Głębia z Austr(al)ii
Wina Salomon Estate poznałem parę lat temu. Bertold Salomon, jeden z moich ulubionych winiarzy austriackich, postawił obok swoich cudownych Rieslingów i Grüner Veltlinerów jakieś butelki z czerwonym płynem o nazwie Shiraz. Pukałem się w czoło, bo jak można prawą ręką robić te niezapomniane, aromatyczne, czyste jak kryształ górski wina białe, a lewą – dżem z konfitury polany syropem klonowym, bo tak smakuje wiele australijskich Shirazów.
Pierwszy smak to był szok. Konfitura, ale z soczystej porzeczki, zamiast syropu klonowego – doskonała kwasowość; zamiast tłustości masła orzechowego – równowaga i wytrawność jak w dobrym winie europejskim. Na jednej z degustacji Bertold Salomon w skarpecie podał swoje Alttus 2001 (pierwszy rocznik Shiraza bardzo długo dojrzewanego w butelce) a w drugiej – Penfolds Grange 2001, najsłynniejsze wino australijskie (minimum 250€). Bodaj wszyscy obecni wyżej ocenili Alttus właśnie dzięki europejskiemu sznytowi i głębi.
Dziś na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego australijskie Salomon Estate prezentował winemaker Mike Farmilo (do 1997 r. główny enolog grupy Penfolds, o ironio odpowiedzialny m.in. za Grange). Spotkanie potwierdziło to, co już wiedzieliśmy – wina Salomon Estate są świetnie zrównoważone, pełne, ale nie ciężkie, intensywne, ale nie przerysowane. Jednym z ciekawszych elementów była obecność w nich zapachu eukaliptusa, tak rozpoznawalnego dla australijskich Shirazów i Cabernetów. Gdy jest go za dużo, wino zamienia się w mydlaną drogerię z galerii handlowej. U Salomona tego eukaliptusa jest tyle, ile świeżo zmielonego pieprzu w dobrze ugotowanym daniu.
Bin 4 Baan Shiraz & Co. 2010 (59,70 zł) to super Shiraz wagi średniej, o bardzo głębokim aromacie ciemnych owoców, kremowej fakturze, dobrej długości, raczej bez garbników, ale trochę gorzkawe w końcówce. W swojej cenie bardzo poważne wino. Norwood Shiraz Cabernet 2010 (20% tego ostatniego) jest bardziej zaczepny, z nutami czerwonej i czarnej porzeczki; ekstrakt jest odmierzony perfekcyjnie, a w smaku zaskakuje świetna kwasowość, rzeczywiście przypominająca wina z Europy (79 zł). Pod nazwą Finniss River mamy do wyboru Cabernet Sauvignon 2008 (136 zł) o lekkim zapachu eukaliptusa i porzeczkowej konfitury, łagodny i głęboki, albo Shiraz 2009 (152 zł), najbardziej australizujące wino w gamie producenta (14,5% alk.), dżemowate i ziołowe w zapachu, w smaku głębokie, o świetnej fakturze. Czas mu z pewnością pomoże, ale mnie to wino podobało się mniej niż Fleurieu Peninsula Shiraz Viognier 2009, kolejne wino o niesłychanej w Australii świeżości, wypolerowanych garbnikach i świetnej złożoności (112 zł). Ze względów cenowych (280 zł) trudno jest mi energiczniej polecać czołową etykietę Alttus 2003, ale z pewnością jest to jedno z lepszych australijskich win czerwonych, jakie piłem. Powoli starzejące się, nadal ma mnóstwo owocu, świeżości i złożoności, uderza, ale nie powala koncentracją, bo ekstrakt – jak zawsze w tych winach – jest świetnie wymierzony. Jako ciekawostkę spróbowaliśmy też win Salomon & Andrew z Nowej Zelandii: Marlborough Sauvignon Blanc 2011 jest bardzo dobry, świeży, owocowy, choć nieco stereotypowy i chyba za drogi jak na emocje, których dostarcza (72 zł). Za to Central Otago Pinot Noir 2010 swą głębią i świetną struktura pokazuje, dlaczego ta apelacja należy do najbardziej prestiżowych na świecie (110 zł, niestety).
Tajemnicą sukcesu Salomon Estate jest terroir (tak, w Australii też jest coś takiego) – w odróżnieniu od izolowanych, bardzo gorących miejsc takich ja Barossa czy McLaren Vale winnice w Finniss River leżą na wzgórzach bezpośrednio wystawionych na działanie zimnych oceanicznych prądów, dzięki czemu unika się przejrzałości winogron, astronomicznego alkoholu i drastycznego spadku kwasowości. A inną sprawą jest niesamowity profesjonalizm australijskich winemakerów, którzy bardzo uważają na rynkowe reakcje, bez przerwy szukają dla swoich win lepszej równowagi i ekspresji. Wina czerwone trzymane są na skórkach jedynie 5–7 dni, nie ma żadnej agresywnej ekstrakcji, stosuje się tylko pompowanie moszczu (pumping over), przez co z gron nie ekstrahuje się zbyt wielu garbników. Terroir i elegancja – to rzeczywiście przyczółek Europy na antypodach.
A na koniec parę słów o winach z Australii i czy Shiraz jest już passé opowiada winemaker Mike Farmilo:
Degustowałem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.