Piękny łajdaczyna
Brać udział w prezentacji nowych roczników Barolo i Barbaresco – Nebbiolo Prima, spotykać się dzień w dzień z osiemdziesiątką świeżych nebbiolo to być jak Wokulski pukający do serca Izabeli: otworzy, nie otworzy, dopuści, nie dopuści? Nebbiolo, byt kapryśny, przyjmuje nas, jak chce. Każe długo czekać; pijąc starsze roczniki, widzę, że konkury winny trwać dobrych 10 lat.
Wśród dobrych roczników barolo 2004 jest jeszcze za młody, 2001 powoli się układa. Oba te lata uznano w swoim czasie za wybitne, podobnie jak 1999 i 1997 – ten ostatni leży już niestety na cmentarzu dla większości win. Teraz wystawiają pyszczki na świat barbaresco z gorętszego 2009 i barolo z chłodniejszego 2008. 2009 uznano ogólnie za świetny, 2008 za znacznie trudniejszy. Jednak znowu – identycznie, jak w przypadku obu tych roczników w Burgundii – widać wyraźnie, że „gorszy” znaczy „lepszy”. Trzeba jeszcze zaczekać rok na barolo 2009, ale po pierwszych degustacjach barbaresco z 2009 w ustach mi wyrósł las dębowy; między trzonowymi znalazłem już pierwsze funghi porcini. Natomiast 2008 jest w kilku miejscach, zwłaszcza w miasteczku La Morra bardziej przyjazny, a nawet soczysty od pierwszej chwili istnienia.
O nowych rocznikach piemonckich Winicjatywa opowie dokładnie później. Znowu się trzeba będzie zastanawiać nad nebbiolo z wielkich kadzi i z małych beczek (których nie przybywa), znowu rozważać, w jakim stopniu do ekspresji nebbiolo potrzebne są taniny z dębu, które wobec tanicznej natury tej odmiany są często jak pancerz nałożony na pancerz. Mijają lata, lecz nic się nie wyjaśniło i mam wrażenie, że dzisiaj jeszcze mniej wiemy o pannie Izie niż parę lat temu. Trwają poszukiwania, eksperymenty, wszystko wiruje tu jak w rotofermentatorze (a tych w Piemoncie coraz więcej). Tylko Alpy stoją jak stały, od strony Barbaresco lepiej widać te francuskie, od strony Serralungi te włoskie. Są spowite śniegiem i jest pięknie W Burgundii Alp nie widać, raz od wielkiego dzwonu widać je z pagórków Beaujolais. Piemont ma szczęście, ale ma też nebbiolo, pięknego łajdaczynę.
Do Piemontu podróżuje na zaproszenie i koszt miejscowych winiarzy.