Stephen King włazi na Macharnudo Alto
Idę za nim we wskazanym kierunku, a on nie zatrzymuje się i wciąż zaprasza gestem, tędy, chodź tędy.
Innym razem widzę TO pod postacią pastereczki, takiej mniej więcej, jaką Słowacki ujrzał któregoś dnia na nadmorskich skałach w Pornic; w tejże chwili miał zacząć się, jak określają podręczniki, jego „przełom mistyczny”, który z ironisty uczynił człowieka wiary.
Ćwieki twoich chodaków Błyskały mi na lice Jako dwa półksiężyce Czerwoną zorzą ranną
Odczucia wobec TEGO się zmieniają, raz czuję złowrogie przyciąganie, niebezpieczny zew, zapach atramentu na podpisanym cyrografie, a lepszego dnia pragnienie czyste, niemal niewinne, jak spojrzenie dziecka w niebo. Koszt obcowania z TYM jest niewielki, bo obcowanie kosztuje tylko pieniądze. A zysk? Może Wy mi odpowiecie.
Czas się wyspowiadać. Przepraszam Cię, prezydencie Macron, lecz na początku wiosny, gdy pandemia wyszczerzyła pierwsze ząbki, TO szepnęło mi w ucho: chodź za mną, porzuć Francuzów. Idź przed siebie, na rozdrożu skręć w lewo i dalej kieruj się prosto na południe. Tam, gdzie glebę zwą albariza i wina dojrzewają pod drożdżowym kożuszkiem. Pij fino i manzanillę w dzień i w noc. Zamawiaj, ile wlezie. A gdy już nasycisz pragnienie, skieruj uwagę i budżet na andaluzyjskie wina wytrawne. Bo takie, choć o tym nie wiesz, właśnie tam niegdyś przede wszystkim wytwarzano. Nieco inaczej, niż robi się wytrawne wina na świecie, ale też inaczej, niż robi się fino czy oloroso. Są tam stoki, prawdziwe cru, fascynujące geologicznie i pod każdym innym względem. Takie Macharnudo Alto na przykład.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!