Alfa Pendular
Z winami portugalskimi nie ma u nas problemu. Są lubiane, są dostępne. Ich szeroką reprezentację możemy znaleźć u wielu importerów, a także u dyskontowego giganta, który co prawda raczy nas festiwalami win z innych krajów, choć wychodzą mu zdecydowanie słabiej. O tym jednak ile ciekawych win nie jest jeszcze dostępnych w Polsce można było się przekonać na zeszłotygodniowej degustacji w Warszawie.22 producentów z Portugalii, w większości nieobecnych na naszym rynku, zaprezenotwało się na 1st Annual Tasting of Portuguese Wines – degustacji pod patronatem Wines of Portugal współorganizowanej przez Magazyn WINO. Winiarzy zebrała i przywiozła do Polski firma Krosslink, którą stanowi duet Luciana i James – specjalistów od marketingu, ale przede wszystkim pasjonatów wina i fantastycznych ludzi.
Degustację rozpoczęło seminarium, które z uwagi na prezentowaną liczbę 22 butelek i ograniczony czas trwania, było jak szalony przejazd portugalską kolejką szybkobieżną Alfa Pendular. Jakość prezentowanych win musujących spowowała, że wyglądam już wyższych temperatur za oknem – właściwie wszystkie próbowane bąbelki warte są polecenia.
Wśród win musujcych pokazanych przez Caves da Raposeira z Douro najbardziej podobało mi się Reserva Brut 2008 (mieszanka szczepów cercal, malvasia fina i gouveiro), a także Reserva Semi-Dry, przyjemnie owocowa, świeża i półsłodka.
Wskazanie jednego wina od producenta Murganheira z regionu Távora-Varosa (gdzie powstały pierwsze portugalskie wina musujące i dla nich została utworzona apelacja DOC) skazuje na wieczne potępienie. Po spróbowaniu fantastycznych aromatów czerwonych owoców różowego Vintage Brut 2005 zrobionego w 100% z pinot noir przysiadłem z wrażenia.
Vinho verde. Te dwa słowa robią coraz większą karierę i jest to całkowicie uzasadnione – niewiele win orzeźwia bardziej w upalny dzień. Tym razem na wyróżnienie zasługuje Casa da Sentra Minho 2012. Zwykle w Minho mamy do czynienia z bardzo wysoka kwasowością, tym razem wysoki był też poziom cukru resztkowego (8 g/dm3) co przeniosło się na słodki nos (aromaty brzoskwiń) i skutkowało prostym wnioskiem – idealne na lato. Jeszcze lepsze było Quinta das Arcas Conde Villar 2012 już z właściwej apelacji Vinho Verde, które odurzało wręcz egzotycznymi owocami (z mango i ananasem na czele), a przy tym pozostawiało niewiarygodnie przyjemne, szczypiące uczucie w ustach. Klasa!
Wśród białych win wyróżniłbym jeszcze Quinta Dos Currais Selected Harvest 2011 (szczepy fonte cal, rinto i siria) – mimo relatywnie wysokiej zawartości alkoholu (14,1%) wszystko było tu dobrze poukładane i eleganckie; oraz Quinta das Marias Encruzado Barricas 2010, które dzięki umiejętnie użytej beczce (5 miesięcy) dało wino świetnie zbudowane, z jednej strony kwiatowe, z drugiej tłuste, niewątpliwie z dużym potencjałem. Zresztą także czerwone wina zaprezentowane przez właścicieli Quinta das Marias, Petera i Marie Eckert są warte uwagi, choć moim zdaniem w roku pańskim 2013 do picia gotowy jest jedynie podstawowy blend Lote 2011 (kupaż touriga-nacional, tinta-roriz, alfrocheiro i jaén) – pozostałe były jeszcze za młode by w pełni je docenić. (Przy okazji mała dygresja – wszystkim Paniom życzę takiego pierścionka, jak ten z dumą noszony przez Panią Eckert – pierwszy raz widziałem taką liczbę brylantów na tak małej powierzchni).
Jeśli już jesteśmy przy czerwonych winach – wielkie wrażenie zrobiła nie tylko na mnie reprezentacja winnicy Quinta de Cottas z Douro – czego by nie spróbować, jest świetne. Począwszy od podstawowego Cottas Douro 2010 – świeżej (to słowo sponsoruje dzisiejszy tekst) owocowej bomby, zaskakująco długiej (8 mcy w beczce, 13,5 % ); poprzez oddzielną linię Elipse (Classic 2009 i Reserva 2009), aż po Quinta de Cottas Reserva 2010 – potężnego (ale już dobrze zrównoważonego) kupażu touriga nacional, touriga franca i tinta roriz, z potencjałem co najmniej 10 lat starzenia – warto będzie do niej wrócić w przyszłości.
A na koniec – perełka. Absolutnym ewenementem tego dnia był produkt Bastardo (bo ciężko nazwać go winem). Właściwie wszystko było tu zadziwiającym wytworem marketingu – począwszy od opowieści managera, poprzez wygląd etykiety a skończywszy na rozdawanych gadżetach… Napój alkoholowy Bastardo nadawałby się do sprzedaży w klubach (tak zresztą był już w Polsce prezentowany) – w końcu po 4 piwach wypije się wszystko. Tymczasem ambasadorem marki ma być nie kto inny jak sam Diether Bohlen z Modern Talking. Zważywszy na to, że Pan Diether pewnie chętniej sięga już po ciepłą herbatę, koc i książkę zamiast po butelkę przeznaczoną – jak czytamy w opisie – „dla tych którzy zamiast narzekania wolą wznieść toast za wkurzających ich ukochanych” – ta promocja ma szansę się nie udać.
Degustowałem na zaproszenie Magazynu Wino.