Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Polska w Europie

Komentarze

W ubiegłym roku, podczas pamiętnej degustacji polskich win poprowadziłem seminarium, w ramach którego skonfrontowałem topowe polskie butelki z winami z krajów ościennych. Jestem przekonany, że takie porównania naszych wyrobów z winami dobrej europejskiej klasy są konieczne, jeśli polskie winiarstwo ma zrobić kolejne kroki naprzód. Do takich konfrontacji już dochodziło – choćby na konkursie Enoforum, gdzie polskie wina zdobyły pierwsze międzynarodowe medale, czy podczas Grand Prix 2010 Magazynu WINO, gdy Pinot Gris 2009 Lecha Jaworka zdobyło świetne V miejsce w bardzo mocno obsadzonej kategorii win białych do 60 zł (w degustacji w ciemno wyprzedziło wówczas m.in. Sauvignon Blanc Konrad z Nowej Zelandii czy znanego włoskiego Traminera Maso Furli). Nigdy jednak na taką skalę.

Nie do odróżnienia.

Dobierając wina do degustacji nie zastosowałem żadnej taryfy ulgowej. Sięgnąłem po flaszki winiarzy europejskiej absolutnie najwyższej klasy – Markusa Hubera, niedawnego winiarza roku w Austrii, Jánosa Árvaya, którego winomanom przedstawiać nie trzeba, wreszcie Egona Müllera – być może największej gwiazdy winiarskich Niemiec – którego Rizling Rýnsky powszechnie uważa się za najlepsze wino powstające na Słowacji. Wina polskie i niepolskie skojarzyłem ze sobą szczepami, smakowym stylem i (mniej więcej) podobną ceną.

Egon kto?

A wyniki? Nalane do dwóch kieliszków Huber Grüner Veltliner Hugo 2011 (importer: Interwin i Winoman.pl, ok. 40 zł) i Sibemus 2010 Płochockich(39–45 zł) w swej zielonej świeżości i soczystym jabłkowym owocu były… praktycznie nie do odróżnienia. Jeden z uczestników trafnie odgadł młodego Veltlinera, tyle że mówił akurat o Sibemusie. 3 osoby na 10 degustujących wzięły Veltlinera za polskie wino. W głosowaniu na preferowane wino z tej pary Huber wygrał 5:3. Mieszanka „nieperspektywicznych” hybryd spod Sandomierza niemal dorównała butelce od austriackiej gwiazdy.

W kolejnej parze zaprezentowałem starszy polski rocznik – Riesling 2006 Lecha Jaworka (obecne roczniki ok. 60 zł). Wino z bardzo ładną kwasowością, subtelnym cukrem resztkowym, nieco naftowe, w szczycie formy, jeszcze nie schodzące, naprawdę dobry przykład zestarzonego Rieslinga. Gdyby nie wiedzieć, że może być to wino polskie, nikt by nie zgadł. Ale i tak 3 osoby za polskie w tej parze uznały Château Belá Rizling 2004, znakomite wino słowackie nagrodzone ongiś medalem Magazynu Wino (pisałem o nim szerzej tutaj; importer: Centrum Wina, 73 zł). Wyraźnie słodsze, głośniejsze, mocniejsze od Jaworka, bardziej wyraziste, choć nie jest to różnica klas; 6:2 dla Słowacji.

Dwa wina europejskiej klasy.

Winnica Adoria Pinot Noir 2010 (ok. 90 zł) kontra Holger Koch Spätburgunder 2008 (Brix65, ok. 70 zł). Tutaj iluzja była absolutna – oba wina miały podobny jaśniutki kolor, czereśniowy owoc, smaczny kwas, drobny garbnik. Wiedząc, że Adoria w tym roczniku nie zastosowała do Pinot beczki (decyzja podyktowana szybszym wypuszczeniem wina na rynek, ale wyszła na dobre), można było się domyśleć, że tostowe nutki w bukiecie przynależą do Kocha, ale nikt nie wiedział, więc aż 6 osób uznało, że to Spätburgunder jest winem polskim, a w głosowaniu padł remis 5:5. Zważywszy, że ten Niemiec (doprawdy dobrej klasy, choć może nie wybitny) pochodził z miejsca uważanego za ziemię obiecaną Pinota – wulkaniczne tarasy w badeńskim Kaiserstuhl – czy na wyrost będzie mówić, że Dolny Śląsk jest dla Pinot Noir po prostu świetnym siedliskiem? Zwłaszcza, że klasę udowodniły już Pinoty od Jaworka.

W ostatniej parze bez żadnych skrupułów zderzyłem polskie wino z butelką tokaju od wybitnego winiarza Jánosa Árvaya z wybitnego rocznika – 1999. Forditás to co prawda lżejszy rodzaj wina od aszú, ale nie jest to chucherko, a bukiet tego wina był znakomity – makowiec z miodem i rodzynkami. Honoru Polski broniło wino historyczne – pierwszy rocznik likierowej Jutrzenki 2004 od Romana Myśliwca. Różnica stylistyczna pomiędzy winami była duża (bukiet Jutrzenki jest herbaciano-maderowy, a 16% alkoholu jest ewidentne), pomimo tego aż 3 osoby się pomyliły! A w głosowaniu padł wynik 7:1 dla Tokaju, ale Jutrzenkę wszyscy dopili ze smakiem; wstydu nie było.

Sky is the limit.

Wstydu nie było?! Garażowe polskie butelki z niedoinwestowanych winnic, produkowane we frontowych warunkach pod czujnym okiem idiotycznych kontroli z Urzędu Prawomocnego Nasiennictwa godnie stawiły czoła butelkom z najlepszych regionów winiarskich Europy od winiarzy o międzynarodowej sławie. To jest sensacja, proszę Państwa! Choć kogoś, kto od lat śledzi dokonania polskich winiarzy i upartą walkę wybitnych jednostek o podnoszenie jakości, rezultat tego starcia jakoś nie dziwi. Im więcej będzie takich porównań, tym oczywistsza stanie się oczywistość: mamy w Polsce wina europejskiej klasy.

Adoria, Płochoccy – wina udostępnione przez winiarzy, pozostałe – ze zbiorów własnych lub Winicjatywy. Wstęp na degustację był płatny, a odbyła się ona w ramach komercyjnej imprezy organizowanej przez Winicjatywę.

Artykuł został pierwotnie opublikowany rok temu na moim blogu.  Roczniki dostępne w sprzedaży i ceny opisywanych win mogły ulec zmianom.

Na kolejne spotkanie, podczas którego wina polskie zmierzą się z europejskimi w degustacji w ciemno zapraszam 29 czerwca w godz.17-19 w ramach VIII Konwentu Polskich Winiarzy. Szczegółowy program imprezy znajdziecie tutaj.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Radek Rutkowski

    Adorię Pinota (i nie tylko Pinota) piłem i jest całkiem niezłe wino, ale zgodzi się chyba Pan ze mną, że Pinota podobnej klasy można kupić za sporo mniej niż 90 zł… Jaworka też piłem, ale tak dawno, że nie pamiętam kompletnie wrażeń. Na pewno nie wyróżniało się szczególnie ani in plus, ani in minus. Fantastyczny był ich różowy Pinot (chyba 2009), do dzisiaj pamiętam ten smak grejpfruta, ale to wino się strasznie brzydko starzeje. Rok później nie zostało z niego już prawie nic…

    Reasumując, jest naprawdę nieźle, ale bez większej skali produkcji ceny nadal będą zabijać i wybór polskich butelek będzie traktowany raczej jako patriotyczny niż racjonalny. Swoją drogą, dobór szczepów do win czerwonych (powodowany niewątpliwie uwarunkowaniami klimatycznymi) oznacza, że poza może Pinotami, wybitnych win czerwonych się u nas nie doczekamy…

  • Lukasz Ludwin

    mnie tam Pinoty wystarcza.

    • Radek Rutkowski

      Lukasz Ludwin

      No ja bym jednak wolał, żeby się w Polsce Nebbiolo udawało ;)