Sutong Pan i pan Rolland
Ciąg dalszy sagi rollandowskiej, czy jak kto woli, mydlanej opery, trwa. Bez tego człowieka pisanie o Bordeaux byłoby nudne jak Rolniczy Kwadrans (pamiętacie taką audycję?); a tak, dzięki Rollandowi mamy zjawisko ludzkie, na które można wylać wszystkie pomyje lub które można obsypać złotym pyłem. Medytacje dziennikarskie na temat świata wina, jego praw i tendencji, wiele mu w każdym razie zawdzięczają.
Ostatnia wiadomość sprzed trzech dni mówi o sprzedaży osobistej posiadłości Rollanda, Château Bon Pasteur (blisko 7 ha winnic) w Pomerol, należącej do rodu Rollandów od roku 1920. Od lat 90. posiadłość zdobyła famę, jej wina były notowane wysoko, niekiedy bardzo wysoko, choć wiadomo było – po pierwszych zachwytach parkerowskich i innych – że wyżej głowy nie podskoczy ze względu na średniej klasy (jak na Pomerol) terroir. W każdym razie to była rollandowska jaskinia lwa, z której wyszły na świat enologiczne wyprawy krzyżowe, niosące dobrą nowinę („więcej tlenu”, jak wyśmiewał to Nossiter w „Mondovino”) winiarstwu jak ziemia długa i szeroka.
Nabywcą jest pan Sutong Pan, obywatel chiński, któremu Rolland doradza w Napie (Sloan Estate); ma on już dwie inne posiadłości na Prawym Brzegu.
Nieznana jest jeszcze kwota, jaką Sutong Pan rzucił na stół. Można się spodziewać, że w grę wchodzi zaskórniaczek rzędu 15 mln €. Dobry pastor, ten Pan.