Rok 2014 według malkontenta
Ukazało się już sporo podsumowań minionego roku, na ogół związanych z ciekawymi czy ekscytującymi winami i na ogół pozytywnych. Jednak jak powiedział klasyk: „ważne, by plusy nie przesłoniły nam minusów”. Dlatego też, w odróżnieniu od moich koleżanek i kolegów z tych łamów, ja ponarzekam, bo ktoś w końcu musi. Najpierw jednak małe zastrzeżnenie. Kiedy w ubiegłorocznym podsumowaniu napisałem entuzjastycznie o białym winie od López de Heredia, ani przez chwilę nie przypuszczałem, że ten wybitny producent dołączy do grona partnerów Winkolekcji – firmy, w której jestem odpowiedzialny za katalog win. No i konflikt interesów gotowy. Postanowiłem więc, że nie będę na Winicjatywie recenzował żadnych win z portfolio Winkolekcji – bo to jest konflikt interesów, win nieobecnych w Polsce – bo to może być konflikt interesów, wreszcie win z portfolio naszych konkurentów, aby nie sugerować, że to może być konflikt interesów. Zostaje mi jednak mimo wszystko szeroka gama win z Kazachstanu, Tajlandii, obu Korei, Japonii, Wietnamu i wielu innych krajów. A teraz do rzeczy, czyli do narzekania.
1. Polskie: dobre, różowe i drogie – wina polskie ładnie się rozwijają. Już nie tylko Płochoccy, ale i Srebrna Góra, Dom Bliskowice, Wzgórza Trzebnickie, Sztukówka, Kępa Wiślicka, Equus, Pałac Mierzęcin i wielu innych winiarzy robi wina coraz lepsze, niekiedy wręcz bardzo dobre. Można powiedzieć, że mamy już grupę zdolnych, bardzo szybko uczących się winemakerów. Postępy odnotować można nawet w kategorii win czerwonych, będących niedawno piętą achillesową, zaś eksplozja świetnych win różowych w minionym roku zaskoczyła chyba nawet optymistów. Jak mantrę jednak powtórzyć muszę jedno słowo z ubiegłorocznego podsumowania: ceny. Przeglądam właśnie stronę internetową Polskiewina.com.pl, zawierającą reprezentatywny przegląd polskich win. Najniższa cena to 37 zł, zaś zdecydowana większość butelek kosztuje pomiędzy 50 a 80 zł. To naprawdę sporo, jak na nasze kieszenie, a przy tym jest to przedział, w którym kupię doskonałe chablis, świetne chianti, bardzo dobrą rioję, że o całej gamie dobrych bordosów nie wspomnę. W odróżnieniu od większości osób piszących na Winicjatywie o polskich winach, ja je sprzedaję i – powtórzę ubiegłoroczne zastrzeżenie – nie widzę powtórnych zakupów ze strony klientów indywidualnych. Wina są po prostu za drogie. Raz można je było kupić, sprawdzić po czym konkluzja „całkiem niezłe te polskie wina” zamyka sprawę. Następny zakupy to pinot noir od Jadot, chablis od Moreau, morellino od Argentiery czy mencię z Casar de Burbia (niepotrzebne skreślić), ale raczej nie cabernet cortis ze Srebrnej Góry w tej samej cenie. Pewnie w tej chwili, przy małej produkcji, wina schodzą na pniu i winiarze nie widzą problemu, jednak problem jest, a w miarę zwiększania podaży i konkurencji, co jest tylko kwestią czasu, może być poważny.
2. Wina naturalne – miniony rok bez wątpienia upłynął pod znakiem win naturalnych. Bardzo mnie to cieszy, bo wbrew przypinanej mi łatce, lubię te wina. Nie lubię natomiast, kiedy naturalność staje się alibi dla win ewidentnie nieudanych. Nie zgodzę się z tezą, którą zaprezentował mój przyjaciel Tomek w taki sposób: „…zapytam więc, co to znaczy dobre? I dla kogo? Ileż razy owo kryterium w sztuce («ma się podobać») było obalane nie wspomnę, jednak w kwestii wina jest to jednak coś więcej. Porzućmy więc, dla czystości myślenia, kryterium smaku (którego zależność posiada tak wiele, redukowalnych i nie, czynników, że trudno tu w tej sprawie rozstrzygać co dobre, a co złe”. Otóż Tomku drogi, przebrnąłem przez cały tekst i nadal nie zgadzam się, nawet dla czystości myślenia, na porzucenie kryterium smaku, zwłaszcza jeśli chodzi o wina. No ale to oceniają klienci. W każdym razie wina naturalne, coraz lepiej reprezentowane, przyzwyczajają nas do innego spojrzenia na wiele związanych z winem i z życiem spraw. Nie pozwólmy jednak, by ideologia postawiła je na niedostępnym dla konsumenta piedestale, tworząc kolejne, zarezerwowane tylko dla „fachowców” rewiry. Wino ma cieszyć. Gadamer i Hegel –niekoniecznie.
3. Dyskonty – nudą zieje z każdej kolejnej oferty i pewnie tak ma być. Dyskont ma dostarczać pijalne, jak się da, a przede wszystkim tanie wina i tak się dzieje. Wina te czasem dają się wypić, czasem jest z tym gorzej, jak w życiu. Zadziwia natomiast pasja, z jaką część środowiska wina te komentuje. To tak, jakby blogi i portale poświęcone kulinariom opisywały kolejne ukazujące się w znanej sieci barów szybkiej obsługi big maki, czy jak to się tam nazywa. W końcu mnóstwo ludzi tu jada, w końcu wielu z nas nie stać na wykwintne restauracje, prawda? I znowu: nie jestem przeciw dyskontom ani fastfoodom. Mają one swoje miejsce w naszym życiu, bywają potrzebne, ale nie piszmy przewodników o kolejnych ofertach dyskontów i pod ich dyktando, czyli wsłuchując się w wysyłane kartony z winami.
4. Kobiety i wino – jako feminista miałem wielkie oczekiwania wobec niedawno powstałego Stowarzyszenia Kobiety i Wino. Oczekiwania na razie niespełnione. Może przedwczesne? Może jeszcze nie ma takiej potrzeby? Nie wiem. Marzy mi się natomiast organizacja podobna do włoskiej Le Donne del Vino, skupiająca winiarki, dziennikarki, blogerki, szefowe kuchni; organizacja wpływowa i opiniotwórcza. W końcu w normalnym świecie kobiety odpowiadają za mniej więcej trzy czwarte winnych zakupów. To niezłe lobby o ogromnych możliwościach. Nasze Kobiety i Wino pozostają na razie w kręgu inicjatyw lokalnych, będę jednak trzymał kciuki.
5. Blogosfera – powoli zmierzamy do normalności: liczba blogów opisujących jedynie lub prawie jedynie nadsyłane im przez importerów butelki (to się nazywa współpraca) rośnie, rośnie jednak również liczba blogów ciekawych, których twórcy, oprócz korkociągu i klawiatury, mają inwencję i wyobraźnię, a także umieją opowiadać. Zamilkły (nie)Winne historie, ucichła Kontretykieta, za to Winne tradycje i Blisko Tokaju to już wysokie loty. Zresztą, żeby opowiadać zajmujące historie nie trzeba zaraz jechać do Burgundii czy Piemontu. Rzućcie okiem na Korek od Wina. Pozornie banalne, codzienne wydarzenia w wydaniu autorki stają się ciekawe, fajnie się czyta. Z dużą też przyjemnością czytam ostatnio Zapiski z Pustyni. Blurrp, kiedy nie recenzuje Ravasqueiry czy czegoś podobnego, okazuje się świetnym gawędziarzem, a dwie ostatnie opowieści: o winnej Rumunii i Majorce niezwykle zajmujące.
6. Blogi których nie rozumiem – obok blogów znakomitych, przeciętnych i afiliowanych przy Biedronce lub innym Lidlu, jest też grupa blogów, których nie rozumiem, których treści i język wykraczają poza moje pojmowanie, może więc autorzy wyjaśnią co mieli na myśli, a może czytelnicy, lotniejsi ode mnie, spróbują mnie oświecić. Jeśli tak to parę cytatów z prośbą o wyjaśnienie o co tu chodzi:
Wino świetnie poddaje się procesowi dojrzewania w drewnianych beczkach, przez co uzyskuje się wina niebagatelne i o ciekawej osobowości – poza słowami: wino, proces i drewniane beczki – nie rozumiem tu nic.
Wino o ciekawej barwie, a przede wszystkim klasycznym aromacie dojrzałego rieslinga – czyli aromacie petrolu – próbowałem znaleźć w słowniku języka polskiego słowo petrol, ale nie ma. Jest petrografia, petrologia i petronelka ale petrolu nie ma. Chyba, że jest to kryptoreklama firmy Petrol – lidera rynku oleju opałowego.
Jak wiadomo, wino Chianti ma status DOCG. „Corte alle Mura” nie posiada jednak słynnego „kogutka” ;) Świadczy o tym również jego stosunkowo niska cena – przykład trzech zdań połączonych bez związku przyczynowo-skutkowego. Do tego stosunkowo niska cena o niczym nie świadczy. O co więc chodzi?
Wino, które doskonale sprawdza się pite w cieniu słońca – uwielbiam leżeć w cieniu słońca, czasem jednak rzuca ono za duży cień.
Musieliście zetknąć się ze stwierdzeniem „Sąd Parysa” lub „degustacja paryska”, podczas którego światem wina wstrząsnęła ślepa degustacja zorganizowana przez skromnego Anglika – przypadkiem sąd Parysa i sąd paryski brzmi po angielsku tak samo, muszę jednak spytać autora tego bloga o angielskiej nazwie co ma wspólnego Parys ze Spurrierem?
Uwielbiam wino, jestem enolożką, a kim będę w przyszłości to zobaczę… – chciałem zapytać gdzie enolożka zdobyła swój dyplom, ale byłoby to niegrzeczne.