tutejszy taras wykorzystywany był przez snajperów strzelających do ludności cywilnej. Wojna dopadła mnie po ponad 20 latach – w sercu pięknej, winem płynącej krainy.

W Mikołajowie, Chersoniu, na przedmieściach Odessy też giną dziś ludzie. To, czy uda się przyciąć łozy w winnicach i czy kiedyś napijemy się jednak wina z rocznika 2022, wydaje się teraz rzeczą drugo-, ba, trzeciorzędną. Najważniejsze, by pokonać wroga i przy- wrócić pokój. Mam tylko nadzieję, że po wojnie, w czasie odbudowy kraju trafią do ukraińskich winiarzy odpowiednie środki, takie, jakim zawdzięczają rozwój winiarnie w Hiszpanii i Portugalii, na Węgrzech, w Rumunii i Bułgarii. Wierzę, że już niedługo wyprawa do Mikołajowa czy Odessy, albo – puśćmy wodze fantazji – na Krym, na ukraińskie wino, będzie zwykłą, przyjemną i pełną pozytywnych wrażeń wycieczką enoturystyczną, taką jak do Wachau czy Valpolicelli. I że Serhij, Georgij, Mychajło będą częstowali nas tam winami, o których będzie się chciało bez ustanku gadać.

***

Tekst pochodzi z najnowszego numeru Fermentu

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.