Jean-Louis Chave Hermitage Blanc 2004
Wojciech Bońkowski: Nigdy tego nie piłem. Ani białego, ani czerwonego. A ty?
Marek Bieńczyk: Piłem dekadę temu rocznik 1998 i było to wielkie doznanie. Dlatego w te pędy dziś przyszedłem!
W.B.: Mamy więc typowy moment nawisu oczekiwań. Jeżeli nie będzie wystarczająco wielkie, nigdy nie otrząśniemy się z rozczarowania.
M.B.: Po tobie to spłynie jak woda po kaczce, masz większe miłości, lecz co powiem ja, mamroczący przez sen „Dolina Rodanu, Dolina Rodanu”…
W.B.: Zawsze w czasie naszych sympozjonów cytujesz Parkera. To dzisiaj ja ci go zacytuję: „95 punktów. Białe Hermitage 2004, które osiągnęło 15 proc. naturalnego alkoholu, to wino wspaniałe, kontynuujące serię wielce głębokich roczników 2003, 2004 i 2005. Ma lekko złotą barwę, wspaniałą finezję i elegancję pomimo ogromnej siły (...) Wspaniałe wino, które powinno się rozwijać przez 20–25 lat”. I co ty na to?
M.B.: Jestem zbity z tropu. Na pierwszy rzut oka. Na pierwszy kieliszek. Po tamtym roczniku 1998, który piłem po mniej więcej dekadzie, zachowałem wspomnienie jednego z najlepszych win świata. O tym na pewno nie da się tego powiedzieć. Jest bardzo trudne do zrozumienia w swej ontologii, wydaje się niemal winem wzmacnianym, jakimś sherry z tajemniczej solery. Bukiet jest piękny – dojrzały sad, trochę kwiatów, do tego nieco pobeczkowej śmietany – lecz nie wiadomo, o co chodzi. Jest jednocześnie wytrawne i półsłodkie, naturalne i wzmacniane. Nie, że mi się nie podoba, ale nie wiem, co z nim zrobić.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!