Bliżej bieguna się już nie da
16 maja w godzinach okołowieczornych odbyła się w murach Sopockiej Probierni Win degustacja win nowozelandzkich ze szczepów Riesling oraz Pinot Noir. Dość odległe światy aromatów tych win od naszego wyobrażenia o nowozelandzkiej amoniakalno-trawiastej lemoniadzie z sauvignon blanc, którym są już chyba znudzeni sami neo-maoryscy wielbiciele Kraju Białej Chmury, rozwiały wieczorne rozleniwienie, jakie towarzyszy dużym dawkom jodu i kaszubskich ziemniaków. Próbowaliśmy win z najbardziej wysuniętych na południe regionów winarskich Nowej Zelandii, w tym Central Otago, uważanych obok Tasmanii (Australia) i El Hoyo (Argentyna, Patagonia) za najbardziej oddalone od bieguna północnego.
Na rozgrzewkę Pegasus Bay Riesling 2009, ze sporym cukrem resztkowym na poziomie 26 g/litr, co teoretycznie czyni zeń wino słodkie, ale w praktyce – dzięki gryzącej i zaczepnej kwasowości – odczucie słodyczy było drugoplanowe. Wino ewidentnie hedonistyczne, w zapachu nuty ananasa, miodu, nektarynek, parafiny. W ustach rozpływało się gładko dzięki cukrowi, ale na brzegach języka czuło się przyjemny kwasowy piach. Wino z Waipary w regionie Canterbury, która jest najsuchszą częścią Nowej Zelandii z bardzo ciepłym latem, podczas którego riesling dojrzewa bez przeszkód.
Do porównania – riesling wytrawny – Mount Difficulty 2010 z Bannockburn w Central Otago, gdzie powstają dobre pinoty. Cukru mniej – ok. 4 g/litr – nuty bardziej cytrusowe i naringina w ataku – grejpfrut, limonka, zielone jabłko. Wszystko elegancko. Cierpka końcówka i dość krótki finisz, ale wino obroniło się. To była podstawowa butelka producenta, który wypuszcza również rieslinga z pojedynczej parceli Target Gully, ale tu znów atakuje cukier (40 g/l).
Następnie pierwszy Pinot Noir – Mount Difficulty Roaring Meg 2010. Nie wiem, czy wino brało swoją nazwę od bohaterki Bezsenności w Seattle i jej odgłosów na rykowisku, ale jak na pinot noir jest bardzo gładkie i pluszowe. Nuty pinotowe dały o sobie znać wysoką kwasowością i szorstkim finiszem, ale owoc spod znaku jeżyn, las spod znaku ściółki i cukier spod znaku piernika czyniły całość raczej przyjemną przerwą niż punktem kulminacyjnym.
Pegasus Bay Pinot Noir 2009 miał najjaśniejszy z trzech Pinotór kolor, typową burgundzką cegłoidalną czerwienią, widoczną nawet w przyciemnionym piwnicznym świetle (wybraliśmy piwnicę ze względu na bliższy dystans do Nowej Zelandii, która jak wiadomo leży po przeciwnej stronie kuli ziemnskiej). Aromaty grillowanych grzybów, asfaltu, schowana w tle maleńka jak śrubokręt zegarmistrza owocowość – różne rodzaje jagód, od jeżyn przez borówki po maliny. Rozwijało się ciekawie w kieliszku, ale na korzyść aromatów dymno-grzybowych, co czyniło wino jeszcze ciekawszym niż na początku.
And last but not the least – Akarua Rua Pinot Noir 2010 – Central Otago, winifikacja jak u poprzednika burgundzka, suchość terenu – duża (281 mm deszczu w trakcie okresu wegetacyjnego to pomiar wręcz stepowy), beczka – 10% nowej, reszta to używany francuski dąb, dzięki czemu zawartość słodkich aromatów i suchych drewnianych smaków jest zerowa. Dominuje czysty owoc wsparty kwasowością, ale w końcowej ocenie mniej intrygujące od pinota Pegasus Bay i bardziej przewidywalne.
Podczas wyjścia z Probierni z radością zauważyłem, że kierunek wieczornej bryzy się zmienił i spokojnie – rozchyliwszy poły marynarki – pozwoliłem marynarskim zwyczajem prowadzić się wiatrowi na kolejkę SKM.