János Árvay – tokajska gwiazda
Prawie 40 lat winiarskiego doświadczenia; romanse z wielką, krajową wytwórnią; przygody z własnym, eksperymentalnym jak na tamte czasy stylem; wielka winiarsko-biznesowa przyjaźń i równie wielki boom rozstania aż w końcu zawodowe osadzenie na rodzinie. O kim mowa? Posłuchajcie opowieści o Jánosu Árvayu.
Jako się rzekło, w winiarstwie pracuje od 1975 roku, najpierw u węgierskiego państwowego giganta, a od 1992 w opisywanym przez nas wielokrotnie Disznókő, gdzie jako główny enolog stworzył dziś powszechnie dominujący, ale wówczas całkiem nowy styl tokajów, nazywany zresztą „stylem Disznókő”. W 1999 roku poznał Krisztiána Sauskę, a ich wspólne przedsięwzięcie – winiarnia Árvay & Co. rozpoczęła działalność rok później. Ta historia skończyła się 8 lat później – Jánosowi przestał się podobać coraz bardziej komercyjny charakter biznesu (i oczywiście sam styl win) i spółka została rozwiązana, obaj panowie rozstali się w nienajlepszej atmosferze (dziś Sauska działa samodzielnie, a pytania o czasy spółki z Árvayem nie należą tu do najlepszych pomysłów).
W 2009 r. János postanowił w końcu działać na własny rachunek i założył rodzinną winiarnię – Árvay Csaladi Pince (gdzie pracuje także jego żona i dwójka dzieci). Pierwszych 450 krzewów było prezentem ślubnym (będę pamiętał o tym pomyśle, gdy sam zdecyduje się na ożenek), a dziś jest to ponad 17 ha, w większości położonych w okolicy wsi Rátka.
Zanim napiszę o samych winach, podam jeszcze trzy istotne informacje: rok 2000 – tytuł Winiarza Roku w Tokaju, 2003 – Winiarz Roku na Węgrzech, w międzyczasie działalność w stowarzyszeniu Mádi Kör (polecam ciekawy tekst Gabriela Kurczewskiego), które za cel postawiło sobie pracować nad najwyższą jakością tokajów powstających w okolicach miasteczka Mád.
Na zaproszenie importera w Polsce – Monte di Vino – degustowałem nowe roczniki win Árvaya:
Tokaji Hárslevelű Dry 2011 – dobry owoc (jabłko, gruszka), gdzieś w tle trochę nut migdałowych, całość świetnie zbalansowana kwasowością. Wciąż bardzo odświeżające. Po prostu bardzo ładne i smaczne wino (43 zł).
Tokaji Zempléni Sauvignon Blanc 2013 – wielokrotnie dawałem upust niechęci do uprawy międzynarodowych szczepów tam, gdzie można postawić na lokalne, ale tym razem muszę docenić dobrą robotę winiarza. Nie znajdziemy tu typowych dla Sauvignon nut trawiastych czy agrestowych, mamy za to cytrus, gruszkę, trochę przypraw i fajną mineralność. Znów dobry balans (7 g cukru i 6 g kwasu; 44 zł).
Tokaji Istenhegy Furmint 2010 – rok 2010 przyniósł w Tokaju sporo opadów, stąd też nie znajdziemy tu klasycznego stylu furminta. W bukiecie przewijają się jeszcze nuty dębowe (wino leżakowało na osadzie w beczkach z węgierskiego dębu), ale w smaku ma zaskakująco wysoką kwasowość, mineralność, dominuje cytrus i charakterystyczne słonawe nuty. Bez wątpienia długowieczne (111 zł).
Jáno Cuvée 2010 – mieszanka furminta i hárslevelű, powstaje tą samą metodą co fordítás (produkowane przez przelewanie wytłoczyn z rodzynek aszú młodym winem lub moszczem), ale w tym przypadku proces jest krótszy niż przewidują przepisy, więc Jáno nie nazywa się fordításem. Nie szkodzi – jest po prostu świetne. 10 g cukru równoważy prawie tyle samo kwasowości co sprawia że słodkie nuty odczuwamy wyłącznie w nosie. W smaku styl bardzo tradycyjny – nuty utlenienia, orzecha, suszonych owoców. Także tu świetna równowaga (79 zł).
Importerem jest Monte di Vino. Wina można zakupić w Lublinie lub kontaktując się z importerem.
Degustowałem na zaproszenie importera.