Droga trzecia klasa
W 1855 roku Château Kirwan uhonorowano w historycznej klasyfikacji win z Bordeaux jako producenta trzeciej klasy. Był to zapewne najlepszy moment w dziejach tego zamku, który jak wiele innych w Margaux i w ogóle w całym Bordeaux ma korzenie XVIII-wieczne, produkuje od 300 lat dobre wina, ale też spośród swoich braci niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Piątkowa degustacja pionowa Château Kirwan, zorganizowana przez importera Roberta Mielżyńskiego, potwierdziła w zasadzie te wrażenia. Chris Kissack pisze o nich „these are good although not compelling wines” i ta opinia, wyrażona niekiedy innym szykiem zdania, powtarza się we wszystkich poważnych źródłach.
Od stu lat Kirwan jest perłą w koronie znanego bordoskiego hurtownika Schröder & Schÿler. Średnio zaawansowany winoman o tym winie powinien wiedzieć dwie rzeczy: że zawiera wyjątkowo wysoką jak na Médoc i Margaux proporcję Petit Verdot i Cabernet Franc (zmienia się w zależności od rocznika, ale w 2008 r. było to na przykład rekordowe 16% i 15%) i że w latach 1991–2007 konsultantem posiadłości był kontrowersyjny Michel Rolland. Z jednej strony jego przyciężki, beczkowy styl sprawił, że Kirwan oddalił się od ideału Margaux jako wina bardzo eleganckiego i jedwabistego, z drugiej – trudno odmówić mu dużych sukcesów w takich rocznikach jak 2000, 2003 i 2005.
Robert Mielżyński i dyrektor eksportu Kirwana Pierre Brousse ugościli nas rocznikami 2000, 2005, 2006, 2007, 2008, 2009 i 2010. Znakomity był jeden – 2005, pełny, dojrzały, zmysłowy, harmonijny, kompletny. Duże nadzieje wiązałem z 2000, pierwsza butelka była bardzo średnia, rosołowo-zielona, druga o wiele lepsza, bogata, gęsta, prawie na poziomie 2005. Moim zdaniem bardzo dobry potencjał ukazuje rocznik 2008, w którym czuć grafitowo-porzeczkową świeżość Cabernet Sauvignon i który ma po prostu dobrą energię.
Słabo zaprezentowały się 2006 i – zwłaszcza – 2007, krótki, beczkowy i alkoholowy. Zostawmy go Chińczykom. Co do 2009 i 2010, jest za wcześnie, by je ostatecznie ocenić. Marek Bieńczyk w czasie degustacji wypowiedział się entuzjastycznie o 2010, mam nadzieję, że tylko częściowo pod wpływem reputacji rocznika. Mnie to wino niczym na tym etapie nie zachwyciło. 2009 był lepszy niż się spodziewałem, mniej przegrzany, dość elegancki – poza samym sobą pokazał też, że życie po Rollandzie toczy się w Kirwanie normalnie i że zamek będzie dalej robił dobre wina. Być może z czasem okaże się nawet wart trzeciej klasy, który nieco na wyrost otrzymał w klasyfikacji z 1855 roku.
Na koniec refren, czyli ostrzeżenie przed cenami. To problem wszystkich prestiżowych Bordeaux, ale Château Kirwan nie będzie miał dla nas litości. Druga etykieta – Charmes de Kirwan, wino dobrze zrobione, soczyste, interesujące (piliśmy rocznik 2009) – kosztuje 164 zł, czyli dwa razy za dużo. Główne wino to wydatek 275 zł za rocznik 2007, 298 zł za 2008, 346 zł za 2010, 423 zł za 2009, 562 zł za 2003. (Wszystkie wina poza składami win Roberta Mielżyńskiego w Warszawie i Poznaniu są dostępne w sklepie internetowym). Nawet fartuch z wizerunkiem château odchudzi nam portfel o 85 zł. Krótko mówiąc, to nie są wina dla nas. Zostawmy je Chińczykom.
Degustowałem i obiadowałem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.