Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Grecja: Złoty świt

Komentarze

Przez lata omszałe winiarskie muzeum i kościotrupy w szafie. Dziś olśniewający krajobraz win prawdziwych i unikatowych. Witajcie w Grecji.

Winnice na Santorini. © Estate Argyros.

Mój pierwszy smak wina greckiego to żywica. W studenckich latach zapijałem nocne rozmowy retsiną, na długo zanim stało się to modne (jeśli w ogóle się stało). W kultowym Café Brama na Marszałkowskiej, jednej z pierwszych „restauracji” w Warszawie, gdzie dało się po prostu posiedzieć, retsinę podawano na karafki. W czasie pierwszej podróży do Grecji – zimą, pociągiem z Polski przez Włochy, w nieskończonej mgle i ciągłych sztormach na Morzu Egejskim, które unieruchamiały promy w portach – do obiadu zamawiałem najtańsze wino i nieodmiennie podawano mi retsinę. (Dopiero pod koniec pobytu nauczyłem się słowa aretsináto, bezżywiczny, którym można było zmodyfikować zamówienie). Doprawiany sosną biały cierpki cienkusz wrył mi się w pamięć jak pierwsze smaki z dzieciństwa i stał czymś najnaturalniejszym na świecie; dopiero po latach dowiedziałem się od jakiegoś winnego eksperta, że retsina jest obciachem, bo dobrego wina się niczym nie doprawia, że robi się ją z najgorszych utlenionych win bazowych i tak dalej.

Starożytni Grecy wykształcili wiedzę winiarską o wiele głębszą, niż mogłoby się nam wydawać. Przy wszystkich swoich maniach – upierali się na przykład przy mieszaniu wina z wodą, bo picie nierozcieńczonego dionizjaku uważali za zwyczaj barbarzyński, co dziś uczyniłoby z nich faworytów PARPA – wykazywali się niezwykłą dociekliwością. Eubulus z precyzją określił dawkę wina, które można bezpiecznie spożyć, na trzy kaliksy (pucharki). W amforach przewożono najbardziej cenione wina helleńskie: pramnijskie, rodoskie, lesbijskie (z dzisiejszego Lesbos) z oznaczeniem pochodzenia i rocznika. Opisywano niesłychane (do niedawna, bo ani się obejrzymy, kiedy znów staną się modne) techniki enologiczne: konserwowanie młodego wina morską wodą czy wyciskanie najlepszych gron nawet nie nogami, ale wręcz dłońmi. Zaś szczytem wyrafinowania była klasyfikacja win według kolorów, która uwzględniała nie tylko biel, czerwień, czerń i żółć (!), ale nawet wina „rude” (kyrrós), tłoczone pospołu z jasnych i ciemnych gron (linia win spowinowaconych z rosé czy klaretem właściwie wygasła, choć dziś – w dobie winiarstwa naturalnego – wraca do łask). Czytałem o tym z hipnotycznym zachwytem w kultowej książce The Wines of Greece Lamberta Miles-Gócsa.

Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!