Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Šiklóš – historia z happy endem

Komentarze

Dziś zapraszam na wyjątkową historię. To opowieść o małym, słowackim producencie win naturalnych, nieuczciwym polskim importerze oraz grupie pozytywnych ludzi w branży, którzy sprawili, że wszystko miało swoje szczęśliwe zakończenie.

Dzierżawiona przez producenta parcela. © Šiklóš.

Zacznijmy od samego winiarza. Viktor Šipoš jest nim względnie krótko – decyzję o zajęciu się wyłącznie winiarstwem (wcześniej pracował w sektorze energetycznym) podjął zaledwie 5 lat temu, do czego zachęcił go zarówno powrót w rodzinne strony (położone 40 km od granicy węgierskiej miasteczko Levice otoczone jest winnicami), jak i udane, jeszcze amatorskie próby produkcji. Te ostatnie w polskich realiach trudno byłoby jednak nazwać symbolicznymi – pierwsze 1000 litrów wina wyprodukował na własne potrzeby i jak sam mówi: „wspólnie z rodziną i znajomymi wypiliśmy je w ciągu roku, więc chyba wyszło dobre”. Sama winiarnia wzięła swoją nazwę – Šiklóš – od położonego 4 km od Levic wzgórza powstałego z bardzo nietypowego materiału: trawertynu (zwanego też tufem wapiennym), a więc porowatej skały osadowej, która powstaje poprzez wypływanie wód podziemnych na powierzchnię (ciekawostka – właśnie z trawertynu powstała fasada bazyliki św. Piotra w Watykanie). Obszerny opis zamieszczam nieprzypadkowo – pod ziemią rozciągają się gorące źródła wysoce zmineralizowanych wód, a powstające z owoców nasadzonych w tym rejonie krzewów wina mają bardzo charakterystyczny wapienno-mineralny sznyt, obecny rzecz jasna także w winach Viktora. On sam nie zdecydował się jednak na zakup własnej winnicy – aktualnie dzierżawi prawie hektarową parcelę, wykorzystując do swojej produkcji kilka odmian winorośli (m.in. pinot blanc, welschriesling, gewürztraminer, blaufränkisch, andré czy alibernet – zachowuję międzynarodową nazwę tych szczepów, bo taką terminologię na etykietach stosuje też sam winiarz). Pierwsze wina, które trafiły do oficjalnej sprzedaży, pochodziły z rocznika 2018. Šipoš od samego początku postawił na wina naturalne, z minimalną interwencją przy ich produkcji (spontaniczna fermentacja, brak filtracji i klaryfikacji, praktycznie bez dodatku siarki), co było dla niego równie naturalną decyzją („przecież sam będę je pił”).

Viktor Šipoš w swojej mikrowiniarni. © Šiklóš.

Sygnowane nazwą Šiklóš wina od pewnego czasu dostępne były na polskim rynku  i „wyrobiły” sobie dobrą markę udanych, przystępnych stylistycznie i bardzo czystych aromatycznie. Później zaczęły się jednak problemy. Dolnośląski importer win naturalnych, posiadający wówczas te wina w swojej ofercie, w pewnym momencie złożył u producenta dość duże zamówienie (zresztą z częściowo spersonalizowanymi etykietami). Choć  500 butelek może nie robić dużego wrażenia, dla samego winiarza była to 1/5 jego całej rocznej produkcji. Gdy przyszło do odbioru – importer zniknął. Po kilku tygodniach nieudanych prób kontaktu, zdesperowany Viktor napisał do kilku znajomych osób z Polski  – w tym do mnie – z prośbą o pomoc. W jednej grupie na tzw. czacie udało się zebrać osoby, które miały wcześniej te wina w ofercie swoich wine barów, sklepów czy restauracji i chciały pomóc winiarzowi w trudnej dla niego finansowo sytuacji, a przy okazji udowodnić, że na zdecydowaną większość polskiej branży winiarskiej wciąż można liczyć. Kluczową rolę odegrał tu Marcin „Tytus” Grabski – właściciel warszawskich wine barów Winem Powiśle i Łaskawość Tytusa oraz sklepu Asfalt Winyle i Wino, który nie tylko zamówił pokaźną liczbę win na własne potrzeby, ale i koordynował zamówienia dla pozostałych: Pauli Ziemian z gliwickiego PARY food&winebar, Adriana Górniaka z warszawskiej restauracji Źródło i Jacka Rusieckiego z wrocławskich Kieliszków Butelek i Pizza Kieliszki Butelki. Całość od strony logistycznej wsparł inny importer – Winoland. W efekcie tej „floty zjednoczonych sił” nie tylko udało się wykupić wszystkie nieodebrane wina, ale nawet powiększyć tę pulę – ostatecznie do Polski trafiły 702 butelki, dostarczone zresztą przez samego winiarza.

Producent w czasie prezentacji w Warszawie. © Maciej Nowicki.

Najszersza oferta znalazła się na półkach wspominanych już wyżej wine barów Winem Powiśle i Łaskawość Tytusa i to ona (wraz z obowiązującymi tamże cenami „na wynos”) jest podstawą poniższej recenzji. Oczywiście każde z pozostałych miejsc sprzedaży kształtuje swoje ceny indywidualnie.

 

 

Szczęśliwe zakończenie całej tej historii najlepiej uczcić kieliszkiem musiaka. W tym przypadku będzie to Šiklóš Rose, pét-nat powstający w nietypowy (choć stosowany także w Polsce) sposób. Do gotowego wina z rocznika 2021 (będącego połączeniem 50% pinot blanc i wszystkich pozostałych białych odmian producenta oraz odrobiny alibernet dla uzyskania różowej barwy) dodano moszcz o identycznej kombinacji z rocznika 2022. Ten „zastrzyk” doprowadził do zainicjowania drugiej fermentacji, która dalej była już kontynuowana w zamkniętej kapslem butelce. Wino jest z pewnością bardzo żywiołowe (producent naklejką na kapslu zachęca do mocnego schłodzenia i ostrożnego otwierania), ale robi wrażenie od samego początku. Czym? Wskazywaną wyżej wyraźną mineralnością, wino smakuje wręcz jakby do szklanki z wysoce zmineralizowaną wodą dodać czerwoną porzeczkę i jabłko oraz maliny. Super orzeźwiające (115,20 zł). ♥♥♥♡+

© Izabela Popko / Winestream.

Równie dobre wspomnienia pozostawia drugi z pét-natów tego producenta. Golden Onyx #2 powstaje w ten sam sposób co Rose, z tą jedynie różnicą, że w całości składa się z kupażu wszystkich białych odmian producenta. Podobnie mineralny, choć dużo bardziej elegancki (mimo intensywnego musowania). W aromatach dominuje grejpfrut, jest też trochę moreli, pigwy i jabłka. Solidna struktura mimo „zaledwie” 11% alkoholu, niezbyt wysoka kwasowość i harmonia, która jest główną siłą tego wina. Dla mnie jeden z najciekawszych reprezentantów tej kategorii próbowanych w ostatnich miesiącach (115,20 zł). ♥♥♥♥+

 

 

Białe wina spokojne reprezentuje Welschriesling 2021, który być może jest w stanie wpłynąć na szybsze nadejście wiosny. Fermentujące wino od razu trafiło do stalowych zbiorników, poźniej zaś do butelek. Aromaty są raczej delikatne – skórka jabłka i cytryny, jest też trochę pigwy i całkiem sporo ziół oraz polnych kwiatów. Struktura jest lekka, z dobrze zaznaczoną kwasowością. Poleca się do lekkich dań rybnych (104,80 zł). ♥♥♥+

 

 

Poszukujący win macerowanych na skórkach także mają tylko jeden wybór – za to jaki! Gewürztraminer 2021 macerował na skórkach „zaledwie” 5 dni, choć intensywna barwa i złożone aromaty mogłyby wskazywać, że ten czas był znacznie dłuższy. W bukiecie nuty herbaty mieszają się przede wszystkim z morelą i pigwą, charakterystyczna dla odmiany róża czy liczi pozostają na dalszym planie. W smaku akcenty rozłożone są podobnie, choć nuty muszkatowe są już wyraźniejsze, a brzoskwinia ociera się wręcz o kandyzowane wydanie. Jest w tym sporo zasługi cukru resztkowego – na poziomie aż 26 g/l. Jednak integracja zrobiła swoje – w ciemno wskazałbym na maksymalnie 8/9 g. Najważniejsze, że wszystko ze sobą współgra, przekładając się także na długi, korzenny finisz. Powstało zaledwie 298 butelek (104,80 zł). ♥♥♥♥

 

 

Na pograniczu świata róży i czerwieni stoi André 2021. Przypominam, że jest to powstała w latach 60-tych XX wieku morawska krzyżówka frankovki i sankt laurenta. Wielu winiarzy (w tym dzisiejszy bohater) ma raczej krytyczne zdanie o jakości tej odmiany, uznają jednak, że są wina, w których jest w stanie pokazać się z możliwie najlepszej strony. W przypadku Šiklóša jest nim leciutki klaret skrojony właściwie idealnie na majówkę. Maliny i truskawka w bukiecie, poziomki, kwaśna malina i trochę młodej wiśni w smaku, wyraźnie zaznaczona kwasowość i dużo radości. W stanach niższych temperatur świetny towarzysz talerza suszonych lub lekko pikantnych wędlin (104,80 zł). ♥♥♥♡

 

 

Najpoważniejszymi propozycjami w portfolio tego winiarza są dwa dojrzewające w beczkach wina czerwone. Pierwsze z nich to Alibernet 2021, dość popularna na Słowacji (choć stworzona na Ukrainie) krzyżówka alicante bouschet i cabernet sauvignon. Po 5 dniach maceracji wino spędziło rok w używanych barrique i na razie pozostaje w wieku wręcz dziecięcym. Bukiet jest bardzo młody, na razie po stronie aromatów ziemistych i liściastych. W smaku dzieje się więcej – są jeżyny, maliny i trochę owoców leśnych, a towarzyszą im zioła, laska wanilii i anyż. Rokuje dobrze, ale musi się poukładać (135,20 zł). ♥♥♥♡

 

 

Zdecydowanie lepiej prezentuje się Blaufränkisch 2021, który staje się chyba moją ulubioną odmianą ostatnich 12 miesięcy. Identycznego co u poprzednika dojrzewania w beczce praktycznie w ogóle się nie wyczuwa, dominują charakterystyczna dla odmiany nuty wiśni i jeżyny oraz pestka, przyprawy i sporo ziół. Wszystko podbija wyraźna mineralność, a spina dobra, nieprzesadzona kwasowość. Niesamowicie czyste, wymarzony towarzysz posiłków (135,20 zł). ♥♥♥♥

 

Szczęście winiarza. © Maciej Nowicki.

 

Bez względu na to jakiego podsumowania chciałbym użyć, najlepszym będzie szczęśliwe oblicze Viktora po dotarciu do Warszawy. Chciałbym, by towarzyszyło mu na dłużej, także w normalnych, biznesowych relacjach.

Źródło win: próbowane na degustacji zorganizowanej przez Winem Powiśle.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.