Więźniowie geografii
Globalizacja wina jest faktem. Na Madagaskarze możemy dziś napić się Moët & Chandon, a w Węgrowie – Yellow Tail. Cywilizacji żyjącej w takim winiarskim McDonaldzie trudno jest dostrzec istniejące pod jej nosem jurajskie parki. Na przykład Azory, które nie są ani blisko, ani daleko, ani w Europie, z jaką obcujemy na co dzień, ani też poza nią, bo przecież geografia włącza je w obręb Starego Kontynentu, nawet jeśli dla uproszczenia i troszkę wbrew geotektonice.
Pożegnałam ubiegły rok na portugalskiej wyspie Pico, jednej z dziewięciu w archipelagu Azorów, w dawnej chacie wielorybnika – było to melancholijne i osobliwe dokładnie tak, jak brzmi. Przypadkowi ludzie w prostym bazaltowym domu, sztuczne ognie, które nie wypaliły, bo okazały się stare i przemoczone, zazdrosne spojrzenia biesiadników w kierunku pobliskiej, nieco bardziej kosmopolitycznej wyspy Faial płonącej od fajerwerków i jeszcze to zdanie, które wypowiedział gospodarz o północy, z pewną obojętnością, polewając kolejną nalewkę własnej roboty: – Wreszcie i Nowy Rok na Azorach. Zawsze na końcu... Odniosłam wrażenie, że nas, zgromadzonych na tej wyspie, nic nie dotyczy. Tak bardzo jesteśmy odseparowani, że to bez znaczenia, jaki mamy rok i czy gdzieś jest jakieś nowe lub jakieś stare.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!