Éric Texier Chat Fou 2012
Éric Texier Côtes du Rhône Chat Fou 2012
Éric Texier to kultowy winiarz z Doliny Rodanu. Jeden z tych mistrzów wina autorskiego, dzięki którym świat wina jest tak wspaniale magnetyczny i przyciąga coraz to nowszych adeptów. 7–8 lat temu, gdy powstawało ostatnie wydanie Win Europy, Texier był na ustach wszystkich; to było najbardziej terroirystyczne Côtes du Rhône. Marek Bieńczyk lirycznie się nim zachwycił, mnie też parę butelek zahipnotyzowało.
O dziwo, ani wtedy, ani później nikt z polskich importerów po Texiera nie sięgnął, choć wśród francuskich sław należał akurat do najtańszych. Zatem po tylu latach wzruszyłem się, gdy pojawił się na półkach nowego, recenzowanego już przez nas projektu Winoblisko. Przystępność udało się przy tym zachować – wina zaczynają się od 45 zł.
W międzyczasie jednak Texier się zmienił, przez biodynamikę zawędrował w krainę win naturalnych; zawartość siarki w jego butelkach stopniała jak poparcie dla Ruchu Palikota, wyuczony rodański owoc spod znaku duszonej maliny zastąpiły wonie egzotyczniejsze: owoc granatu, ceglana mączka, piżmo i lilie. Dziś rozpoznać w tych winach Côtes du Rhône nie jest tak łatwo, ale zabawa jest przednia.
Podstawowe białe Adèle 2013 pachnie lekko macerowanym jabłkiem i pieprzem, w smaku jest kwasowe, lekko cierpkie, jak na wino naturalne – bardzo eleganckie, gładkie, dopracowane. Czuć w nim pewną płytkość oddechu charakterystyczną dla białych win z Rodanu, co nie jest wadą, tylko cechą stylu (45 zł). Czerwony odpowiednik nazywa się ładnie „Szalony Kot” (Chat Fou 2012); to najbardziej dialektyczne wino z tej czwórki, bardzo lekkie, eleganckie, niewymuszone, przypomina raczej Etnę niż krwiste Grenache z Côtes du Rhône. To wino jednowymiarowe, prostolinijne, smakujące tylko i aż winogronami (45 zł).
Wchodzimy szczebel wyżej i mamy białe wino Côtes du Rhône Brézème Roussanne 2013. Ten szczep, najszlachetniejszy w Dolinie Rodanu, jest w Polsce mało znany, bo też rzadko jest butelkowany samodzielnie, a jeszcze rzadziej (i to częściej w Australii niż we Francji) wpisywany na etykietę. To najmniej „alternatywne” wino z tego kwartetu, zostało bowiem smakowo zmainstreamowane przez beczkę, a spod smaków maślano-waniliowych wychodzi na razie tylko trochę brzoskwini i soli. Dla miłośników wielkich burgundów to będzie gratka, jak tydzień na Teneryfie i to w dodatku tanimi liniami (71,80 zł).
Na koniec czerwone Côtes du Rhône Saint-Julien en Saint-Alban 2012. Długa nazwa, długi posmak – natomiast za długo się nie wwąchujmy, bo wino pachnie trochę stajnią i oborą i choć nieagresywne, to jednak smak ma zdecydowanie lepszy niż zapach. Malina w stanie czystym, nadzwyczajna elegancja – to są Côtes du Rhône, którym na chwilę udaje się być burgundami. Czyli udał się naturalny paradoks – pod stertą dziwnych, „nieowocowych” zapachów nagle odnalazła się czysta prawda o winogronach (58 zł – bardzo dobra cena).
Rozpisałem się, ale dawno nie piłem tak ciekawych, intrygujących win. Na razie są dostępny tylko w dwóch miejscach – w sklepie Winoblisko przy Dworcu Wileńskim na warszawskiej Pradze oraz w sklepie internetowym (klikajcie linki powyżej).
Źródło win: nadesłane do degustacji przez importera.