Holistyczna praktyka nosa
Bardzo dawno temu, kiedy wina dzieliłem na niedostępne i te do picia, spotkałem początkującego wtedy winiarskiego dziennikarza Andrew Jefforda, i jak to często zdarza się ignorantom, wydrwiwałem sadzenie sadu wokół kieliszka, czyli żonglowanie najprzeróżniejszymi owocami przy opisie smaków i zapachów. Andrew, bardzo wyrozumiały, tłumaczył mi, że dzięki temu unikamy metafor i możemy dyskutować, opierając się na konkretach. Wciąż to do mnie nie dochodziło, aż nieoczekiwanie Strasburg okazał się moją drogą do Damaszku.
Iluminacja zeszła na mnie u Iwony, a precyzyjniej w słynnej winiarni, której alzacka nazwa S’Burjerstuewel znaczy „Przy Chłopskim Piecu”, ale mało kto ją zna, gdyż wszyscy wiedzą, że to „Chez Yvonne”. I choć Yvonne już dawno przeniosła się do lepszego świata, pod tym hasłem lokal do dziś figuruje w Wikipedii. Wtedy leciwa właścicielka obsługiwała nas jeszcze z energią ponaddźwiękowego odrzutowca, proponując coraz to inne specjalności swego słynnego ze smakoszostwa regionu. Do foie gras, czyli wątroby z tuczonej gęsi, radziła, a dokładniej narzucała, muscat, który wychwalała jako wino młodego winogrodnika i poety André Ostertaga. – Królestwo oddać można za sam aromat – zachwycała się.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!