Yangarra Shiraz 2011
Yangarra McLaren Vale Shiraz 2011
Już chwalony za świetny Izrael importer Winne Pola z Wejherowa przysłał mi do degustacji kolejny klejnocik. Yangarra – ta nazwa znana jest wszystkim, trzymającym rękę na australijskim pulsie, bo to obecnie jedna z najmodniejszych i najbardziej okrzyczanych winiarni na antypodach (jej enolog Peter Fraser jest aktualnym Winemaker of the Year w czołowym przewodniku australijskim James Hallidaya). Leży w McLaren Vale, czyli kuźni nowej australijskiej jutrzenki, gdzie powstawać będą wina terroirystyczne, świeże, pijalne, energiczne i europejskie, zrywające ze stereotypem eukaliptusowego dżemu (pisałem o tym już tutaj).
W tym Shirazie eukaliptusa nie ma rzeczywiście ani grama. Nie ma też ani łyżeczki dżemu, ani kropli przesady. Jest za to naprawdę dużo kwasowości (jak dla mnie – nawet za dużo, bo dokwaszanie to ostatnia rzecz, z której australijscy winemakerzy zrezygnują…), autentyczna czarna porzeczka, no i jest niesamowita soczystość i łatwość picia, chociaż wino jest całkiem poważne i głębokie, jak przystało na cenę 115 zł. Krótko mówiąc, nowa Australia 2.0 w pełnej krasie, choć wino nie jest wierną kopią Syrah z północnego Rodanu – jest na to zbyt owocowe i tłuste, nie aż tak koronkowe i kwiatowe.
A przede wszystkim proszę, byście dali temu winu czas. Po otwarciu zaatakowało lekkimi nutami dymno-beczkowymi, jeszcze na drugi dzień nie w pełni się zintegrowało, szczyt satysfakcji został osiągnięty po 48 godzinach od otwarcia.
Wino jest dostępne jest w 89 restauracjach na terenie całej Polski oraz u importera Winne Pola. Którego serdecznie namawiam do sprowadzenia również Roussanne i Grenache od Yangarry, które są jeszcze ciekawsze!
Źródło wina: otrzymane do degustacji od importera.