Vive le Vin – nowości
Najpierw cytat z filmowego klasyka: „To jest przy porwaniach samolotów. Jak bandyta porywa samolot, to możemy go żądać z powrotem właśnie na zasadzie tej tradycji. To stara tradycja, jeszcze od początków lotnictwa, ekstradycja!”.
Oprócz tradycji lotniczych, w ostatnim czasie do ekstradycji zaliczam także kilka corocznych degustacji, na których importer chwali się nowościami, przebojami, nową lub powiększoną ofertą albo po prostu winami, których ma się ochotę spróbować. Jednym z takich stałych punktów programu jest degustacja organizowana przez mikroimporterów: Winemates (Marta Wrześniewska opisywała niedawno wina Poeira Dusty) i Vive Le Vin. Po zeszłorocznej, organizowanej w The Lounge, kolejna (tym razem w okrojonym składzie, zabrakło trzeciego muszkietera – Winnego Garażu/ Brix65) odbyła się w AleWino.
Tego dnia furorę zrobił nowy rocznik opisywango przez nas tutaj nowozelandzkiego Greywacke Sauvignon Blanc 2014 (80–85 zł*). Nie zaskakuje mineralność tego wina, które zawsze jest mineralne, ale nie spodziewałem się tak niesamowitej soczystości, owocowości, feerii nut tropikalnych i trawiastych. Nie spodziewałem się, a przynajmniej jeszcze nie teraz. A to oznacza, że może być tylko lepiej. W ofercie tego producenta znajdziecie więcej świetnych win, po szczegóły odsyłam do niedawnego tekstu Marcina Jagodzińskiego.
Kolejny mocny punkt programu to chilijski producent Emiliana. Dobre wrażenie zrobiło Signos de Origen La Vinilla 2013 (85 zł), ciekawy kompozycja szczepów Chardonnay/Roussanne/Marsanne/Viognier, gdzie każdy ze szczepów dał jeden charakterystyczny aromat (nuty kwiatów, owoców egzotycznych, strukturę czy kwasowość), a złączone w całość i podkreślone dobrze zintegrowanymi nutami beczkowymi dały w rezultacie bardzo przyjemną propozycję do jedzenia lub bez.
Manos Negras Pinot Noir Red Soil 2011 (75 zł) prezentuje rzadko spotykane w Nowym Świecie podejście do tego szczepu – dojrzały, choć niezbyt intensywny aromat wiśni, świetną kwasowość, równowagę w każdym elemencie i niezwykle długi, elegancki posmak. Komu jednak brakuje słodszych nut, intensywniejszej beczki i mocniejszego owocu, może sięgnąć po tańszą etykietę (dla odmiany – białą) Manos Negras Pinot Noir 2012 (60 zł).
Nadal świetny poziom prezentuje Manos Negras Malbec Stone Soil Select 2011 (75 zł, o wcześniejszym roczniku pisałem tutaj). Czerwone owoce, trochę pikantnych i ziemistych nut, nadal eleganckie, choć nowy rocznik zyskał też trochę pazura i szorstkości – wyszło mu to na dobre.
A dla prawdziwych fanów Malbeca, a także osób uzbrojonych w niezwykłą cierpliwość, crème de la crème – Zaha Malbec 2012 (160 zł). Powstaje z pojedynczej parceli zwanej Toko, obsadzonej 60-letnią winoroślą. Na razie uderza koncentracją, choć jest jeszcze bardzo zamknięte. Potężne garbniki, 14% alkoholu – to wszystko sprawia, że warto poczekać, bo wino ma naprawdę duży potencjał. A kto za wszelką cenę chce go spróbować już teraz, niech koniecznie zdekantuje i poda do wołowego steka, razem będą idealne.
Gwiazdką (*) oznaczono ceny sugerowane przez importera. Wina można kupić w sklepach współpracujących, m.in. w Whisky and Wine Place i Podkowa Wine Depot.
Degustowałem na zaproszenie importera.