Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Tokaj w czyśćcu

Komentarze

Onegdaj „wino królów, król win”. Potem, w czasach centralnie planowanej gospodarki gulaszowego komunizmu, popychadło i ostoja bylejakości. Dziś, po trzech dekadach wolności, tokaj wciąż szuka swojej drogi.

Wzgórze Király. © Wojciech Bońkowski

Kamienie na podwórku Istvána Szepsyego wciąż leżą te same: dacyt, riolit, andezyt. Każda wizyta u patriarchy Tokaju rozpoczyna się od tej litanii, jakby ważne było cofnięcie się do prapoczątku, „dotknięcie bazy”, z której wyrasta wielkość regionu i jego win. Dla Szepsyego ziemia nadal jest najważniejsza, ostatnie ćwierć wieku spędził na kupowaniu najlepszych działek – rodzinna firma włada już ponad 100 hektarami. Techniki produkcji, styl wydają się drugorzędne wobec tego pędu, by kontrolować terroir, choć przecież mają co najmniej tak samo duże znaczenie dla smaku samych win.

Miasteczko Mád, gdzie mieści się winiarnia Szepsy, jednak wypiękniało. Obok obskurnego supermarketu pojawiła się winoteka miejscowego stowarzyszenia Kobiety i Wino, oprócz hotelu Mádi Kúria (niegdyś szczyt luksusu w regionie, choć to raczej mierne trzy gwiazdki) stanął znacznie lepszy Botrytis, a do tego restauracje – Percze, Első Mádi Borház i mający michelinowskie ambicje Gusteau. Tylko turystów nie ma. W sierpniowe popołudnie na głównym placu w Tokaju zaparkowanych jest siedem aut, w restauracji Labor – to kolejne nowe otwarcie – zajęte są pojedyncze stoliki, na jazzowym koncercie pojawił się raczej tłumek niż tłum. Winiarze zapewniają, że odwiedzających jest mnóstwo, lecz każdy, kto był latem w Chianti albo Rheingau, wie, że inaczej wygląda szczyt sezonu w popularnym regionie winiarskim.

Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!