Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Bomby zamiast tradycji

Komentarze

O Arturze Zarzyckim i importowanych przez niego winach z Nowego Świata pisaliśmy wielokrotnie. Po Nowej Zelandii i Chile, Vive le Vin sięgnęło po wina z USA. Kto jednak pomyślał, że chodzi o Kalifornie, grubo się myli. Charles Smith Winery reprezentuje stan Waszyngton, a winiarz, który dał winnicy nazwę odbiega od wizerunku przeciętnego producenta wina. Puryści czytając jego historię, patrząc na jego zdjęcia czy wreszcie przyglądając się etykietom na butelkach, klną siarczyście, spluwają z pogardą i pewnie zakrywają swoim dzieciom oczy.

Sex, wine & rock and roll. © Rieslingrevolutionar.com.

Charles Smith choć urodzony w kalifornijskim Sacramento, nie zagrzał tam zbyt długo miejsca. Od wczesnych lat młodzieńczych ciągnęły go podróże, na co pewnie wpływ miało także francuskie pochodzenie jego ojca. Jako młody chłopak wyjechał za dziewczyną do Danii, co postawiło go w opozycji do większości amerykańskich rówieśników, którzy z reguły nie jeżdżą dalej niż do Las Vegas. Tam pracował jako manager grup rockowych (m.in. duńskiego duetu The Ravonettes) i jeździł w trasy koncertowe po całej Europie. W 1999 roku powrócił do Stanów aby otworzyć nowy wątek, tym razem winiarski.

Zakłada sklep z winem w Seattle, później przenosi się do Walla Walla, gdzie z francuskim enologiem i winiarzem produkuje swoje pierwsze wina z syrah, a w 2006 roku rozpoczyna historię projektu Charles Smith Wines, którego czterech przedstawicieli (spośród 10 produkowanych) miałem okazję próbować w Warszawie. Wszystkie powstają w Columbia Valley w stosunkowo niewielkich ilościach i, co raczej rzadkie w przypadku win z USA, charakteryzuje je oszczędne użycie baczki (tylko ok. 30% danego wina leżakuje w dębie, reszta w stalowych kadziach).

Trudno nie zwrócić uwagi. © Sirencommunications.com.

Tak powstaje choćby Eve Chardonnay 2012 (65 zł), które w żaden sposób nie przypomina beczkowych kolegów z Napa. Wprawdzie sporo tu ciała, ale i sporo świeżości, owoców cytrusów, mandarynki oraz niezłej kwasowości. Naprawdę smaczny (i na razie jedyny) reprezentant białych win. The Velvet Devil Merlot 2012 (65 zł) to wino, którego także jedynie 30% leżakuje w beczkach. Intensywne aromaty przede wszystkim dojrzałej wiśni, także tytoniu i czekoladowy nie męczą, nie ma tu też słynnego przegotowanego kompotu. Nie męczyło także – czym bylem autentycznie zaskoczony – wino o najbardziej wybuchowej nazwie i etykiecie Boom Boom! Syrah 2012 (85 zł), syrah z odrobną viognier. Smith określa nazywa to wino wiśniową bombą, ale mówiąc szczerze ten opis pasowałby do lepiej do australijskich syrah z Barossa Valley. Owszem, intensywnej wiśni jest tu sporo, ale jej eksplozję uniemożliwia duża ilość aromatów ziołowych i ziemistych. Dzięki temu wszystko trzyma się tu w ryzach, ryzach eleganckiego wina.

Nie jest tak groźnie. © Maciej Nowicki.

Chateau Smith Cabernet Sauvignon 2011 (96 zł) to wino, któremu znowu daleko mu do amerykańskiej „klasyki”. Cab miesza się tu z petit verdot, malbekiem oraz merlotem – jaka mieszanka, takie konsekwencje: oprócz czerwonego owocu wiśni, czereśni jest także sporo ziół, akcentów balsamicznych, świetna struktura, elegancja i długie zakończenie. Wino jest jeszcze bardzo młode, klasę pokaże dopiero za kilka lat.

Cieszmy się! © Maciej Nowicki.

Intencją Charlesa Smitha jest produkcja win zachowujących właściwości i charakterystykę poszczególnych szczepów, którymi można cieszyć się od razu. O tym, że nie są to deklaracje bez pokrycia świadczą kolejne nagrody przyznawane temu młodemu przecież projektowi. w 2009 roku magazyn Food & Wine nagrodził Smitha tytułem „Winiarza roku”, rok wcześniej jego drugi projekt – K Vintners – został wyróżniony przez magazyn Wine & Spirits tytułem jednej z najlepszych winnic powstałych w ciągu ostatnich 10 lat. Co będzie za kolejną dekadę?

Degustowałem na zaproszenie importera.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • PT

    a można je kupić gdzieś w Polsce? internetowo?

  • Anonim

    Milo jest zobaczyc pierwsze wino z Washington State w Polsce. Z pewnoscia region ten jest jeszcze nieznany z powodu Californi ale…za kilka lat bedzie o winach z tego stanu coraz glosniej. Niewielu ludzi wie ale ten Amerykanski Stan ma pierwsze miejsce w swiecie jezeli chodzi o produkcje Riesling. Troche jeste zaskoczony ze nie widac na tej liscie flagowego wina Charles Smith „Kung Fu Girl Riesling”. Artykul napisany troche chaotycznie.i brakuje mu wiele waznych faktow. Charles Smith osobiscie nie jest wlascicilem zadnej winnicy I skupuje winogrona w z calego Stanu Washington, Nie zgodze sie z faktem ze produkcja jest niska. Jak na warunki stanowe jest ogromna, Charles zatrudnia I bierze do wspolpracy najlepszych :Rolland-ow” w calym stanie Washington. Placi slono I jest „wszedzie” Troche inaczej przedstawia sie sytuacja z K Vintners. Ma tam mala winiarnie ktora kiedys orginalnie kupil (K Vintners) ale wiekszosc winogron skupuje aby podtrzymac produkcje. Wina bardzo drogie I typowe Parkerowe.

    • Marcin Jagodziński

      Anonim

      „Niewielu ludzi wie ale ten Amerykanski Stan ma pierwsze miejsce w swiecie jezeli chodzi o produkcje Riesling” – ja nie wiem, pod jakim względem ma pierwsze miejsce?

      • Anonim

        Marcin Jagodziński

        http://www.winemag.com/Web-2011/RIESLING-JULY-Extension/
        Ten artykul powinien pomoz. Mozesz go przetlumaczyc na Google jezeli nie znasz Angielskiego. Pozdrawiam.

        • Wojciech Bońkowski

          Anonim

          W tym artykule jest jedynie napisane „The Chateau [Ste Michelle] is the largest single producer of Riesling in the world” (i to też bez podania żadnych danych, szczerze mówiąc ryzykowne twierdzenie).

          Wywodzenie z tego stwierdzenia że Waszyngton ma pierwsze miejsce na świecie w produkcji Rieslinga jest pomyłką.

          W całym stanie Waszyngton w 2011 r. było 17 745 hektarów winnic w tym 2 557 ha Rieslinga. W Alzacji jest ok. 3,5 tys. ha Rieslinga a w Niemczech grubo ponad 20 tys. czyli prawie 10 razy więcej niż w Waszyngtonie.

          • Anonim

            Wojciech Bońkowski

            Wikipedia pisze ” With annual productions of over 600,000 cases a year, Chateau Ste. Michelle (Washington State) is the worldwide leader in the production of Riesling wines by volume”.
            Pomoz mi jak to mam zrozumiec.

          • Wojciech Bońkowski

            Anonim

            Drogi Jerzy, nie trzeba mieć dyplomów z wiedzy o winie żeby wiedzieć, że 7 mln butelek to trochę mało, żeby być największym regionem winiarskim na świecie. W tym wpisie w Wikipedii (zapewne zredagowanym przez biuro marketingowe Ch Ste Michelle) pewnie chodzi o to, że Ste Michelle jest największym prywatnym producentem Rieslinga na świecie. Chociaż też spojrzałbym na to z przymrużeniem oka, skoro taki Moselland ma ponad 1400 hektarów winnic z czego duża część to Riesling.

          • Marcin Jagodziński

            Wojciech Bońkowski

            Albo Peter Merters.

          • Anonim

            Wojciech Bońkowski

            Wojtku, w polemike nie bede wchodzil bo nie ma o co. Nastepnym razem bede bardziej uwazny. We wszystkim masz dobry punkt. Mysle jednak ze udalo mi sie chocby troche przyblizyc I naprowadzic czytelnika jezeli chodzi o wina z Washington State. Riesling jest jednym z flagowych win tego Stanu. Brak wzmianki w waszym artykule tylko mi mowi ze byl napisany „pod producenta” dla „importera”. Napisalem dzisiaj do importera ktory wspomnial ze na wiosne mozna sie spodziewac Rieslinga w Polsce…to tak ma marginesie jezeli chodzi o Riesling.

          • Marcin Jagodziński

            Anonim

            Najlepiej dosłownie :) Że producent Chateau Ste. Michelle produkuje najwięcej butelek na świecie. Co zupełnie nie ma się nijak do produkcji Stanu Waszyngton.

          • Piotr

            Anonim

            Nie ma to jak sprawdzać volume na wikipedii…nie trzeba daleko szukać, wystarczy zajrzeć na stronę Washington State Wine, aby zaczerpnąć paru istotnych informacji i dowiedzieć się, że są za Mozelą, Palatynatem, Alzacją czy Hesją Nadreńską, jeśli chodzi o „planted acreage”.
            Niemniej Washington State produkuje ciekawe wina, które na pewno znajdą swoich zwolenników.

            Pozdrawiam serdecznie,
            Piotr Pietras

          • Anonim

            Piotr

            Koncept importowania win z Washington State do Polski jest szalenie intresujacy. Dwa miesiace temu mialem mozliwosci przedyskutowania tego tematu z dyrektorem Marketingu, Washington State Commision. Poprosilem ich aby pomogli mi pokryc czesc kosztow wizyty w Washington State dla dziennikarza z Polski piszacego o winie. Nie byli tym zaintresowani, wrecz przeciwnie…wysmiali mnie. Wyslalem im linki do Ambasady Amerykanskiej gdzie czesto sie przeprowadza testowanie wina AMERYKANSKIEGO z California. Chyba ich to troche ruszylo. Byla Dyrektorka Marketingu dla Washington State Commission pracuje teraz dla Charles Smith. PONOC jest mozliwosc przeprowadzenia w Marcu w Ambasadzie Amerykanskiej testowanie win z Washington State. Obawaim sie aby to sie tak nie skonczylo jak z winami z Kaliforni. Zrobie wszystko aby miec mozliwosc przedstawienia ciekawych win od malych producentow. Jest to trudne bo mieszkam w Kanadzie.

  • Marcin Jagodziński

    Cóż, ja miałem troche inne wrażenia niż Maciek. Wina faktycznie nie są przegięte w stereotypowy dla win z USA sposób, za to są przegięte w inny. Nie znaczy, że są złe, są po prostu inne. Jeśli przyjmiemy, że typowy St. Emillion to koncert na orkiestrę symfoniczną, to merlot od Smitha to raczej wczesne płyty Alice in Chains :) To świetne wina do bardzo zdecydowanej kuchni, jeśli weźmiemy hamburgera z sosem BBQ, dorzucimy jalapeno i cheddar (czy jakiś jego amerykański odpowiednik), to merlot będzie świetnie pasował. Do bardziej stonowanej kuchni niekoniecznie. Podobnie Shiraz, który też jest bardzo, bardzo shirazowy, ale znów na sposób inny niż typowy shiraz nowoświatowy, a raczej jako prawie karykatura północnorodańskiego syrah. Czy to dobrze czy źle? Zależy od punktu widzenia, siedzenia i jedzenia na talerzu. Czasem ma się ochotę na właśnie takie, pozbawione niuansów wino.

    • Anonim

      Marcin Jagodziński

      Zgadzam sie Marcin calkowicie z toba. Jego wina tutaj to ta najnizsza polka sklepowa (ponizej $10). Ciesze sie ze zaczely pokazywac sie w Polsce. Ciekawe wina …na swoj sposob (jak kazde wino). Sam sprowadzam do Alberty wina z tego Stanu za ta sama cene ale o wiele ciekawsze bo produkowane w malych winnicach przez „prawdziwych” winiarzy. Stac ich na lepsza jakosc tylko dlatego ze sa robione z ich wlasnych winogram I nie musza placic duzych pieniadzy na ich zakup. Pracuje na tym aby zoorganizowac w Polsce pokaz win z malych winnic w Washington State. Zalezy mi aby zapoznac ludzi z tymi „normalnymi” robionymi winami ktore oddaja warunki w jakich the winogrona rosna. Washington State jest ogromnym obszarem winnym I bardzo zroznicowany. Naprzyklad Syrah z Walla Walla ma totalnie inny smak niz Syrah z Columbia Valley. To tak jak Syrah z Francij porownywana do Syrah z Croatia.