Kotki, memy, śmierć
Kiedy ostatnio czytaliście blog o winie? To może być ostatnia szansa.
Alder Yarrow, czołowy bloger winiarski w USA, w niedawnym wpisie Winoblogerzy: zagrożony gatunek namalował ponury krajobraz: z przeszło 500 blogów, do których linkował z własnego (kto w ogóle pamięta coś takiego jak „blogroll”?), czynnych pozostaje mniej niż 100. W Polsce sytuacja wygląda podobnie – agregator Winicjatywy uwzględnia co prawda 195 mediów dotyczących wina, ale w ostatnim roku jakąkolwiek aktywność wykazała niespełna ćwierć.
Dlaczego tak się dzieje? Teorie są dwie. Jedna głosi, że przenieśliśmy się do mediów społecznościowych. Podprogowy lep na muchy skręcony przez algorytmy Zuckerberga jest tak skuteczny, że spędzamy kilka godzin dziennie wśród kotków, memów, pocztówek z wakacji i politycznych naparzanek. Zmienił nam się sposób konsumpcji treści (wedle niektórych – wręcz neurologicznie, dramatycznie skraca się nasz zakres uwagi), nikt już nie czyta dłuższych tekstów; niektóre portale zaczynają w nagłówku podawać czas potrzebny na przeczytanie artykułu: trzy minuty, 90 sekund. W takich realiach blogowe rozbieranie na czynniki pierwsze terroir Ribery del Duero albo przytaczanie długiej rozmowy z winiarzem należy do przeszłości tak samo jak, dajmy na to, międzymiastowe podróże dyliżansem.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!