Syreni śpiew
Szeroka reprezentacja braci dziennikarskiej i blogerskiej stawiła się na piątkowej degustacji win z winnic Maculan, odbywającej się w Barze i Sklepie Syrena. Niewykluczone, że była to jedna z konsekwencji burzy wywołanej artykułem Kuby Janickiego, pod którym pojawiła sie rekordowa w historii Winicjatywy liczba komentarzy.
Winebar Syrena (Warszawa, Topiel 12) jest miejscem należącym do właścicieli nieistniejącej już włoskiej restauracji Rubikon i specjalizuje się właśnie w winach włoskich. Stąd też nie dziwi fakt, że właśnie z tego kraju pochodziły prezentowane wina.
Winnica Maculan znajduje się w Breganze, miniapelacji w regionie Veneto (prowincja Vicenza). Samo Breganze nie jest bardzo znane, za to sąsiedzi na pewno tak – w odległości 70 km znajduje się Conegliano – stolica Prosecco, a ledwie 15 km zajmuje podróż do Bassano del Grappa – słynącego z mocniejszych trunków. Skoro Breganze nie mówi nam wiele, co powiedziały same wina?
Mieliśmy okazję spróbować 6 win: 1 białego i 5 czerwonych. Nie wiem jakie były odczucia innych, ja niestety trafiłem na wina zbyt ciepłe. O ile można było to jeszcze „przełknąć” w przypadku win czerwonych, o tyle odbiór białego był mocno zakłócony, może też dlatego zaprezentowane w pierwszej kolejności Vespaiolo 2011 nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Ten szczep uprawiany jest w Breganze przede wszystkim do produkcji słodkich win typu passito. Dało się to wyczuć – gdzieś w oddali nuty kwiatowe, pewnie w innej temperaturze byłaby tu nawet niezła kwasowość
Jako pierwsze czerwone wino podany został Pinot Nero 2011 (64 zł) i brakowało mi w nim tej charakterystycznej owocowości. A gdy jej zabrakło… nie pozostało już nic innego. Dla porównania z Maculanem otrzymaliśmy do degustacji pinota z Górnej Adygi, Cantina Valle Isarco Südtiroler Blauburgunder 2010, który okazał się ciekawszy – było tam dużo ziół i gorzka końcówka rodem z mocniejszych trunków określanych zbiorczą nazwą „bitter”.
Cabernet 2010 (kupaż 80% cabernet sauvignon i 20% cabernet franc, bez beczki; 54 zł) to z kolei klasyczne wino gastronomiczne – sprawdzi się dobrze do jedzenia. To nad czym się zastanawialiśmy to bardzo charakterystyczny nos – byliśmy zgodni, że to lekko rozgotowany ryż, niektórzy jednak umieszczali go dodatkowo w zupie pomidorowej.
Brentino 2010 (55% cabernet sauvigon, 45% merlot; 59 zł) miał dość charakterystyczny chlebowy nos i wyczuwalne zielone warzywa. W ustach warzywo przemieniło się w wiśnię, lekką i nienachalną, i była to udana zamiana. 13,5% alkoholu, wino niefiltrowane, ciekawe.
Wrażenie zrobił następne w kolejności Cornorotto Marzemino 2010 (68 zł). Wino wytwarzane w niewielkiej ilości 6500 tys. butelek w 100% ze szczepu marzemino. Aromaty dojrzałych, może nawet lekko przesuszonych czerwonych owoców mogą sie podobać. Zachowuje balans, jest bardzo eleganckie, długie i zwyczajnie przyjemnie się je pije. Dla mnie najlepsze z całej serii.
Koniec wieńczy dzieło, w tym przypadku końcem było Palazzotto Cabernet Sauvigon 2009 (98 zł). Tu już nie ma żartów – 100% cabernet sauvigon, 12 miesięcy w beczce i jeszcze 6 następnych w butelce. Otrzymujemy konkretne, mocne wino, na szczęście także dobrze poukładane, taniny nieprzesadzone, beczka nie wypala dziąseł, czerwony owoc, skóra – wszystko i pachnie, i smakuje.
Wniosek: poza Pinot Nero czerwone wina były naprawdę niezłe, do Marzemino chętnie wrócę. W zacnym towarzystwie spożyliśmy też równie zacny talerz serów, wędlin i oliwek.
Wina degustowałem na zaproszenie importera. Talerz przekąsek degustowałem na zaproszenie imiennika, któremu z tego miejsca serdecznie dziękuję.