Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Krojcig Riesling Liryczny 2019

Komentarze

Niedawno przez część polskiej blogosfery winiarskiej przetoczyła się dyskusja dotycząca wprowadzania polskich win do sprzedaży. Rzecz dotyczyła konkretnie musującego GostArt 2018 z lubuskiej Winnicy Gostchorze, pochodzącego z jednej z pierwszych transzy i dojrzewającego na osadzie przez 6 miesięcy. Przedmiotem rozważań była kwestia dojrzałości i jakości w kontekście tak krótkiego czasu. Choć wypuszczanie tego wina partiami, za każdym razem z coraz dłuższym „stażem”, jest swoistą tradycją tego producenta (w tym momencie na rynku dostępne są już te o prawie dwukrotnie dłuższym czasie dojrzewania), a wspomniana półroczna butelka wypadła całkiem dobrze, to wymiana uwag rozgrzała niektórych do czerwoności. Stawiam, że dzisiejszy bohater dnia wzbudziłby nie mniejsze emocje – nie pamiętam, by jakiekolwiek polskie wino (poza świętomarcińskimi) zadebiutowało wcześniej.

Riesling Liryczny 2019. © Maciej Nowicki.

Nowe roczniki rieslingów Marka Krojciga na półkach sklepów głównego dystrybutora, czyli Roberta Mielżyńskiego, pojawiły się bowiem już w styczniu tego roku (!) i początkowo rocznik na fiszkach z cenami wziąłem za błąd w druku. Kiedy jednak okazało się, że są to absolutnie świeże wina, o minimalnym wręcz okresie fermentacji i dojrzewania, postanowiłem zakupić butelkę Lirycznego – chyba najbardziej znanego, historycznie pierwszego wina z tej winnicy – i litościwie dać mu jeszcze miesiąc dojrzewania przed przystąpieniem do recenzji. Ten czas wreszcie nastąpił. I co ciekawe – nie jest to złe wino, daleko mu też do niedojrzałości. Owszem, jego barwa jest wręcz przeźroczysta, a w smaku wciąż wyczuwa się spore rozchwianie i niepoukładanie, ale są też pozytywy: dobra jakość owocu, sporo klasycznych aromatów, z cytrusami i młodym jabłkiem na czele, jest trochę cukru resztkowego (choć akurat ten jest domeną drugiego z rieslingów tej winnicy – znad Pradoliny) oraz dobra porcja kwasowości w zakończeniu. Choć aż tak wczesna premiera nowego rocznika jest czymś bardzo zaskakującym i nie do końca zrozumiałym, to nie da się ukryć, że wino nawet w aktualnej formie jest lepsze od wielu znacznie bardziej dojrzałych próbowanych przeze mnie w zeszłym roku. Chętnie powrócę do niego za jakiś czas (79,50 zł*). ♥♥♡

Winnica producenta. © Fotopolska.eu.

Wino zakupić można bezpośrednio w winnicy, *podana cena dotyczy zakupu w sklepach Mielżyńskiego. W zbliżonych cenach jest także dostępne w innych sklepach współpracujących z producentem i dystrybutorem.

Źródło wina: zakup własny autora.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • (Blogger)

    Maćku, wydaje mi się, że bardziej niepokojące od 6 miesięcy na osadzie (czas raczej śmiesznie niski i trochę nie wart zachodu – poza bąblami wino nie ma dodatkowej warstwy złożoności) jest fakt, że GostArt nie umieszcza tej informacji na etykiecie, co znaczy, że pod tą samą marką wypuszcza na rynek produkty znacznie różniące się pod względem jakości i profilu smakowego. Sugestia zatem do producenta, żeby wprowadzić jakieś rozróżnienia na etykiecie, np. GostArt Brut, GostArt Brut Reserve, GostArt Brut Grande Reserve etc. Wtedy konsument miałby jasność i nie byłby robiony z deka w konia.

    • Sebastian Bazylak

      Sebastian, czuję się trochę wywołany do tablicy. ;-)

      Pomijając fakt, że 6 miesięcy dojrzewania na osadzie dla wina musującego robionego metodą tradycyjną to kpina, to brak informacji o tym jest jeszcze większą kpiną.

      Natomiast wino spokojne wypuszczone na rynek tak szybko to jednak inny przypadek.

      • (Blogger)

        Grzegorz Capała

        Ja z winem spokojnym nie mam problemu – nic mnie tu nie bulwersuje, choć bardzo dziwi decyzja winiarza, bo z tego nic dobrego raczej nie wyjdzie. Natomiast GostArt to jednak trochę robienie ludzi w trąbę.

        • (Blogger)

          Sebastian Bazylak

          O ile z tak krótkim czasem na osadzie problemu nie mam (decyzja producenta, co uważa za słuszne), a nawet młodziutki GostArt pije się przyjemnie i chętnie sięgałem po to wino mimo świadomości jego prostoty, o tyle z zarzutem braku informacji o tym na etykiecie zgadzam się po stokroć. Doszliśmy do momentu, kiedy zamawiając to wino w knajpie trzeba zapytać, czy wiadomo coś więcej z której to partii… :)

  • Z całym szacunkiem Macieju wypuszczanie w styczniu na rynek Rieslinga z 2019 roku to chyba wyłącznie chęć zaistnienia w myśl powiedzenia nieważne co piszą byle by nie przekręcili nazwiska.

  • (Winicjatywa)

    Trochę nie rozumiem tego fukania na wypuszczanie wina z ostatniego rocznika w lutym. Świadczy ono o słabej znajomości rynku winiarskiego. Praktycznie każdy winiarz w Niemczech czy Austrii butelkuje swoje lekkie wina przed końcem roku. Na rynku już od wielu tygodni są Prosecco Millesimato 2019, i to nawet od winiarzy uprawiających tzw. Charmat lungo, czyli kilkumiesięczne starzenie na osadzie. To są style wina przeznaczone do szybkiej konsumpcji, w ciągu roku, przed pojawieniem się kolejnego rocznika, więc trudno byłoby tracić połowę tego czasu na rozmyślania, czy będzie to odebrane jako „chęć zaistnienia”.
    Żaden z komentujących nie poświęcił też myśli prozaicznemu aspektowi ekonomicznego funkcjonowania winnicy w Polsce, czyli konieczności zapewnienia wpływów na konto choćby na pokrycie kosztów produkcji.

    Co zaś do informowania przez GostArt, którą partię reprezentuje dana butelka, też można się tylko uśmiechnąć. Wszystkie nierocznikowe wina musujące, w tym 40 mln butelek Moët & Chandon i 9 mln butelek Dom Pérignon, degorżowane są sukcesywnie w zależności od zamówień i przepustowości produkcyjnej. Informacja o dacie degorżowania jest może potrzebna wyrafinowanym koneserom i dlatego znaleźć ją można na kontretykietach luksusowych szampanów po 400 zł za butelkę. Normalnym konsumentów niczego nie mówi, a może wręcz zostać opacznie zrozumiana. Takie są realia rynkowe. O ile na papierze mogę się zgodzić, że 6 a 12 miesięcy leżakowania na osadzie robi różnicę w smaku wina musującego, chętnie zobaczyłbym Wasze wyniki porównawczej degustacji takich produktów w ciemno.

    W przypadku metody szampańskiej bardziej bym się wszak martwił o wina długo zalegającego po degorżowaniu osadu niż za krótko na nim leżakujące, bo to jest prawdziwa plaga polskiego detalu i gastronomii, wychodząca przy każdym panelu tego typu win.

    • Wojciech Bońkowski MW

      Zgadza się. A można tez znaleźć winiarzy np. w Austrii, którzy część win z danego rocznika butelkują już w pierwszych dniach listopada. Klimat się zmienia, zbiory są wcześniejsze, to i na rynek wino trafia wcześniej.
      Co do daty degorżowania, to nie tylko jednak tylko luksusowe szampany. Szigeti producent tanich sektów, umieszcza tę informację na każdym winie.

      • (Winicjatywa)

        Konstanty Jaxa-Rożen

        Szigeti i wielu innych producentów wina musującego. Ale równie wielu nie umieszcza, nawet dla drogich i prestiżowych win, więc moralne oburzenie na GostArta wydaje mi się anachroniczne.

    • (Blogger)

      Wojciech Bońkowski MW

      Wojtku, w przypadku degorgemont mamy w normalnych apelacjach przynajmniej minimalny czas dojrzewania na osadzie, co daje pewien ogląd stylu.
      Czy Moet te 40 mln butelek wypuszcza w ciągu dwóch lat od pierwszej do ostatniej partii? Co co różnic w dojrzewaniu – może na zlocie blogosfery spróbujemy GostArtu po 6 miesiącach i po roku – w ciemno ;)

      • (Winicjatywa)

        Sebastian Bazylak

        W przypadku każdego nierocznikowego blendu różnica w degorżowaniu może wynieść 12 miesięcy, a jeśli cała produkcja nie została sprzedana w ciągu roku – nawet więcej. Nie mamy nawet szansy się tego dowiedzieć, bo to jest oczywiście ściśle strzeżona tajemnica. Nie twierdzę, że to powód do radości, ale na pewno standard, dlatego oburzenie na GostArt jest nietrafne. Minimum dojrzewania na osadzie nie ma nic do rzeczy – GostArt nie deklaruje niczego poza metodą szampańską, zatem konsumenci nie mają podstaw, by się spodziewać określonego profilu. Trudno nawet twierdzić, że GostArt wprowadza kogoś w błąd – po prostu rotuje produktem w zależności od zamówień i cyklu produkcyjnego, tak jak każdy producent szampana itp.

        • Wojciech Bońkowski MW

          A może po prostu Pan Guillaume Dubois za tanio sprzedaje swoje wina odbiorcom i dlatego by mieć płynność wypuszcza wino partiami. Patrząc całościowo na rynek polskich win, cena hurtowa GostArta jest śmiesznie niska. Rozumiem filozofię winiarza ale ekonomii się nie oszuka. Szczególnie, że cały osprzęt do produkcji i pakowania win, łącznie z kartonami (!), Pan Dubois kupuje w Szampanii.

    • (Blogger)

      Wojciech Bońkowski MW

      Data degorżowania na butelce może być kwiatkiem do kożucha interesującym tylko dla bardziej zaangażowanych, ale mimo wszystko sytuacja wygląda trochę inaczej kiedy mówimy o winach nierocznikowanych (zwłaszcza z apelacji, która definiuje minimalny czas na osadzie), a trochę inaczej, gdy na butelce widnieje konkretny rocznik. Przywołany choćby wyżej Dom Pérignon wszak degorżuje te same roczniki swojego vintage więcej niż raz, ale wydaje je w oddzielnych, czytelnie oznaczonych seriach. Kupując dwukrotnie ich vintage kupujesz to samo wino.

      Co do porównania 6 i 12 miesięcy w ciemno — to na pewno byłby ciekawy eksperyment :-)

      • (Winicjatywa)

        Mateusz Papiernik

        Co do DP to nie do końca jest prawda. Owsze, roczniki są wypuszczane ponownie po wielu latach jako Plénitude 2. Natomiast w okresie funkcjonowania danego młodego rocznika DP, np. 2009, w sprzedaży są butelki na pewno niepochodzące z jednego dégorgement (przy tych ilościach to byłoby niemożliwe), czyli na pewno dzieli je co najmniej kilka miesięcy.

        • (Blogger)

          Wojciech Bońkowski MW

          Wojtku, przyznasz, że różnica 12 miesięcy extra przy winie, które degorżują po co najmniej 7 latach na osadzie, jest inna od 6 miesięcy przy winie dojrzewającym 12 :)

          • (Winicjatywa)

            Sebastian Bazylak

            Na papierze czy w kieliszku jest to mniejsza różnica?

          • (Blogger)

            Wojciech Bońkowski MW

            Mówię oczywiście o kieliszku.

    • Wojciech Bońkowski MW

      ”Żaden z komentujących nie poświęcił też myśli prozaicznemu aspektowi ekonomicznego funkcjonowania winnicy w Polsce, czyli konieczności zapewnienia wpływów na konto choćby na pokrycie kosztów produkcji.” To fakt. Nikt też nie zwrócił uwagi na prozaiczny fakt że dwa i pół serduszka na W dostają wina od 16zł do 30zł. Za każdym razem kiedy widzę recenzję polskiego wina to zastanawiam się jak bardzo trzeba się oszukiwać albo być nie świadomym żeby kupić byle co w cenie czegoś całkiem niezłego. Ile butelek byłoby lepszych w cenie 40-50zł, myślę że bardzo wiele. Nie trafiają do mnie argumenty typu ekonomicznego że winnica w Polsce to takie i takie koszty bo równie dobrze można by założyć winnicę na marsie i sprzedawać marne wina po milion złotych za butelkę bo takie to koszty…Argument patriotyczny w ogóle jest średniowieczny. Panie Wojciechu czy z ręką na sercu potrafiłby Pan uzasadnić istnienie winnic w Polsce, albo wyjaśnić mi gdzie popełniam błąd? Dodam tylko że piłem kilkanaście różnych etykiet i nie rozumiem jak można przepłacać za coś takiego.

      • (Winicjatywa)

        Krystian Ianowski

        Na szczęście nie ma obowiązku przepłacać za polskie wina. Klientów i tak im przybywa w tempie geometrycznym.

        • Wojciech Bońkowski MW

          Było by to najgorszą karą. Za to jest obowiązek pisania dobrze o polskim winie na Winicjatywie.

    • Wojciech Bońkowski MW

      Jako winiarz & biegły rewident w jednym doskonale znam ekonomię produkcji wina w Polsce i zdania nie zmienimy (z Piotrem W.), to nie powinien być powód żeby sprzedawać niedojrzałe wina. I komentarz dotyczył Rieslinga. Gdyby to był Solaris to ok, ale sami wiemy kiedy którą odmianę się zbiera.
      Takie działania niestety utwierdzają część konsumentów w przekonaniu, że Polskie wina są słabe i drogie.